[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wobec tego w barze o siódmej? - dokończył sprawę Nick i zniknął w głębi
korytarza.
Poszłam do swojego gabinetu, zamknęłam drzwi i usiadłam, składając głowę na
rękach. To był dopiero mój pierwszy dzień, a już miałam dodatkowy problem. Wymyśl coś,
powiedziałam do siebie. Nic nie mogłam na to poradzić, że Rebeka będzie rozczarowana, ale
mogłam spróbować zapewnić jakoś dzieciom opiekę. Zadzwoniłam do Jill, która powinna już
być w domu po szkole.
- Jill! - powitałam j ą radośnie.
- Chcesz czegoś - powiedziała rzeczowo. - Słyszę to po twoim przymilnym, wesołym
głosiku.
- Nie mogłabyś przyjść z dziewczynkami do mnie o siódmej i poczekać, aż wrócę
gdzieś koło ósmej? Claire nie może dzisiaj zostać, a Mike ma zebranie.
- Drobiazg! - roześmiała się Jill. - Wezmę smarkule z wizytą, zamiast zapakować je do
łóżek, i zajmę się twoimi dziećmi, a na dokładkę nie dostanę za to pewno żadnych pieniędzy,
mam rację?
- Dostaniesz dużą szklankę wina - obiecałam.
- Zrobione. Powiem Pete owi, że musi dla odmiany sam sobie przygotować kolację.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczna.
- Odchrzań się. Tylko za bardzo się nie spóznij.
Odłożyłam słuchawkę, wzdychając z ulgą. Ale jak często mogę ją o to prosić? Trudno
żeby Jill zaniedbywała własną rodzinę, aby mi pomagać - jesteśmy tylko przyjaciółkami, na
litość boską! Będę musiała uzmysłowić Nickowi, że wieczorne spotkania są dla mnie dość
kłopotliwe i jeśli chce omawiać coś po pracy, powinien dać mi wcześniej znać. Nawet wtedy
nie będzie to łatwe.
Tuż przed emisją programu zajrzała do mnie Kate. Nie rozmawiałyśmy od serca od
wieków i zaproponowała, żebyśmy poszły na kawę. W bufecie wsypała starannie odmierzone
granulki słodziku do kawy i zwierzyła mi się, że jest załamana. Szykowała się posada nowej
prezenterki, a to jest właśnie zajęcie, o jakim zawsze marzyła - ma w końcu blond włosy, a to
już połowa drogi do sukcesu.
- Poszłam dziś pomówić o tym z Nickiem, ale powiedział, że ściągają kogoś z ośrodka
w Manchesterze. Był bardzo miły, ale dał mi jasno do zrozumienia, żebym nie robiła sobie
nadziei. Nie widzę przed sobą żadnej perspektywy. Ty masz tę wspaniałą nową pracę, a ja
stoję w miejscu i nic.
Biedna Kate. Kariera jest dla niej taka ważna.
- Posłuchaj - powiedziałam w nagłym przebłysku olśnienia - może porozmawiałabyś z
Mike em? Mówił coś o tym, że mają już dość tej ich Moniki i jej fochów. Poza tym znacie się
dobrze i nawet jeśli sam nie da ci pracy, może cię komuś polecić.
- Cudownie! - rozchmurzyła się natychmiast. - Jesteś pewna, że mogę do niego
zadzwonić? Jest teraz taką ważną figurą, że czuję się, jakby był kimś obcym.
- Z chęcią ci pomoże - zapewniłam ją. - Zwłaszcza jeśli będzie mógł przy okazji
przytrzeć nosa Nickowi.
Sobota, 6 czerwca
W piątek dostałam służbowy samochód i wszyscy cmokamy nad nim, jak nad małym
szczeniaczkiem. Rebeka spędziła przynajmniej pół godziny wchodząc i wychodząc przez
wszystkie drzwi, a Tom w pewnym momencie całkiem w nim zniknął, kiedy wsadziła go do
tyłu i zasunęła szybę. To auto wcale nie wygląda na mój samochód: jest takie lśniące i nowe, i
nie ma powtykanych w drzwiczki lepkich opakowań po lizakach. Schowek z przodu razi
brakiem paciorków i naklejek, a pod fotelikiem Toma na tylnym siedzeniu nie zdążyły się
jeszcze zgromadzić okruchy po herbatnikach i opakowania po soczkach. Może ten samochód
symbolizuje fakt, że moje życie stanie się odtąd zorganizowane i wolne od brudnych, lepkich
przedmiotów.
Mike powiedział mi nagle dziś rano, że zaprosił Martina i Harriet na kolację. Było to
dla mnie całkowite zaskoczenie, bo nawet nie lubi Martina (pompatyczny bubek z
wypchanym portfelem) - gdzie oni się widzieli? - a poza tym nigdy nie wychodzi z inicjatywą
spotkań towarzyskich. Zwykle to ja oznajmiam, że przyjdą do nas ci i ci, a Mike mówi:
Boże, nie! . Czasem myślę, że chętnie zbudowałby fosę wokół naszego domu i podciągnął
most zwodzony, żeby nikt nie mógł wejść.
- Gdzie się spotkałeś z Martinem? - spytałam go pózniej.
- Wpadliśmy na siebie przypadkowo w mieście i przypomniałem sobie, że jesteśmy im
winni kolację - odpowiedział dość enigmatycznie.
- Ale co ja im zrobię, tak w ostatniej chwili? - jęknęłam.
- Po prostu podaj twojego kurczaka i to coś z awokado - rzucił Mike od niechcenia,
myślami będąc już gdzie indziej. Sądząc po jego niecierpliwym zerkaniu na zegarek, za
chwilę miał się rozpocząć mecz piłki nożnej.
- Ale rzeżnik zamyka dziś w południe, a w supermarkecie będą tłumy!
Byłam bardzo zniechęcona. Harriet to znakomita kucharka; po maturze zamiast iść na
uniwersytet skończyła renomowaną londyńską szkołę gotowania, jak ktokolwiek z odrobiną
oleju w głowie. Kiedy byliśmy u nich ostatnim razem, podjęła nas niesłychanie wykwintną
francuską kolacją, zwieńczoną jednym z tych deserów, które wymagają mnóstwa
egzotycznych owoców, zalanych galaretką z wina i likierem Cointreau. Mike nie posiadał się
z zachwytu, a Harriet wdzięczyła się głupawo i mówiła: Ach, to nic takiego , ale wiedziałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]