[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dachu. Klara chwyciła Emily za rękę.
- Nie możesz tego dłużej odkładać! Widzę to po tobie. Mieszkanie sta-
ło się ciężarem, którego wkrótce nie będziesz mogła dzwigać.
- Sama nie wiem... wydaje mi się to po prostu całkiem niemożliwe -
odparła Emily, cofając rękę. Serce biło jej szybko i głośno na myśl o tym,
co przeżyła tamtego dnia, kiedy próbowała otworzyć drzwi.
- Wpadam w popłoch natychmiast, jak sobie o tym pomyślę - dodała,
czując, że zimny pot spływa jej po plecach.
- No więc jak, zostawisz te drzwi zamknięte na zawsze? - spytała Kla-
ra. - Powinnaś się teraz tam przeprowadzić. Będzie ci zbyt trudno mieszkać
u starej Nanny, kiedy otworzymy hotel. Odpowiedz mi szczerze: naprawdÄ™
chcesz każdego ranka słuchać jej dziwacznego gadania, siedzieć i jeść z nią
wszystkie posiłki? Nanna to bardzo miła osoba, ale wciąż powtarza w kół-
ko to samo. Już to dobrze słyszałam. Ona ci po prostu zabiera czas, powin-
naś być tutaj, w hotelu!
- Nie jest znowu tak daleko z domu do hotelu, trzeba po prostu przejść
przez plac - protestowała Emily, wiedziała jednak bardzo dobrze, że Klara
ma rację. Musi otworzyć mieszkanie i przeprowadzić się do niego, musi
znieść to, co czeka na nią wewnątrz. Nie może dłużej zwlekać.
- Chodzmy tam zaraz, zanim się ściemni! Mogę być przy tobie.
168
R
L
Emily popatrzyła na Klarę. Klucze leżały w kieszeni jej fartucha i do-
słownie ją paliły. I tak było od wielu tygodni, po tamtej pierwszej, nieuda-
nej próbie.  Dzisiaj" powtarzała sobie każdego ranka, ale zanim zdążyła się
do tego przygotować, robił się wieczór. Kolejny wieczór, w którym drzwi
do jej dzieciństwa miały pozostać zamknięte.
- Ja się boję! - powiedziała, czując, że zaczyna dzwonić zębami.
Kolejna błyskawica rozdarła niebo przed nimi, zaraz potem rozległ się
gwałtowny grzmot.
Klara znowu chwyciła ją za rękę i długo trzymała mocno w swoich
dłoniach.
- A czego boisz siÄ™ najbardziej?
- Nie wiem. Może tego, że mieszkanie okaże się puste. %7łe nic tam nie
znajdę. %7łe ojciec wyrzucił wszystko, pozacierał wszelkie ślady po naszym
wspólnym życiu, tak jak to zrobiÅ‚ z różami na Egerhøi.
Wypowiadała słowa z trudem, jąkając się. Mówienie o tym sprawiało
jej ból.
- Ale róż z tego ogrodu nie usunął. Zamknął go tylko i poszedł swoją
drogą. Zrezygnował z prowadzenia hotelu. Myślę,- że znajdziesz pokoje w
takim stanie, w jakim je opuścił.
- Boję się też tego, że i tam niczego sobie nie przypomnę! Dobrze
wiesz. %7łe przeszłość będzie równie pusta... i pozbawiona sensu.
- No to co? Czy zbiedniejesz z tego powodu?
- Nie, tylko trudniej mi będzie znieść rozczarowanie.
- Przypomnisz sobie więcej, jak tu trochę pomieszkasz, jestem tego
pewna! - Klara wypuściła jej rękę i z przejęcia przestępowała z nogi na no-
gę. - Z pewnością zgromadził wszystkie pamiątki w tamtym mieszkaniu.
Obrazy, o których mi opowiadałaś, na przykład malowidła przedstawiające
róże, wykonane przez twoją matkę. Założę się, że znajdziesz to wszystko w
środku.
- Jutro, Klaro... obiecujÄ™.
- Od dawna to powtarzasz. Ale teraz ja nie ustÄ…piÄ™! KtoÅ› musi ci po-
móc. - Klara przechyliła na bok głowę i zmrużyła oczy, nagle bardzo po-
ważna. - Jak ktoś taki strachliwy jak ty może być dyrektorem hotelu? Skoro
169
R
L
nie masz odwagi przejrzeć kilku starych pokoi, to jak dasz sobie radę z za-
rządzaniem hotelem? Ten hotel musi być twój, musisz wziąć go w posiada-
nie!
Emily wsunęła rękę do kieszeni i znalazła tam klucze, ujęła metal i po-
czuła chłód. Choć przecież te klucze parzyły jej skórę.
- A może wolałabyś pójść tam sama? - spytała Klara, tym razem łagod-
nym, niemal macierzyńskim tonem. - Mogę odprowadzić cię do drzwi i po-
tem czekać na zewnątrz. Stać tam na wypadek, gdybyś mnie potrzebowała.
Emily uniosła rękę i wyciągnęła ją do Klary. Ręka drżała. Obie przy-
glądały się kluczom. Gwałtowny podmuch wiatru uderzył w ściany domu,
niebo znowu rozdarła błyskawica, i nareszcie nadszedł deszcz, ulewny i
gwałtowny.
- Teraz to zrobimy - rzekła Emily wolno. Miała poczucie, że pokoje na
górze czekają na nią, zamknięte, i wołają. %7łe burza coś otworzyła. Przez
ułamek sekundy miała wrażenie, że pamięta odległą burzliwą noc tutaj, w
tym białym hotelu. Uspokajający głos matki. Stukot okiennic, zamkniętych
przed wiatrem. Jakieś migotliwe światło.
- Halo?
Obie podskoczyły. Z dołu z recepcji dotarł do nich męski głos.
- Nie zamknęłaś drzwi na klucz? - spytała Emily.
170
R
L
- Myślałam, że ty to zrobiłaś, kiedy wyszłam tylnymi drzwiami.
- Czy jest tu kto?
Emily rozpoznała ten głos i zaczęła drżeć. Wsunęła klucze do kieszeni
i odwróciła się ku schodom.
- Toż to latarnik! - zawołała Klara zdumiona. - Rany boskie, czego on
tutaj szuka?
Emily opierając się o poręcz, schodziła ze schodów z uczuciem, że w
każdej chwili nogi mogą odmówić jej posłuszeństwa. Widziała go teraz, jak
stał pośrodku, ociekając wodą. Obok leżał jego worek z żaglowego płótna.
- My nie mamy... - zaczęła Klara za jej plecami. Emily uciszyła ją ru-
chem ręki.
- Dobry wieczór - powiedziała, starając się kontrolować głos. - Szuka
pan noclegu w czasie niepogody?
- No właśnie. Byłem w drodze do latarni, jutro rano zaczynam pracę.
Burza mnie zatrzymała. Musiałem przybić do tutejszego portu. Czy pań-
stwo już otworzyli? Wszystko jest tu puste i jakby porzucone.
- No to pan będzie naszym pierwszym gościem - rzekła Emily. - Jeśli
zechce pan zanocować w tylko częściowo gotowym hotelu.
- Z największą radością.
Wiatr szarpał budynkiem, zacinał deszczem w szyby. Znowu coś trza-
snęło.
- Nie może pan żeglować w taki sztorm - wtrąciła Klara, zerkając w
stronÄ™ Emily.
Prawie do mnie mrugnęła, pomyślała Emily, przypominając sobie
zwierzenia, do jakich doszło tamtego wieczora w domku kąpielowym.
- To prawda, to byłoby igranie z losem - przyznał. - Ale nie chciałbym
się narzucać.
Wzrok miał niepewny. Nagle Emily zauważyła, że wiele go kosztowa-
ło zapukanie do jej drzwi. %7łe przyszedł tu, żeby ją spotkać, nie po to, by
szukać schronienia przed burzą.
- Klara, możesz pokazać panu Hartwigowi jego pokój? - spytała, czując
rozkoszne napięcie w całym ciele. - Ja zaraz odgrzeję trochę zupy.
171
R
L
Klara zeszła na dół sama. Miała bardzo dziwny wyraz twarzy. Jakby w
każdej chwili mogła wybuchnąć śmiechem, ale z całych sił starała się go
powstrzymać.
- Nakryję w bibliotece - powiedziała. - Jadalnia jest za wielka.
Emily skinęła głową i zaczęła mieszać zupę, która została od obiadu.
Wyjęła też bochenek chleba. Klara przygotowywała posiłki dla wszystkich
pracowników i okazała się naprawdę zdolną kucharką. Na samym początku
Dorthe przynosiła im jedzenie, ale to było dla niej zbyt męczące. Poza tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •