[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ja go tam jeszcze nie widział. Ale coś mi się zdaje, że na wieczór to ja tam będę.
Komu innemu opowiadaj, że nie byłeś ja na to. Wyszedłeś stąd o trzeciej
godzinie. Pan Earl przed chwilą cię szukał.
Robiłem, co mi kazali powiada. Pan Earl wie, gdzie byłem.
Oszukuj go, jak chcesz powiadam. Ja tam nie naskarżę na ciebie.
Jakbym miał kogo oszukiwać, to pewnikiem jego, nie kogo powiada. Na co
marnować czas i kręcić głowę takiemu, co i tak mi nie płaci. Pana to bym i nie próbował
oszukać powiada. Pan to za sprytny dla mnie. Tak, psze pana powiada i udaje
zapracowanego jak choroba, ładując te pięć czy sześć paczuszek do wozu. Pan to dla mnie
za sprytny. Nie ma w tym mieście takiego, co by panu dał radę. Pan to i takiego przechytrzy,
co samego siebie przechytrzył powiada włażąc do wozu i odwiązując lejce.
A kto to taki? pytam.
Pan Jazon Compson powiada. Wio, Dan!
Jedno z kół już niemal spadało. Przyglądałem się, czy spadnie, nim on wyjedzie z naszego
przesmyka, czy nie. Tak to jest zawsze, jak się da pojazd czarnuchowi. Powiadam, taki stary
gruchot to przecież wstyd i hańba, a mimo to będziesz go trzymała w powozowni przez sto lat
po to tylko, żeby ten mógł raz na tydzień jechać na cmentarz. Nie on pierwszy, powiadam,
będzie musiał robić to, na co nie ma ochoty. Zmusiłbym go, żeby albo jezdził w samochodzie
jak cywilizowany człowiek, albo siedział w domu. Czy on w ogóle wie, dokąd jedzie albo w
czym jedzie, a my trzymamy powóz i konie, żeby mógł wyjeżdżać sobie na przejażdżkę w
niedzielę po południu.
Dużo to Joba obchodziło, czy koło spadnie, czy nie, byleby tylko nie musiał wracać zbyt
daleko piechotą. Powiadam, że jedyne dla nich miejsce to pole, gdzie musieliby pracować od
wschodu do zachodu. Oni nie nadają się do dobrobytu czy łatwej roboty. Wystarczy, żeby
który przez jakiś czas pokręcił się wśród białych, a zaraz zrobi się do niczego. Tak się
wycwani, że potrafi cię na twoich własnych oczach oszukać przy robocie, jak to było z
Roskusem; jedyny błąd, jaki popełnił, to że pewnego dnia był na tyle nieostrożny, że umarł.
Obijają się, kradną i pyskują coraz zuchwalej i zuchwalej, aż wreszcie przyjdzie dzień, kiedy
musisz dać takiemu po łbie kijem czy co tam znajdziesz pod ręką. Zresztą to nie moja sprawa
tylko Earla. Ale nie chciałbym, żeby reklamą mojego przedsiębiorstwa na całe miasto był
stary trzęsący się Murzyn i wóz, który na każdym zakręcie o mało się nie rozleci na kawałki,
Słońce stało teraz wysoko w powietrzu, a w magazynie zaczynało się już robić ciemnawo.
Wyszedłem na front sklepu. Na skwerze było pusto. Earl zamykał szafę na tyłach sklepu, a
potem zegar zaczął wybijać godzinę.
Zamknij tylne drzwi powiedział. Poszedłem, zamknąłem je i wróciłem. Chyba
pójdziesz wieczorem na przedstawienie? spytał. Dałem ci, zdaje się, wczoraj te
darmowe bilety, co?
Tak ja na to. Chcesz, żebym ci je oddał?
Ależ skąd! Zapomniałem tylko, czy ci je dałem, czy nie. Szkoda, żeby się zmarnowały.
Zamknął drzwi na klucz, powiedział: Do widzenia, i poszedł. Wróble w dalszym ciągu
jazgotały na drzewach, ale skwer był pusty, zobaczyłem tylko kilka samochodów. Przed
drugstorem stał Ford, ale nawet nie spojrzałem na niego. Wiem, kiedy mam czegoś dosyć.
Chętnie starałbym się jej pomóc, ale wiem, kiedy mam dość. Może nauczyłbym Lustera
prowadzić, wtedy mogliby się za nią uganiać całymi dniami, jeśliby chcieli, a ja bym siedział
w domu i bawił się z Benem.
Wszedłem i kupiłem kilka cygar. Potem przyszło mi do głowy, żeby łyknąć sobie na
wszelki wypadek przeciwko migrenie, i stałem, i rozmawiałem z nimi przez chwilę.
Myślę powiada Mac że stawiasz w tym roku na Jankesów ?
Czemu? pytam.
Zdobędą mistrzostwo on na to. Nikt nie może z nimi wygrać.
Akurat. Oni się skończyli. Myślisz, że szczęście może im dopisywać w
nieskończoność?
Ja bym tego nie nazywał szczęściem upierał się Mac.
Nie stawiałbym na żadną drużynę, w której gra ten Ruth oznajmiłem. Nawet
gdybym wiedział, że ona zwycięży.
Tak? zdziwił się Mac.
Mogę ci wyliczyć po kilkunastu graczy w każdej lidze, którzy są o wiele więcej warci
niż on.
A co ty masz przeciwko Ruthowi? pyta Mac.
Nic ja mu na to. Nie mam nic przeciwko niemu. Nawet nie lubię patrzeć na jego
zdjęcie. Wyszedłem. Zaczęły się zapalać światła i ludzie wracali ulicami do domów.
Czasem wróble uciszają się dopiero, gdy zapadną zupełne ciemności. Tego wieczora, kiedy
założono nowe lampy naokoło gmachu sądu, rozbudziły się i zaczęły latać, i kołować, i tłuc
się o światła przez całą noc. Powtarzało się to kilka nocy, potem pewnego ranka wszystkie
zniknęły. Po dwóch miesiącach nagle znowu wróciły.
Jechałem do domu. Zwiateł jeszcze nie zapalono, ale wszyscy na pewno wyglądają przez
okna, a Dilsey miele ozorem w kuchni, jakby to własne jedzenie musiała trzymać na ogniu,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]