[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wynikłe sprawy, pozostawiając nas przy garncu zsiadłego mleka i świeżych drożdżówkach.
- Kryna, niech mi pani opowie o ślubie - poprosiłam wprost. Dobra wampirzyca ze zrozumieniem
pokiwała głową i napełniła mój kubek.
- O ile wiem, to póki co żadnego ślubu tam nie ma - zaczęła ostrożnie. - Raczej chodzi o
oględziny. Ale ponieważ nie są to pierwsze oględziny i zdaniem Lena nie bardzo jest co oglądać,
to trudno traktować sprawę poważnie.
- Więc po co tam pojechał? Kryna wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia. Oczywiście Kella ma nadzieję na uczucie jak piorun z jasnego nieba, ale na ile
znam Lena, w tej sytuacji nawet lubczyk nie pomoże. Jest bardzo podobny do ojca, a ten pokochał
od pierwszego wejrzenia i na całe życie. A poza tym ta niedawna afera raczej nie sprzyjała
ociepleniu stosunków.
W tym momencie poczułam w końcu smak drożdżówki, trzeciej z kolei. Wcale niezgorszej.
Trzeba będzie wyjechać z pierwszymi promieniami słońca. Miałam rację, działo się coś
niedobrego i bez wątpienia poważnego, skoro Len nawet nie wspomniał. Gdyby go nagle trafiło i
miał zamiar się żenić, to ja dowiedziałabym się jako pierwsza - tak ogromne szydło
wcześniej czy pózniej z worka wyjdzie. A władca dosyć stanowczo próbował rozwiązać problem
pod moją nieobecność, nie dając mi znać przed wyjazdem.
- A co za afera? Kryna zachichotała:
- Bardzo ciekawa historia. Akurat z gatunku tych, które opowiada się szeptem podczas
wieczornych spotkań przy drożdżówkach. Może i nadszarpnęła Lenowi autorytet, lecz komu
innemu również nadpsuła reputację. Trzy lata temu władca pojechał do Arlissu, jakoby pozalecać
się do przyszłej narzeczonej, ale po drodze ktoś go porwał.
- Porwał? Lena?! A on to niby komu potrzebny? - wyrwało mi się.
- Ano porwał i zażądał okupu - kontynuowała nieporuszona Kryna. - Od Arlissu. Worek złota, na
wagę władcy.
- Jakieś bzdury - mruknęłam. - Zapłacili?
- I tu jest cały wic. Zaczęli długie rozmowy z porywaczami, prosili o zjechanie z ceny, podając
jako powód brak pieniędzy w skarbcu i nieurodzaj rzepy. Jakiś troll najemnik robił za pośrednika
w rozmowach, roznosząc liściki i skutecznie umykając przed próbami śledzenia. Złodzieje rzucali
wielkimi słowami, grozili, że zwrócą narzeczonego w kawałkach, przesyłali kawałki płaszcza
jako dowody, jednak powoli spuszczali z tonu i oto po dwóch tygodniach od porwania przy
krzywej sośnie na wzgórzu odbyło się uroczyste przekazanie czterech złotych monet.
- A Lena puścili?
- A coś ty. Sam przyszedł po okup. I przy wszystkich świadkach ogłosił, że tak tani narzeczony
nie uważa się za godnego drogocennej władczyni Arlissu, bo sam pośrednik kosztował go
czterdzieści kładni, nie licząc pociętego płaszcza i strat moralnych związanych z tym, jak
przeceniono jego życie. Wyszła z tego straszna afera, panna młoda nie mogła sobie miejsca
znalezć z wściekłości, Kella nie odzywała się do Lena przez trzy miesiące, on sam chował się
przed Starszymi po krzakach, a obie doliny turlały się ze śmiechu.
- No to dlaczego nie zerwali narzeczeństwa, skoro się tak serdecznie nie cierpią? - Z żalem
spojrzałam na wpół pusty półmisek. Całe drożdżówki już się we mnie nie mieściły, a
wydłubywanie z nich dobrze podpieczonego nadzienia z białego sera nie byłoby zbyt ele-ganckie.
- Oj, dziecko, jasnowłosych zostało tak mało, że nikt ich nawet nie pyta, czy się sobie nawzajem
podobają, czy nie. Zamiast miłości jest polityka. Kiedyś Len się z tym pogodzi.
- Jeśli o mnie chodzi, wolę umrzeć jako stara panna.
- Tobie to nie grozi - roześmiała się Kryna. - Z roku na rok stajesz się, dziecko, coraz piękniejsza.
Strach pomyśleć, jakie szczęście będzie miał twój wybranek za te dwa - trzy lata.
- Nie mam zamiaru nikogo wybierać - burknęłam. - Ostatnia rzecz, której mi trzeba, to codzienne
gotowanie i rodzenie dzieciaków rok po roku! Nie po to zmarnowałam dziesięć lat na nauce, żeby
spędzić całą resztę inaczej, niż tego chcę.
- Wydaje ci się, że będziesz miała jakiś wybór? Ani ty, ani twój mężczyzna. To los się tym zajmie
- poważnym i smutnym tonem powiedziała wampirzyca i z jakiegoś powodu straciłam ochotę do
żartów. Zamiast tego zadałam pytanie, które od bardzo dawna mnie nurtowało i do zadania
którego jakoś nigdy nie było okazji:
- Kryno, a co się stało z pani wilkiem?
- Poszedł sobie - odparła z tym samym smutkiem. - Przekonał się, że przekazał mnie w dobre
łapy, i odszedł. Wcześniej czy pózniej to powinno było nastąpić. %7łycie trwa dalej i nawet takie
staruchy jak ja czasami mają ochotę, by mieć z niego jakąś przyjemność... I nawet ro-zumiem to,
głową, ale i tak czuję się, jakbym zdradziła. I została zdradzona. Pamiętaj, dziecko, jak piękne by
nie były wspomnienia, nie wolno żyć tylko nimi. Po prostu to zapamiętaj. A życie ci kiedyś
wyjaśni, o co chodzi.
I w tym momencie ostatecznie się przekonałam, że w Dogewie zwariowali wszyscy. Nawet wilki.
Długo nie mogłam usnąć, przewracając się z boku na bok i nagradzając Lena wszystkimi
epitetami, jakie tylko przychodziły mi na myśl. Psiakrew, wymyślił sobie kolejną Wielką
Osobistą Tajemnicę Władcy... Jak gdyby najwyższa wiedzma Dogewy nie mogła pomóc mu raz
na zawsze pozbyć się tej politycznej narzeczonej! I to z największą przyjemnością!
Choć z drugiej strony... Może Len wcale nie przysyłał żadnego zamówienia? Zażartował, oszukał,
zmuszając mnie w ten sposób do nauki historii magii. A sam odwrotnie, ugadał się z mistrzem,
żeby ten znalazł mi jakąś niezbyt męczącą robotę, cobym nie plątała się pod nogami. A pomiędzy
nim i władczynią Arlissu kwitnie szczera, gorąca miłość... i niedługo planowany jest też malutki
Lenek.
Gwałtownym ruchem przekręciłam się na brzuch i z głuchym jękiem nakryłam głowę poduszką.
Najwyższa wiedzma, tak, już, zaraz! Naiwna idiotka. I po co mi była ta cała Dogewa... Przecież to
oczywiste, że nikomu tu nie jestem potrzebna, nikt na mnie nie czeka, wykorzystali mnie i
porzucili dla jakiejś... Stop. Ja chyba jestem zazdrosna... O siedemdziesięciosiedmioletniego
wampira, bliskiego przyjaciela i niedościgłego władcę Dogewy, pewnego siebie, przystojnego
blondyna, który równie swobodnie czyta cudze myśli, jak ukrywa własne. Ja?!
Tak!
Uuuuuu...
Aóżko zaskrzypiało z pretensją. Teraz na poduszce leżały moje nogi, lecz zmiana pozycji nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •