[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Celaena zmarszczyła brwi.
- Obawiam się, że...
- Nie możesz pójść - słysząc w głosie przyjaciółki irytację, posłała jej
przepraszające spojrzenie.
- Są pewne rzeczy, których... - zaczęła zabójczyni, ale księżniczka pokręciła
głową.
- Wszyscy mamy swoje tajemnice, choć ciekawi mnie, dlaczego twój kapitan tak
się obserwuje, a w nocy pilnuje cię tylu strażników. Gdybym była głupia, stwierdziłabym, że
się ciebie boją.
Zabójczyni uśmiechnęła się.
- Ludzie zawsze boją się głupich rzeczy. - Pomyślała o tym, co powiedziała
księżniczka i poczuła ciężar w żołądku. - A więc twoje stosunki z królową poprawiły się?
Chyba nie bardzo... starłaś się o to.
Księżniczka kiwnęła głową i uniosła podbródek.
- Wiesz, że sytuacja między naszymi krajami nie jest teraz najprzyjemniejsza.
Choć trzymałam się z dala od Georginy, zdałam sobie sprawę, że jeśli się do niej zbliżę, może
to mieć dobry wpływ na Eyllwe. Tak więc rozmawiałam z nią kilkakrotnie w ciągu ostatnich
tygodni, z nadzieję, że poprawią się nasze stosunki. Myślę, że dzisiejsze zaproszenie oznacza
postęp. - Celaena zrozumiała, że poprzez Georginę, Nehemia może zyskać posłuch u króla
Adarlan.
Zagryzła wargi, ale zaraz się uśmiechnęła.
- Jestem pewna, że twoi rodzice są zadowoleni. - Skręciły, a w powietrzu unosiło
się szczekanie.
- Gdzie jesteśmy?
- W psiarni - Nehemia rozpromieniła się. - Książę pokazał mi wczoraj szczenięta,
choć myślę, że była to wymówka, by wymigać się od uczestnictwa w jednym z wieczorków
swojej mamy.
Wystarczająco złe było chodzenie bez Chaola... ale wejście do psiarni...
- Czy wolno nam tu być?
Nehemia wyprostowała się.
- Jestem księżniczką Eyllwe - powiedziała. - Mogę chodzić, gdzie zechcę.
Celaena podążyła za księżniczką, która weszła do pomieszczenia przez duże,
drewniane drzwi. Marszcząc nos, przeszła obok kojca z psami różnych ras.
Niektóre były tak duże, że sięgały jej bioder, a inne miały łapy długości jej dłoni i
ciała długości jej ramienia. Rasy były piękne i fascynujące, a smukłe psy wzbudziły w
zabójczyni podziw. Ich wygięte brzuchy i długie nogi były pełne gracji i prędkości, a na
dodatek nie szczekały tak jak inne psy, lecz siedziały cicho i wpatrywały się w nią ciemnymi,
mądrymi oczami.
- Czy wszystkie są psami myśliwskimi? - zapytała, ale Nehemia zniknęła.
Słyszała jej głos w kojcu obok, a potem zobaczyła, jak macha ręką, by zabójczyni poszła za
nią.
Celaena pospieszyła za nią i spojrzała ponad bramką.
Dorian Havilliard uśmiechał się do niej, gdy Nehemia siadała.
- Witaj, Lady Lillian - wymruczał, głaszcząc brązowo-złotego szczeniaka. - Nie
spodziewałem się ciebie tutaj. Choć Nehemia uwielbia łowiectwo, dziwi mnie, że udało jej się
ciebie tu przyprowadzić.
Celaena spojrzała na cztery psy.
- To są maluszki?
Dorian podniósł jednego nich i pogłaskał po głowie.
- Tak. Wciąż nie mogę oprzeć się ich urokowi.
Ostrożnie, obserwując jak Nehemia śmieje się, gdy dwa szczeniaki skoczyły na
nią i zaczęły lizać, zabójczyni otworzyła drzwi kojca i wsunęła się do środka.
Księżniczka wskazała palcem w róg.
- Czy ten pies jest chory? - zapytała. Bł tam piąty szczeniak, nieco większy niż
pozostałe, a jego sierść była jedwabista, srebrzysto-złota, połyskująca w cieniu.
Zwierzę otworzyło swoje ciemne oczy, jakby wiedziało, że mówią o nim i
obserwują go. To był piękny pies i według Celaeny wyglądał jak rasowy.
- Nie jest chory - powiedział Dorian. - Po prostu jest nietowarzyski. Nie zbliża się
do ludzi. Do zwierząt także.
- Ma dobry powód - powiedziała Celaena, omijając nogi następcy tronu i zbliżając
się do piątego szczenaika. - Dlaczego miałoby dać się dotknąć komuś takiemu jak ty?
- Jeśli nie zacznie zachowywać się normalnie, będę zmuszony go zabić -
powiedział Dorian bezceremonialnie, a przez Celaenę przebiegła iskra.
- Zabić go? Zabić? Z jakiego powodu? Co to zwierzę ci zrobiło?
- To nie będzie odpowiednie zwierzę do tresowania.
- Więc zabijesz go ze względu na jego usposobienie? To nic nie da! - rozejrzała
się. - Gdzie jest jego mama? Może on jej potrzebuje.
- Ich mama widuje je tylko przez kilka godzin. Te psy są tutaj, by wytresować je
do wyścigów i polowanie, nie do przytulania.
- To okrutne, że izolujecie je od matki! - Zabójczyni weszła w cień i wzięła
szczeniaka na ręce. Przytuliła go do piersi. - Nie pozwolę ci go skrzywdzić.
- Jeśli jego duch jest dziwny - powiedziała Nehemia - byłoby to uciążliwe.
- Uciążliwe dla kogo?
- Nie jest to coś, czym trzeba się denerwować - odezwał się Dorian. - Wiele psów
jest codziennie zabijanych bezboleśnie. Nie rozumiem, dlaczego się temu sprzeciwiasz.
- Dobrze, nie zabijaj tego jednego! - powiedziała. - Pozwól mi go zatrzymać...
jeśli to jedyny sposób, byś go nie zabijał.
Dorian przyglądał się jej.
- Jeśli tak cię to denerwuję, nie zabiję go. Zatrzymam go i zanim podejmę
ostateczną decyzję, zapytam cię o potwierdzenie.
- Zrobisz to?
- Czym jest dla mnie życie psa? Jeśli cię to zadowoli, zrobię to.
Jej twarz płonęła, gdy wstał, stając blisko niej.
- Ty... obiecujesz?
Położył rękę na sercu.
- Przysięgam na swoją koronę, że szczeniak będzie żył.
Nagle zdała sobie sprawę, jak blisko siebie stoją.
- Dziękuję.
Nehemia obserwowała ich z uniesionymi brwiami do chwili, gdy w bramie
pojawił się jeden z jej strażników.
- Musimy iść, księżniczko - powiedział w Eyllwe. - Musisz przygotować się na
wieczór z królową.
Księżniczka wstała, przepychając się obok szczeniąt.
- Idziesz ze mną? - zapytała Celaenę we wspólnym języku. Zabójczyni skinęła
głową i otworzyła bramę. Zamykając ją, spojrzała na następcę tronu.
- Więc? Nie idziesz z nami?
Usiadł na podłodze w kojcu, a szczeniaki natychmiast go obskoczyły.
- Być może zobaczymy się dziś wieczorem.
- Jeśli będziesz miał szczęście - wymruczała i odeszła. Idąc przez zamek,
uśmiechała się do siebie.
W końcu Nehemia odwróciła się do niej.
- Lubisz go?
Celaena skrzywiła się.
- Oczywiście, że nie. Dlaczego bym miała?
- Rozmawiacie z łatwością. Wydaje się, że macie... połączenie.
- Połączenie? - Celaena zakrztusiła się tym słowem. - Po prostu lubię go drażnić.
- To nie zbrodnia, jeśli uważasz go za przystojnego. Muszę przyznać, że zle go
oceniałam. Miałam go za nadętego, egoistycznego idiotę, ale nie jest taki zły.
- To Havilliard.
- Moja matka była córką wodza, który starał się obalić mojego dziadka.
- Oboje się wygłupiamy. To nic.
- Wydaje się, że on bardzo się tobą interesuje.
Celaena szybko odwróciła głowę, jej oczy były pełne dawno zapomnianej furii,
która skręcała do bólu jej żołądek,
- Wolałabym wyciąć sobie serce, niż zakochać się w Havilliardzie - warknęła.
Zakończył spacer w milczeniu, a gdy doszły do miejsca, gdzie kierowały się w
dwie różne strony, Celaena życzyła księżniczce miłego wieczoru i szybko skierowała się do
jej części zamku.
Kilku strażników podążało a nią w większej odległości, która z każdym dniem
stawała się coraz większa. Czy to był rozkaz Chaola?
Nadchodziła noc, a niebo stawało się granatowe, płatki śniegu przyklejały się do
szyb. Mogła z łatwością wyjść z zamku, zaopatrzyć się w niezbędne rzeczy w Rifthold i do
jutrzejszego południa być na statku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •