[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Właśnie miałem zamiar zaprosić Ivy na lunch. - Uśmiechnął się Dillon.
- Wspaniale! - zawołała Deidra sztucznie ożywiona. - Możemy iść razem
coś zjeść - zaproponowała, chwytając kurczowo kuzynkę i nie pozwalając jej
uciec.
- Doskonale - odparła Ivy ze sztucznym uśmiechem, zdając sobie sprawę,
że jej wymknięcie się mogłoby wywołać niepotrzebną scenę, która tylko
pogorszyłaby sytuację.
Gdy tylko usiedli przy stoliku w hałaśliwej, tętniącej życiem
restauracyjce, Deidra oświadczyła, że musi się odświeżyć, i pociągnęła Ivy za
sobą do toalety. Kiedy się znalazły same, puściły jej nerwy.
- Mów, co się stało? - spytała Ivy.
- Nienawidzę ich! - wyrzuciła z siebie z dziką wściekłością i rozpłakała
się. - Nienawidzę Tweedles i braci Blake'a.
Deidra nigdy nikogo nie nienawidziła. Była zawsze wyrozumiała i słodka.
Najwyrazniej jednak została przekroczona granica jej wytrzymałości.
- Opowiedz mi o wszystkim.
- Po tym, jak dostałam w głowę, Blake pobiegł po samochód. Kiedy go
nie było, oni wszyscy... - Azy zaczęły jej płynąć po policzkach.
- Co zrobili?
- Naśmiewali się ze mnie - zaszlochała, wycierając łzy dłonią.
Czy to możliwe, żeby byli tak bezczelni i okrutni?
- 49 -
S
R
- Słyszałaś, co mówili? Może ich nie zrozumiałaś? Może nie mówili o
tobie? - spytała niepewnie.
- Patrzyli na mnie. Słyszałam, jak Dale powiedział, że to moja wina, bo
stałam za blisko.
Ivy zalało poczucie winy. Obawiała się, że jeśli się posprzecza z
blizniaczkami, pogorszy tylko sytuację, bo będą chciały się odegrać. Mimo
wszystko zrobiła to, choć nie powinna się była zniżać do ich poziomu. I kto ją
do tego zachęcił? Dillon. Nie usprawiedliwia to jej zachowania ani nie
umniejsza jej winy, ale przynajmniej dzieli odpowiedzialność na dwoje.
- Czy Blake wie, jak się zachowali?
- I tak jest mu wystarczająco przykro. Po co go bardziej martwić?
Ivy pomyślała, że może być już tylko gorzej. Nadciągało tsunami.
- Nawet mnie nie przeprosiła. Co ja im zrobiłam? Dlaczego są dla mnie
takie podłe?
- To nie o ciebie chodzi. Jak powiedziałam wczoraj przy kolacji, to efekt
niedowartościowania. Robiąc tobie przykrość, lepiej się czują ze sobą. Możliwe,
że ci zazdroszczą - dodała, odrywając kawałek papieru toaletowego i wycierając
kuzynce łzy.
- Jasne - fuknęła. - Obie marzą o tym, żeby mieć moją nadwagę i
problemy z cerą. Jestem przy nich jak brzydkie kaczątko.
- To nie ma nic wspólnego z wyglądem. Są zazdrosne, ponieważ
niezależnie od tego, jak będą chude, piękne i jak bardzo utlenią sobie włosy,
nigdy nie będą tak szczęśliwe jak ty i Blake. Nawet ja jestem trochę zazdrosna,
choć nie myślę o małżeństwie.
Deidra wzruszyła ramionami.
- Mówię poważnie. Blake za tobą szaleje. Wszyscy widzą, jak bardzo
jesteście szczęśliwi i jak się kochacie. %7łeby nie wiem jak były podłe, nie są w
stanie wam tego odebrać.
- 50 -
S
R
- Naprawdę uważasz, że mi zazdroszczą? - W kącikach ust Deidry pojawił
się uśmiech.
- Tak. Może Tweedles są atrakcyjne fizycznie, nawet piękne, ale
wewnątrz są zgniłe i brzydkie.
- Bracia Blake'a uważają inaczej.
- Bo nie są od nich lepsi. Czasami się zastanawiam, jak to możliwe, że
Blake, wychowując się w tak szurniętej rodzinie, wyszedł na człowieka.
- Szurnięci? To lekarska diagnoza?
- Oczywiście. - Roześmiała się Ivy.
Deidra może nie była obiektywnie piękna, ale była ciepła, miała szczery
uśmiech i dobre serce. Ivy miała nadzieję, że Blake rozumie, jaki dostał skarb.
Panna młoda wytarła oczy i wyrzuciła papier toaletowy do kosza.
- Nawet kiedy sytuacja jest beznadziejna, zawsze potrafisz mnie
pocieszyć.
- To mój zawód.
- Nie tylko, to dar. Wspierałaś mnie również, kiedy byłyśmy dziećmi.
Szkoda, że sobie nigdy nie potrafiła pomóc.
- Dlatego zorganizowałam spotkanie z Dillonem. Chciałam ci pomóc, jak
ty mnie. Zależy mi, żebyś była szczęśliwa.
- Ależ jestem - zapewniła pospiesznie. Jej słowa zabrzmiały sztucznie i
sucho, jakby nie była ich pewna.
- Co robiliście razem?
- Spotkaliśmy się przypadkiem.
- Jesteś pewna, że to przypadek?
Coś w wyrazie twarzy Deidry mówiło, że wie więcej, niż się Ivy wydaje.
- Jasne.
- Chcesz powiedzieć, że spacerowaliście i niespodziewanie wpadliście na
siebie ustami?
- 51 -
S
R
Ivy skrzywiła się. Nie dość, że jej plan nie wypalił, to jeszcze Deidra
musiała być świadkiem jej upadku.
- Blake też widział?
- Masz szczęście, patrzył akurat w innym kierunku. Nic mu nie
powiedziałam i jeśli nie chcesz, żeby wiedział, zachowam to dla siebie. Ale nie
myśl, że cię puszczę bez wyjaśnień.
Ivy otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wydobyła z siebie ani
słowa. Nie miała pojęcia, jak się wytłumaczyć.
- No więc? - spytała Deidra, przestępując z nogi na nogę. - Co się dzieje?
- Jeśli za chwilę nie wrócimy do stolika, panowie wyślą po nas ekipę
poszukiwawczą. - Zrobiła krok w kierunku drzwi, ale Deidra zablokowała jej
drogę.
- Nie wyjdziesz, dopóki mi nie powiesz prawdy. Ivy westchnęła.
- No dobrze. Pocałowałam go. Zrobiłam to, żeby mu pokazać, że już mnie
nie pociąga.
- Rozumiem. I?
- Hm... - Przygryzła wargę.
- Mów prawdę.
- Byłam trochę wytrącona z równowagi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]