[ Pobierz całość w formacie PDF ]
endura czytane wspak dało akurat imię tego Turka, stanowi, mój drogi, jeden z wielu
figli, jakie los trzyma dla nas w zanadrzu. Po prostu zbieg okoliczności. Czy uwierzysz
w to czy nie, to tylko przypadek, absurdalna zbieżność . Znowu się napił.
W jaki sposób zorganizowałeś napaść rycerza?
Tamtego? Ach, tak, pojmuje twe wątpliwości. Faktycznie, byłem zawsze z tobą,
a przynajmniej prawie zawsze.
Ukrywał się w pobliskich górach. Zabił jakiegoś człowieka z okolic Wenecji.
Powiedział mi o tym podczas spowiedzi. Jak wiesz, konfesjonały są zamknięte i nie
widzi się twarzy spowiednika. Dla niego mogłem być jednym z setek żyjących tu
księży.
Krewni zabitego polowali na niego od lat i żył w ciągłym lęku, że go dopadną. %7łył
samotnie, w jakiejś grocie.
Wiesz, co świetnie robił? Chwytał gołębie i tresował je. Pewnego ranka znalez-
liśmy u drzwi katedry pełną ich klatkę. Kto wie, prawdopodobnie chciał je ofiarować
Kościołowi, anonimowo, jako zadośćuczynienie. Były bielutkie, jedyne w swoim rodza-
ju. Wtedy olśniła mnie myśl, by przesłać mu wiadomość. Byłem pewien, że wypusz-
czone na wolność gołębie wrócą do niego, i tak się rzeczywiście stało.
Napisałem mu, co chce by zrobił, dając do zrozumienia, że jestem jednym ze ści-
gających go, że go odkryłem, lecz że może na zawsze odkupić swój występek dokonując
zbrodni na zamówienie. Oraz, że ludzie, których trzeba zabić, zasługują na śmierć: wy-
myśliłem parę nikczemności.
161
Oczywiście, nie byłem pewien czy to spełni, lecz nie miałem innego wyboru.
W każdym razie dla kogoś tropionego od lat jak on, pokusa musiała być silna. I nie my-
liłem się .
Ale i ciebie by zabił! .
Gaddo odstawił szklankę i popatrzył z powagą na Konrada: Czy sądzisz, że mnie
tak zależy na życiu? Nie kryję, iż od początku miałem nadzieje, że i mnie zabije.
Tak, udałem, że tracę przytomność. Lecz on wolał ścigać ciebie, któryś uciekał.
Potem wróciłby, żeby i mnie wykończyć. Pojawienie się Ugolina było naprawdę przy-
padkowe.
Półprawdy, które ci o nim opowiadałem, miały posłużyć temu, byś skupił się na
nim i na Viscontim. Zaś Szymon Visconti nieświadomie podjął moją grę, każąc ci są-
dzić, że i on uważa Ugolina za winnego.
Wiedziałem jednak, że ty byś się dokopał prawdy. Postawiłbym na ciebie z za-
mkniętymi oczami. Chodziło mi tylko o to: umrzeć a nie dać ci powodów, byś podej-
rzewał mnie. Zależy mi na twoim szacunku, wiesz? Zależy mi, pomimo wszystko. Zdaję
sobie sprawę, że w tej sytuacji wszystko to może ci się wydać śmieszne. Jednak komuś,
kto dopuścił się tego, co ja, często zacierają się granice tego co logiczne i co chorobliwe;
myśli gonią coraz szybciej, plączą się.
Co się stało? Instynkt przetrwania, który w końcu zwyciężył? Nagła pokusa, by zo-
baczyć, czy chociaż jeden raz w życiu uda mi się przewyższyć cię inteligencją? Nie wiem,
nie zastanawiałem się już nad tym i nie chcę się nawet teraz zastanawiać. A zresztą, jakie
to może mieć znaczenie? . Milczał przez chwilę, pocierając dłonią o dłoń, odetchnął:
Potem wydarzenia zaczęły się toczyć, a ja nie mogłem nic zrobić. Próbowałem też od-
grywać rolę tchórza. Kto wie, może to właśnie wzbudziło w tobie podejrzenia! .
Nie, odrzekł Konrad, wcale nie. To naprawdę wziąłem za dobrą monetę.
Podobnie, jak w najmniejszej mierze nie podejrzewałem na początku, iż na cmentarzu
to ty zarzuciłeś mi płaszcz na głowę i udałeś napad .
Był śmiertelnie smutny, rozdarty pomiędzy pragnieniem, by dotknąć ramienia
tego człowieka, którego naprawdę lubił a odrazą wobec tego samego człowieka, który
w końcu był zabójcą, winnym wobec Boga, wobec Kościoła i wobec ludzi. Litość?
Oczywiście, tak. To uczucie przeważało w jego duszy. Innego nie było.
Czy długo byłeś jej kochankiem? , zapytał go ochrypłym głosem.
Gaddo uśmiechnął się z niezmierną goryczą: Ależ skąd, niespełna cztery miesią-
ce! . Znów się uśmiechnął. Lecz to wystarczyło, żeby oszaleć .
Znowu nalał wody, nie dostrzegając, że się już przelewa poza brzegi szklanki.
Ale nie wypił. Znowu zaczął mówić: Umawialiśmy się na spotkania w konfesjonale.
Chodziłem do niej w nocy. Nigdy nikt się o tym nie dowiedział.
Aż kiedyś, ni stąd ni zowąd, z powagą popatrzyła mi w oczy. Rzekła tylko:
Skończone .
162
Patrzyłem na nią bez słowa. Patrzyłem cały czas, gdy się ubierałem. Ostatni raz ob-
róciłem się ku niej wychodząc oknem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]