[ Pobierz całość w formacie PDF ]
służyły do zasuwania zasłon w jego pokoju. Zdjął je o świcie, kiedy było jeszcze szaro, i
przypuszczał, że ci, którzy mogliby go obserwować, śpią. Mag nie sprawdziła nawet węzła.
Przewiązał ją w pasie silnie, tak że ledwo mogła oddychać, a potem szarpnął kilkakrotnie liną
sprawdzając, czy wytrzyma jej ciężar. Chciał ją podnieść w górę na linie, tak jak poprzednio
planował, ale był zbyt słaby. Gotowe powiedział. Nie zawahała się. Weszła do bunkra
głęboko, aż lina się naprężyła.
Teraz czekał kilkanaście sekund.
Co czujesz? zapytał.
Chyba nic. Jest mi tylko gorąco.
To z wrażenia&
Patrzył na zegarek. Minęła minuta.
A teraz?
Nic. Naprawdę nic.
Gdy po pięciu minutach wyszła z bunkra, wiedział, że miał rację.
Wygraliśmy, Mag powiedział odwiązując linę. W półmroku widział zarys jej twarzy.
Więc jestem wolna?& mówiła powoli, z trudnością.
Tak.
To& wspaniale, profesorze. Odwróciła się gwałtownie i pobiegła pochylnią w górę, ku
jasnemu prostokątowi wyjścia. Molnar zwinął linę, ukrył ją wśród opakowań i poszedł za Mag
schodami. W połowie pochylni spostrzegł sandał.
Więc pola nie było. Mógł teraz po prostu przejść na drugą stronę ogrodzenia i zejść w dół do
miasteczka. Jakiś statek zabrałby go na pewno i za pięć, sześć dni byłby już u siebie, jeśli jego pokój
nie został w tym czasie wynajęty. Ale Bertold umarł i to go niepokoiło. Nie był już młody i nigdy nie
działał pośpiesznie. Postanowił powtórzyć eksperyment.
Wejdę do środka, a Mag będzie mnie asekurować myślał. Tylko czy jest ona dostatecznie
silna, by mnie stamtąd wydobyć, jeśli stracę przytomność. Uznał, że zastanowi się nad tym dokładniej
po kolacji. Ale po kolacji przyszedł Egberg.
Myślę, profesorze, że powinniśmy porozmawiać powiedział i usiadł w fotelu usuwając
stamtąd jakieś rzeczy Molnara.
Od dawna na to czekam.
Wcześniej nie mogłem, bo nie znałem jeszcze wyników analiz i testów. Teraz mam już pełny
obraz stanu pana organizmu.
Pełny?
Tak. Sprawdziliśmy to nadzwyczaj dokładnie. Okazało się, że moja decyzja była słuszna. Stan
pana organizmu nie uzasadnia wszczepienia autonomicznego układu serca.
Jak mam to rozumieć?
W tej chwili pana serce napędzane jest energią z zewnątrz, wytwarzaną w generatorze pola
siłowego, tu w instytucie. Dlatego nie może pan opuścić instytutu.
I nie ma pan zamiaru wszczepić mi autonomicznego serca?
Nie.
Lubię jasne odpowiedzi. Ale to jest bezprawie. Nie zgadzałem się na taki zabieg.
Ratowałem panu życie. Wybrałem ten układ sztucznego serca, który miałem. Wie pan równie
dobrze jak ja, że z tego powodu żaden sędzia nie skaże mnie nawet na grzywnę.
Ale mam prawo wymienić to serce.
Oczywiście. Jeśli zakupi pan układ autonomiczny oraz niezbędne usługi związane z jego
wszczepieniem.
To nierealne. Wie pan o tym, Egberg.
Wiem.
Więc jak długo chce mnie pan tu trzymać w instytucie?
Odłączyć panu serca nie mogę, bo to zagrażałoby pana życiu, profesorze, i jest karalne.
Mógłbym oczywiście przekazać pana do instytutów państwowych, ale to ze względu na naszą
długotrwałą znajomość nie wchodzi w rachubę.
Więc do śmierci?
Mówmy otwarcie, nie ma pan długich perspektyw, profesorze.
Po co ta szczerość? Zdaję sobie z tego sprawę.
Nie mówię tego bez powodu. Pozostała część układu krążenia i nerki w złym stanie. Poza tym
podejrzewam nowotwór wątroby. W sumie dwa, trzy lata.
Na więcej nie liczyłem.
Molnar wstał i chciał zapalić światło. W pokoju był już mrok i nie widział twarzy Egberga, a
wiedział, że rozmowa jeszcze nie skończona.
Niech pan usiądzie, profesorze. Jeszcze chwila. Nie zabiorę panu dużo czasu.
Molnar zawahał się i usiadł na poprzednim miejscu.
Chcę panu coś zaproponować, profesorze Egberg mówił cicho. Przeszczep pana mózgu
do młodszego i zdrowego ciała, absolutnie zdrowego. Zabieg eksperymentalny. O ile wiem, na
świecie dokonano tylko kilku& tego rodzaju przeszczepów. Oczywiście wynik trudno
gwarantować&
Doktorze Egberg Molnar przerwał mu pan kpi sobie ze mnie. Wie pan nie od dziś, co o
tym myślę&
Teoretycznie, ale tu chodzi o pana życie! A cóż pan sobie wyobraża, że z powodu kilku czy
nawet kilkunastu lat życia zgodzę się na to? To, co pan proponuje, to jest zwykła, pospolita zbrodnia.
Nic podobnego! Jeden człowiek umiera, bo w jego ciele funkcjonuje wszystko, tylko mózg
ginie. A drugi ma zniszczone ciało i sprawny mózg. Z tych ludzi, dwu martwych prawie ludzi, tworzę
jednego zdrowego.
Tworzę człowieka! Człowieka, którego nie było.
Pan jest pozbawiony wyobrazni, doktorze. To także kalectwo& A jeśli ten mózg, wszczepiony
do nowego ciała, nie zechce wraz z tym ciałem umrzeć i będzie szukał nowego, następnego nosiciela,
a potem jeszcze następnego? Mieć zawsze dwadzieścia kilka lat, aż do śmierci mózgu, nigdy pan o
tym nie marzył. Zmieniając pięciu, sześciu nosicieli, można to osiągnąć. Nigdy fizycznej starości.
Młodość, wieczna młodość w kolejnych ciapach.
Pan przesadza, profesorze. Zostaną ustalone przepisy&
Tak zawsze można powiedzieć, ale to nic nie zmienia. Pasożytowanie na własnym gatunku,
temu naprawdę służą pana eksperymenty.
Słyszałem to już kilkanaście lat temu.
Jak pan widzi, nie zmieniłem zdania. A teraz proszę wyjść.
Potem długo nie mógł zasnąć. Myślał o człowieku, w którego ciało Egberg chciał wszczepić jego
mózg. Był to zapewne mężczyzna, młody mężczyzna, i Egberg w zapisie aktywności elektrycznej jego
mózgu dostrzegł te zmiany, które poprzedzają śmierć. Pewnie miał kolegów, rodzinę, czytywał
kronikę sportową i kiedy chciał być sam, wypływał w morze daleko od brzegu.
Molnar przewrócił się na drugi bok, potem wstał, przeszedł do łazienki i odkręcił kran z zimną
wodą. Wsadził pod nią głowę i czuł, jak zalewa mu nos i uszy.
Zasypiał już naprawdę, gdy zbudził go Egberg pytając z ekranu, kiedy ostatni raz widział Mag. I
wtedy wiedział już, że samotnie wejdzie do bunkra.
Wszedł tam bez wahania następnego dnia, rankiem. Nie mógł dłużej czekać. Wiedział, że Egberg
nie rezygnuje ze swych planów. Zrobił dwa kroki w głąb. Stanął. Czuł, że szybciej oddycha. To
strach pomyślał. Ale potem poczuł zawrót głowy, ucisk i wiedział, że nie wyjdzie już z bunkra.
Zbudził się i leżał w ciemności. Zmuszał się do myślenia i czuł, że wymaga to wysiłku. Pamiętał
wejście do bunkra i wiedział, że od tej chwili minęło wiele dni. Stan, w którym się znajdował, nie
był więc anabiozą, bowiem jego mózg notował upływ czasu. Poza tym były jeszcze jakieś fragmenty
obserwacji, ale nierealne, które rozpływały się, gdy koncentrował się na nich. Oddychał normalnie,
nie czuł bólu. Po chwili zdał sobie sprawę, że ktoś dotyka jego głowy, a do żył rąk wtłaczany jest
jakiś płyn. Nagle zaczął widzieć zdjęto mu opaskę z oczu. Zobaczył Dorna.
Widzi mnie pan? zapytał Dorn.
Widzę odpowiedział, ale mówił z wysiłkiem, sylabizując.
Słyszy mnie pan dobrze?
Tak.
Dorn wyjął igły z jego żył.
Proszę spróbować wstać.
Molnar wstał. Całe ciało miał sztywne i ruchy nie skoordynowane.
Zrobił dwa kroki i zatoczył się.
Jest pan osłabiony? zapytał Dorn.
Nie. Zesztywniałem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]