[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trzech kilometrów. Do czasu jazdy w bagażniku nigdy nie wiedziała, że tak nie
lubi tuneli.
Na szczęście, ruch uliczny był względnie sprawny; chociaż Aberdeen był znacznie
dłuższy niż Cross Harbor, przebyli go dużo szybciej. Gdy wynurzyli się z tunelu,
krajobraz zmienił się z miejskiego, jak w dzielnicy Central czy Kowloon, na
piękny, niemal wiejski.
Jasne piaski plaż, szmaragdowozielona woda, taka jaką Marissa widziała lecąc do
Brisbane.
Gdy jechali w kierunku Stanley wzdłuż urozmaiconego wybrzeża, Tristian ponownie
pochylił się do przodu.
- Bentley, czy pan kiedyś słyszał nazwisko Yip?
- To popularne chińskie nazwisko - odrzekł Bentley. - Gdy spotkaliśmy pana Yip,
nosił raczej niezwykły garnitur - rzekł Tristian. - z białego jedwabiu.
Bentley odwrócił się i spojrzał na Tristiana. Samochód lekko zboczył, ale
kierowca szybko to skorygował.
- Państwo spotkali pana Yipa w białym garniturze? - spytał.
- Tak - potwierdził Tristian. - Czy jest w tym coś dziwnego? - Jest tylko jeden
pan Yip, który nosi biały garnitur - odparł Bentley. - Egzekutor.
- Co to znaczy? - zapytał Tristian.
- On jest 426. To znaczy, że jest wykonawcą poleceń triady. Egzekutor wykonuje
dla triad brudną robotę każdego typu: ściąganie należności, hazard, szmugiel,
prostytucja itd.
Tristian obejrzał się na Marissę i widząc jej spojrzenie wiedział, że słyszała
każde słowo.
- Jedziemy do restauracji  Stanley , aby spotkać się z panem Yipem - oznajmił Tristian.
Bentley zwolnił i zaparkował samochód na poboczu drogi, po czym wyłączył silnik.
Odwrócił się i spojrzał wprost na Tristiana.
- Musimy porozmawiać - rzekł.
Przez następne piętnaście minut ustalali nową stawkę godzinową. W umowie nie
było
jazdy na spotkanie z panem Yipem. Gdy interes został ubity, Bentley uruchomił
silnik, po
czym ponownie wjechali na drogę.
- Czy pan wie, w której triadzie jest pan Yip?
- Nie mam zwyczaju mówić o triadach - oświadczył Bentley. - Okay - zgodził się
Tristian. - Podam nazwę triady, o której myślę, a pan kiwnie głową. Co pan na
to?
Bentley przez chwilę się zastanawiał, po czym się zgodził.
- Wing Sin - rzucił Tristian.
Bentley skinął głową.
Tristian odchylił się do tyłu.
- No, cóż. To potwierdza nasze podejrzenia. Pan Yip z całą pewnością wie to, co my chcemy
wiedzieć. Pozostaje pytanie, czy zamierza nam to przekazać. W miarę rozwoju sytuacji coraz
bardziej się boję - rzekła Marissa. - Pan Yip przeraził mnie, gdy go zobaczyłam pierwszy raz.
Teraz, kiedy wiem, kim jest, jestem przerażona jeszcze bardziej.
- Jeszcze możemy się rozmyślić - zaproponował Tristian. - Już zaszliśmy tak
daleko. - Marissa potrząsnęła głową. - Teraz nie chcę rezygnować.
Stanley okazało się atrakcyjnym miasteczkiem zbudowanym na półwyspie okolonym
szerokimi piaszczystymi plażami. Roztaczał się stąd wspaniały widok na
szmaragdowe morze. Same budynki robiły gorsze wrażenie - czteropiętrowe budowle
wykonane bez wyobrazni z białego cementu.
Bentley wjechał na parking przy linii nabrzeża, po czym zawrócił, ustawiając samochód w
kierunku wyjazdu na ulicę. Zgasił silnik i wskazał głową budynek na prawo.
- Restauracja  Stanley - powiedział.
Marissa i Tristian przyjrzeli się jej. Niczym się nie wyróżniała, jak większość
w tej
okolicy.
- Czy jesteś gotowa? - spytał Tristian.
- Jak nigdy - skinęła głową Marissa.
Bentley wysiadł z samochodu i otworzył tylne drzwi. Marissa i Tristian wyszli na
słońce. Zanim zrobili pierwszy krok, otworzyły się drzwi pobliskich samochodów i
wyskoczyło z nich pół tuzina Chińczyków. Wszyscy byli ubrani w dwurzędowe
garnitury.
Marissa i Tristian rozpoznali trzech. Byli to ich porywacze z poprzedniego dnia.
W pierwszej chwili Bentley chwycił za broń, ale szybko zrezygnował. Kilku miało
w rękach pistolety maszynowe.
Marissa zamarła w bezruchu i pomyślała, że spełniły się jej najgorsze
przewidywania.
Była zaskoczona zimną nonszalancją, z jaką tamci pokazywali się publicznie z
bronią palną.
- Proszę się nie ruszać - rzekł jeden z Chińczyków, występując naprzód, po czym
sięgnął do marynarki Bentleya i wyjął pistolet. Następnie powiedział coś do
niego po kantońsku. Bentley odwrócił się i wsiadł do swojego mercedesa.
Wróciwszy do Marissy i Tristiana, człowiek sprawdził, czy nie są uzbrojeni, po
czym wskazał głową restaurację. Marissa i Tristian ruszyli w tym kierunku. - Na
pewno pomocne było zabranie Bentleya - stwierdził Tristian. - Miło jest
wiedzieć, że się właściwie wydało pieniądze.
- Oni nas zawsze o krok wyprzedzają - westchnęła Marissa. Restauracja urządzona
była prosto i elegancko. Ustawiono tam drewniane stoły w starym stylu, a ściany
pomalowano na kolor brzoskwiniowy. Przed południem nie było wielu gości.
Kelnerzy ustawiali nakrycia i czyścili kryształy.
Francuski szef sali w smokingu powitał ich i chciał spytać, czy mają rezerwację,
ale rozpoznał eskortę. Pośpiesznie się ukłonił i zaprowadził do małej oddzielnej
sali na pierwszym piętrze.
Przy stole siedział Yip, a przed nim leżała księga buchalteryjna i stała
filiżanka kawy.
Był ubrany, podobnie jak poprzednio, w nieskazitelnie biały jedwabny garnitur.
Człowiek z obstawy zwrócił się po kantońsku do Yipa, który słuchał, przyglądając
się twarzom Marissy i Tristiana. Gdy tamten skończył, Yip zamknął swoją księgę i
oparł się na niej łokciami.
- Obraziliście mnie, przyprowadzając ze sobą uzbrojonego goryla - powiedział. -
Nie zamierzaliśmy pana obrazić - Tristian uśmiechnął się z zakłopotaniem. -
Wczoraj mieliśmy niemiłą przygodę. Ktoś próbował nas zabić. - Gdzie? - spytał
Yip. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •