[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie.
- Jesteś pewna?
- Dokończmy pogrzeb, Cal. Nic mi nie będzie.
Podaję mu znalezione przedmioty. Odbiega. Adam zostaje.
Nad ogrodzeniem przelatuje kos. Na niebie pojawiły się różowe i szare cętki.
Oddychaj. Wdech. Wdech.
- Co ci jest?- pyta Adam.
Jak mam mu o tym powiedzieć?
Wyciąga rękę i kładzie mi na karku. Nie wiem, co to znaczy. Jego dłoń jest silna,
głaszcze mnie po plecach. Ustaliliśmy, że będziemy przyjaciółmi. Czy tak zachowują się
przyjaciele?
Jego ciepło przenika do mnie przez koc, płaszcz, sweter i podkoszulkę. Przenika pod
skórę. Jest tak bolesne, że nie mogę znalezć myśli. Moje ciało drży.
- Przestań.
- Co?
Odpycham go.
- Czy mógłbyś już iść?
Zapada cisza. Ma swoje brzmienie, jakby coś pękło.
- Chcesz, żebym sobie poszedł?
- Tak. I nie wracaj.
Odchodzi. %7łegna się z Calem i przełazi przez dziurę w ogrodzeniu. Gdyby nie kwiaty
leżące przy fotelu, mogłabym uznać, że w ogóle go tu nie było. Podnoszę bukiet.
Pomarańczowe główki kiwają do mnie, kiedy podaję go Calowi.
- Daj to ptaszkowi.
- Super!
Kładzie kwiaty na wilgotnej ziemi. Przez chwilę oboje stoimy nad grobem.
Rozdział 20
Czekałam całą wieczność, by tata zauważył, że znikłam. Oby się pospieszył, bo moja
lewa noga zasnęła, a ja muszę się ruszyć, gdyż w przeciwnym razie dostanę gangreny. Udaje
mi się podnieść na kolana i ściągnąć sweter z półki. Wpycham go jedną ręką między buty,
żeby zrobić sobie wygodniejsze miejsce do siedzenia. Szafa otwiera się ze skrzypieniem,
które wydaje mi się bardzo głośne. Potem zapada cisza.
- Tesso?- Drzwi do mojego pokoju otwierają się i tata idzie po dywanie małymi
krokami.- Przyszła mama. Nie słyszałeś, jak cię wołałem?
Widzę przez szparę, jak jest skonsternowany, gdy odkrywa, że na moim łóżku leży
tylko kołdra. Podnosi ją i zagląda pod spód, jakby myślał, że skurczyłam się do drobnych
rozmiarów od czasu, kiedy widzieliśmy się przy śniadaniu.
- Cholera!- Pociera twarz dłonią, jakby nic nie rozumiał. Podchodzi do okna i wygląda
na ogród. Obok niego, na parapecie leży zielone, szklane jabłko. Dostałam je w podzięce od
kuzynki za to, że byłam druhną na jej ślubie. Miałam wtedy dwanaście lat i niedawno
zachorowałam. Pamiętam ludzi, którzy mówili mi, jaka jestem śliczna z łysą głową owiniętą
kwiecistą chustką, podczas gdy inne dziewczynki wpinały we włosy prawdziwe kwiaty.
Tata podnosi jabłko i patrzy na nie w świetle poranka. W środku widać kremowe i
brązowe kręgi, jakby to był rdzeń prawdziwego owocu; impresja pestek wydmuchanych przez
twórcę. Oglądałam świat przez to jabłko wiele razu- wydaje się mały i cichy.
Uważam jednak, że tata nie ma prawa dotykać moich rzeczy. Wolałabym, żeby zajął
się Calem, który wrzeszczy na schodach, że z telewizora się dymi. Tata powinien pójść do
mamy i powiedzieć jej, że zaprosił ją, ponieważ chce, by wróciła. Niestety, dyscyplina nie
leży w jej naturze, a tata i tak raczej nie będzie mnie prosił o radę w tej sprawie.
Odstawia jabłko i podchodzi do półki, przesuwa palcem po grzbietach moich książek,
jakby były one klawiszami pianina i spodziewał się usłyszeć dzwięk. Przechyla głowę, żeby
odczytać napisy na płytach CD, wybiera jedną, ogląda okładkę i odkłada.
- Tato!- krzyczy Cal ze schodów.- Obraz jest zamazany, a mama nie potrafi go
naprawić!
Tata wzdycha i rusza w stronę drzwi, ale nie może się oprzeć pokusie poprawienia
kołdry na łóżku. Czyta to, co napisałam na ścianie- czego będzie mi brakowało, czego pragnę.
Kręci głową, potem schyla się i podnosi koszulkę z podłogi. Składa ją i zostawia na poduszce.
I wtedy zauważa, że szuflada przy łóżku jest lekko wysunięta.
Cal wchodzi po schodach.
- Przegapię program!
- Cal, już idę.
Ale nie wychodzi. Siada na krawędzi łóżka i otwiera szufladę jednym palcem. W
środku znajdują się kartki, na których zapisałam swoje uwagi dotyczące listy. Opisałam
wszystko, co myślę o rzeczach przeze mnie zaliczonych- seksie, narkotykach i łamaniu
prawa- oraz dowie się, co jest na piątym miejscu. Słyszę szelest papieru i trzask gumowej
opaski. Odgłosy te wydają mi się bardzo donośne. Próbuję usiąść, żeby wyskoczyć z szafy i
powalić go na podłogę, ale ratuje mnie Cal, który otwiera drzwi. Tata wpycha kartki z
powrotem do szuflady i zatrzaskuje ją.
- Nie mogę mieć chwili spokoju?- pyta. - Nawet pięciu minut?
- Grzebałeś w rzeczach Tessy?
- To nie twoja sprawa.
- Powiem jej.
- Na litość boską, dam mi spokój!- Tata głośno zbiega po schodach. Cal idzie za nim.
Udaje mi się jakoś wyczołgać z szafy. Rozcieram nogi. Czuję spowolnione
pulsowanie krwi w kolanie, ale stopa jest jak martwa. Kuśtykam do łóżka i kładę się. W tej
chwili wchodzi Cal.
Patrzy na mnie zaskoczony.
- Tata mówił, że cię tu nie ma.
- Nie ma mnie.
- Właśnie, że jesteś!
- Ciszej. Dokąd poszedł?
Cal wzrusza ramionami.
- Jest w kuchni z mamą. Nienawidzę go. Nazwał mnie marudą i powiedział brzydkie
słowo.
- Rozmawiają o mnie?
- Tak i nie pozwalają mi oglądać telewizji!
Skradamy się po schodach i wyglądamy przez poręcz. Tata siedzi na wysokim
taborecie pośrodku kuchni. Wygląda niezgrabnie, grzebiąc w kieszeni spodni. Szuka
papierosów i zapalniczki. Mama przygląda mu się, oparta plecami o lodówkę.
- Kiedy znowu zacząłeś palić?- pyta. Ma na sobie dżinsy. Związała włosy z tyłu i kilka
pasemek zwisa luzno przy twarzy. Wygląda młodo i ładnie, kiedy podaje mu spodek.
Tata zapala papierosa i wydmuchuje dym.
- Przepraszam, wygląda na to, że ściągnąłem cię tu na darmo.- Wydaje się zmieszany,
jakby nie wiedział, co powiedzieć.- Sądziłem, że uda ci się przemówić jej do rozumu.
- Jak myślisz, dokąd poszła?
- O ile ją znam, jest pewnie w drodze na lotnisko!
Mama chichocze, co sprawia, że robi wrażenie bardziej żywej niż ojciec, który
uśmiecha się do niej ponuro i przesuwa ręką po włosach.
- Jestem wykończony.
- Widzę.
- Ma zmienne nastroje. Nie pozwala się nikomu zbliżyć do siebie, a zaraz potem chce,
żeby ją przytulać godzinami. Całymi dniami nie wychodzi z domu, a potem znika, kiedy
najmniej się tego spodziewam. Do tego nie mogę przestać myśleć o tej jej liście.
- Wiesz- zaczyna mama.- że jedyną rzeczą, jaką naprawdę moglibyśmy dla niej zrobić,
jest sprawienie, żeby wyzdrowiała. Ale to jest niemożliwe.
Tata wpatruje się w nią intensywnie.
- Nie wiem, jak długo wytrzymam w pojedynkę. Są poranki, kiedy nie chce mi się
otwierać oczu.
Cal szturcha mnie w bok.
- Napluć na niego?- pyta szeptem.
- Tak. Napluj mu do filiżanki.
Cal zbiera całą ślinę w ustach i pluje tak daleko, jak może. Ale to na nic. Plwocina
ledwo dolatuje do drzwi. Większość zostaje mu na brodzie i spada na dywan.
Przewracam oczami, dając mu znak, żeby poszedł za mną. Wchodzimy po schodach
do mojego pokoju.
- Usiądz na podłodze przy drzwiach- mówię.- Zakryj twarz dłońmi i nie wpuszczaj
nikogo.
- Co robisz?
- Chcę się ubrać.
- A potem?
Zdejmuję piżamę, ubieram się w najlepsze majtki i jedwabną sukienkę, którą kupiłam
tego pamiętnego dnia spędzonego na szalonych zakupach z Calem. Rozcieram drętwiejącą
nogę i wkładam buty wiązane na rzemienie.
- Chcesz zobaczyć Megazorda?- pyta Cal.- Musisz przyjść do mojego pokoju, bo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]