[ Pobierz całość w formacie PDF ]
psychologii widowni dyrektora.
Okazało się, że Palemon poprawił także finał sztuki. Gdy podano florety do pojedynku, Hamlet
wyjął z kieszeni płaską butlę z nadrukiem Woda Utleniona i chusteczkę.
- Pozwól, jeszcze chwilka, Laertesie - rzekł do zaskoczonego przeciwnika - nie zapominajmy o
higienie.
To mówiąc starannie przemył klingę i czubek floretu, po czym dokładnie wytarł.
235
- Muszę oznajmić państwu z głębokim wzburzeniem - zwrócił się do widowni - że ten pojedynek
został sfingowany i zdradziecko wyreżyserowany. Miałem zginąć od zadraśnięcia floretem
namaszczonym" trucizną, lecz nie ze mną takie numery. Nie zginę. Domyśliłem się wszystkiego, i
jak państwo widzieli, starannie oczyściłem i wydezynfeko-wałem floret Laertesa. Nie będzie
więc ani otrucia ani zakażenia.
- Jak to? A moja rola? -jęknął Laertes i zadeklamował padając na ziemię:
Jak bekas we własne złowiłem się sidła. Słusznie padłem ofiarą mojej własnej zdrady!"
- Nie wygłupiaj się Laertes - rzekł Hamlet. - Powiedziałem: nie będzie otrucia ani zakażenia. Tak,
mili państwo, pragnę oznajmić wam wszystkim, którzy tu w miękkich fotelach siedzicie czekając
na moją śmierć, nie doczekacie się, śmierci nie będzie. Ja, nowy Hamlet wybrałem życie! Wstawaj
Laertes, ty też nie zginiesz, ani ty, miła Ofelio; biegnij przymierzyć suknię ślubną!
Publiczność osłupiała zaskoczona, lecz po chwili rozległy się burzliwe oklaski. I nie tylko wynajęci
klakierzy klaskali. To było niesamowite! Widownia zaakceptowała wymyślone przez gangstera
zakończenie. Wszyscy wstali z miejsc, co prawda kilka osób z pierwszych rzędów tylko po to, by
ze słowami oburzenia na dokonaną tu profanację Szekspira jak najprędzej dopaść do szatni. Nawet
ci z Dłubkowa już sobie pozwalają" - usłyszałem czyjś zgorszony głos.
Tymczasem kurtyna trzy razy szła do góry i Palemon trzy razy wywoływany był oklaskami przez
publiczność. Musiał wychodzić i kłaniać się. Czwarty raz już nie zdołał. Narkotyk pokonał wreszcie
jego ogromną witalność. Słaniając się, jak ów ranny jeleń, resztą sił wycofał się za blanki Elsynoru,
a tam już ja i Syfon czekaliśmy na nie-
236
go. Wziąwszy typa mocno pod ręce, próbowaliśmy zawlec go do garderoby. W korytarzu
natknęliśmy się na dyrektora.
- Mój Boże, co mu się stało? - zapytał zaskoczony, przyglądając się gangsterowi.
- Zasłabł. Występ wyczerpał go. Musi pan przyznać, że dał z siebie wszystko - powiedziałem.
- Pan Bajdura nie jest profesjonalnym aktorem - dodał Syfon. - To dlatego.
- Dzwonię po pogotowie - oświadczył dyrektor i pobiegł na swoich krótkich nóżkach do telefonu.
W garderobie ściągnęliśmy z Palemona kostium Hamleta i ułożyliśmy bohatera dzisiejszego
spektaklu obok prawdziwego Ildefonsa Bajdury. Próbowaliśmy obu panów trzezwić za pomocą
czarnej kawy, bojąc się, by zbyt silne dawki narkotyku połączone z alkoholem nie zagroziły ich
życiu, lecz oni mrugnąwszy parę razy oczyma i zajęczawszy cicho znów popadali w głęboki sen.
Toteż z niecierpliwością czekaliśmy na pogotowie, z niecierpliwością i długo, ale przecież w końcu
raczyło się zjawić. Do garderoby wpadło dwu sanitariuszy w białych fartuchach z noszami.
- Który to zasłabł? - zapytał pierwszy. - Podobno jakiś Hamlet, ale tu widać chrapiących dwóch.
Bardzo podobni. Blizniaki? Którego bierzem?
- Obaj do wzięcia - powiedziałem.
- Jeden jest niebezpieczny - uprzedził'Syfon. 5
- Który to?
- Ten trochę ładniejszy, z myszką pod szyją.
- Psychiczny? - zainteresował się sanitariusz.
- Właśnie. Najlepiej będzie, jak pojedziemy razem z nim. On jest nasz.
- Nie, on jest mój! -usłyszeliśmy znajomy głos. Zbliżał się do nas aspirant Zyms w towarzystwie
dwu mundurowych policjantów. Widać zreflektował się, że zbyt lekceważąco podszedł do
wiadomości przekazanych mu przez
237
naszych chłopców i zdecydował się w końcu przyjechać ze swoimi ludzmi do teatru.
- No to po sprawie - odetchnął Syfon, gdy znalezliśmy się na ulicy. - Ten obwieś dał nam się
zdrowo we znaki.
- Myślisz, że on nie ucieknie Zymsowi, jak się obudzi?
- zastanawiał się Smerf. - To taka sprytna bestia.
- No, masz! - skrzywił się Syfon. - Przecież nie będziemy teraz zaprzątać sobie tym głowy!
- Trochę mi żal typa - powiedziałem patrząc na odjeżdżającą karetkę w asyście wozów policji. - To
nie był zwykły opryszek.
- Był przede wszystkim aktorem. Kochał teatr
- mruknął Syfon.
- I to go zgubiło - zauważyłem cicho.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]