[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdobytą na wrogach broń i konie. Jeńców przytroczono do siodeł. Marta wsiadła do karety, ja
powoziłem.
Pojechaliśmy, zostawiając na miejscu jednego czerwonego, aby przyprowadził Dunkera i
jego obu towarzyszy, skoro wrócą.
Nie będę opisywał ucią\liwej podró\y. Po dwóch godzinach przybyliśmy do wielokroć
wspomnianej Doliny Mrocznej; następnie doścignął nas Dunker i oznajmił ze śmiechem, \e się
szarmancko pozbył lady, przekazując ją kilku nader, czerwonym gentlemanom.
W niespełna godzinę przed wieczorem powitali nas z entuzjazmem mieszkańcy wioski,
uprzedzeni przez gońca o naszym przybyciu.
Przez resztę tego dnia, a tak\e przez następne, świętowano łatwe zwycięstwo. Winnetou,
Emery, Dunker i ja doznaliśmy przedniej gościnności. Oglądano nas z ciekawością i z czcią,
jak gdybyśmy byli potomkami bogów. Bawiliśmy we wiosce przez pięć dni, na poły z musu, na
poły dobrowolnie, albowiem byliśmy spragnieni wreszcie wypoczynku, tym bardziej, \e
oczekiwała nas daleka droga powrotna.
Stara kareta była tak roztrzęsiona, \e musieliśmy ją zostawić. Za to Nijorowie sklecili dla
Marty lektykę z wygarbowanych skór, rzemieni i \erdzi.
W dzień przed naszym wyjazdem, oddział Nijorów urządził polowanie na antylopy. My
zostaliśmy w domu. Kiedy myśliwi wrócili, powstał w wiosce straszliwy zgiełk. Siedzieliśmy
podówczas w namiocie wodza. Wyjrzeliśmy i& oto niespodzianka! Myśliwi zamiast antylop,
przyprowadzili ze sobą dwoje jeńców, a mianowicie jednego Mogollona i Judytę.
Jak się okazało, w odległości godziny jazdy od wioski myśliwi natknęli się na śydówkę i
sześciu Mogollonów. Z czerwonych zdołali schwytać tylko jednego; pozostałych pięciu
ratowało się ucieczką, ale, rzecz najbardziej zdumiewająca, wszyscy byli uzbrojeni we flinty.
Z początku badaliśmy jeńca. Milczał uporczywie, niepodobna było słówka wydobyć z
niego. Następnie zwróciliśmy do zdobyczy, która nie straciła nic ze swej bezczelnej arogancji.
Czego pani szukała w pobli\u wioski? zapytałem.
Niech się pan domyśli! odparła ze śmiechem.
Oczywiście swego Jonatanka?
Powiedziałam ju\ panu, \e nale\ę do niego!
Wie pani, \e zrezygnowaliśmy z jej towarzystwa, ale mo\e nie wie seniora, \e jej
towarzysze nara\ali na szwank \ycie, podchodząc tak blisko do Nijorów?
To mnie nie obchodzi.
Skąd wzięli broń?
Nie powinien pan o tym wiedzieć.
Czy przyszła pani mnie zmusić, abym ją ze sobą zabrał?
Có\ innego mogłam mieć na celu?
Uwolnienie Meltona.
Czy sądzi pan, \e wa\ylibyśmy się wkroczyć do tak wielkiego obozu? Nie jesteśmy
głupcami.
W nocy mo\na się było na to wa\yć. Ale pani zamierzała co innego. Wyszła pani na
zwiady, aby podglądać nasz wyjazd. Następnie chcieliście się udać za nami i napaść na nas.
Odzyskalibyście Jonatana oraz pieniądze, a nadto Mogollonowie powetowaliby sobie klęskę.
To dziwne, jaki z pana szczwany lis! rzekła z wymuszonym uśmiechem,
prawdopodobnie więc trafiłem w sedno.
Smutne jest pani \ycie powiedziałem i skończy je pani tak samo.
Có\ to pana obchodzi! Jakie jest moje \ycie i jak je skończę, to moja rzecz, a nie pańska.
Skoro pani stale wchodzi nam w drogę, mamy prawo zająć się panią. Postaramy się ju\ o
to, abyś nie mogła nam zawadzać. Wódz Nijorów a nasz brat, przetrzyma panią tutaj w niewoli
przez kilka tygodni. To będzie jedyny skutek pani obecnej przygody.
Znać było po niej przera\enie. Ale wnet się opanowała i rzekła zmienionym, błagalnym
głosem:
Postąpi pan wobec mnie nader niesłusznie, sir! Nie chciałam bynajmniej oswobodzić
Meltona, a pragnęłam tylko prosić pana, abyś mnie ze sobą zabrał.
Prosić?! I po to zabrałaś ze sobą sześciu ludzi? I do tego uzbrojonych? Niech pani kogo
innego wpuszcza w maliny. Zostanie pani w niewoli przez kilka tygodni. Co potem, to pani
rzecz. A teraz niech mi się pani więcej na oczy nie pokazuje!
Odeszła, ale wnet się odwróciła i zapytała:
A więc istotnie Melton będzie ukarany?
Tak.
To jedz pan! Ale nie ominie cię pewna przygoda, nawet jeśli mnie przy tym nie będzie.
Ta grozba była dowodem, \e gotowano na nas napad. Pięciu Mogollonów zdołało umknąć.
Nale\ało się spodziewać, \e w nocy wkradną się do obozu, ciekawi losu swej przywódczyni i
współplemieńca. Przeto wieczorem zaciągnęliśmy dookoła wioski łańcuch stra\y, schowanych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]