[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Kurwa!  krzyknął Charles, rzucając słuchawką na widełki. Obrócił się w fotelu i spostrzegł,
że Ellen wycofała się za swoje biurko.  Na domiar wszystkiego Cathryn każe mi teraz przyjechać
do pediatry i nie chce powiedzieć, co się stało. Boże, co jeszcze może mnie dzisiaj spotkać!
 Tak to jest, jak się ktoś żeni z maszynistką.
 Co?  zapytał Charles. Usłyszał dobrze, uwaga wydała mu się jednak zupełnie bez związku
z sytuacją.
 Cathryn nie rozumie, czym się tu zajmujemy. Prawdopodobnie nie jest w stanie pojąć napię-
cia, w jakim żyjesz.
Charles posłał jej zdziwione spojrzenie, po czym wzruszył ramionami.
 Pewnie masz rację. Najwyrazniej wyobraża sobie, że mogę tu wszystko rzucić i pognać do
niej. Chyba powinienem zadzwonić do Wileya i dowiedzieć się, o co chodzi.  Zaczął wybierać
numer, urwał jednak w połowie i powoli odłożył słuchawkę. Myśl o Michelle pomimo irytacji zasiała
118
ziarno troski. Stanął mu przed oczyma jej poranny krwotok z nosa.  Lepiej tam pojadę. To nie
potrwa długo.
 A co z planem badań?  spytała Ellen.
 Pogadamy o nim jeszcze, jak wrócę. Postaraj się przez ten czas przygotować roztwór kance-
ranu dla myszy. Gdy tylko wrócę, wstrzykniemy pierwszą dawkę. Każ przenieść myszy do naszej
zwierzętami. Tak będzie nam o wiele łatwiej.
Podszedł do metalowej szafki przy drzwiach i wyciągnął swą kurtkę.
Ellen patrzyła, jak zamykają się za nim drzwi. Bez względu na to, co postanawiała sobie poza
laboratorium, gdy tylko znajdowała się z Charlesem twarzą w twarz, czuła się zraniona. Teraz zaś
z gniewu i rozczarowania gotowa była się rozpłakać. Dopuściła, by podniecił ją pomysł wspólnej
pracy wieczorami. Zareagowała jak głupia nastolatka. W głębi ducha wiedziała, że to niczego nie
zmieni, a jedynie przysporzy jej więcej bólu.
Ciesząc się, że ma coś konkretnego do zrobienia, zmusiła się, by podejść do blatu, na którym
stały sterylne fiolki z kanceranem. Był to biały proszek, przypominający cukier puder, do którego
dodawało się wody destylowanej. Ponieważ w roztworze był nietrwały, rozpuszczalnik należało do-
dawać bezpośrednio przed użyciem. Przyniosła wodę destylowaną i za pomocą komputera na biurku
obliczyła optymalne rozcieńczenie.
119
Gdy wyciągała strzykawki, do laboratorium wszedł doktor Morrison.
 Doktora Martela nie ma  powiedziała.
 Wiem  odrzekł Morrison.  Widziałem, jak wychodził z instytutu. Nie jego szukam. Chcia-
łem porozmawiać z panią.
Odłożywszy strzykawki, Ellen wetknęła ręce do kieszeni i okrążyła biurko, stając naprzeciw
Morrisona. To, że głowa wydziału szukała jej, zwłaszcza poza plecami Charlesa, było czymś nie-
zwykłym. Jednakże po wydarzeniach tego ranka zbytnio jej to nie zaskoczyło. Ponadto Morrison
miał tak makiaweliczny wyraz twarzy, że nie ulegało wątpliwości, iż coś knuje.
Podchodząc bliżej, wydobył płaską złotą papierośnicę, otworzył ją z trzaskiem i podsunął Ellen.
Gdy potrząsnęła głową, sam wyjął papierosa.
 Mogę tu zapalić?  spytał.
Wzruszyła ramionami. Charles na to nie pozwalał, ponieważ twierdził, że to niebezpieczne.
W istocie nie znosił po prostu zapachu tytoniu. Czując przekorną przyjemność, bez słowa skinę-
ła głową przyzwalająco.
Z kieszeni kamizelki Morrison wydobył zapalniczkę stanowiącą komplet ze złotą papierośnicą
i z namaszczeniem przypalił papierosa. Przedłużał te wystudiowane ruchy celowo, by kazać Ellen
czekać.
120
 Chyba pani wie, co się zdarzyło dziś rano w związku ze sprawą Brightona  powiedział
w końcu.
 Trochę  przyznała Ellen.
 Wie pani również, że Charlesowi powierzono dokończenie badań nad kanceranem?
Skinęła głową.
Morrison urwał i wydmuchnął dym w postaci serii kółeczek.
 Dla instytutu jest wyjątkowo ważne, żeby te badania zakończyły się sukcesem.
 Doktor Martel zaczął już nad nimi pracować  powiedziała Ellen.
 Dobrze, bardzo dobrze  rzekł Morrison. Znów zapadło milczenie.
 Nie wiem dokładnie, jak to sformułować  odezwał się po chwili Morrison  ale martwię
się, żeby Charles nie zepsuł eksperymentów.
 Nie sądzę, by musiał się pan o cokolwiek martwić  odrzekła Ellen.  Jeśli na coś może
pan liczyć w przypadku Charlesa, to na zawodową rzetelność.
 Nie martwię się o jego zdolności intelektualne  wyjaśnił dyrektor administracyjny.  Cho-
dzi mi o jego równowagę emocjonalną. Będę całkowicie szczery: wydaje mi się zbyt impulsywny.
Stale krytykuje pracę wszystkich wokół siebie i wydaje mu się, że on jeden posiadł tajniki właściwej
metody.
121
Impulsywny? To określenie niezle oddawało jej odczucia. Pamiętała ostatni wieczór spędzony
z Charlesem, jakby to było wczoraj. Zjedli kolację w restauracji  Harvest , wrócili do jej mieszkania
na Prescott Street i kochali się. Była to ciepła, czuła noc, jak zwykle jednak Charles nie został do
rana. Powiedział, że musi być w domu, kiedy dzieci się obudzą. Następnego dnia zachowywał się
tak jak zawsze, ale nigdy już potem nie umówili się na spotkanie, a Charles nie zadał sobie trudu, by
wyjaśnić chociaż słowem. Niedługo potem ożenił się z dziewczyną przyjętą do instytutu czasowo
w charakterze maszynistki. Tak jakby jednego dnia usłyszał, że ktoś taki w ogóle istnieje, a już
następnego poprowadził ją do ołtarza. Ellen zgadzała się, że określenie  impulsywny pasuje do
Charlesa: impulsywny i uparty.
 Czego pan po mnie oczekuje?  spytała, usiłując wrócić myślami do rzeczywistości.
 Chyba chciałbym, żeby mnie pani uspokoiła  odrzekł Morrison.
 Cóż. Zgadzam się, że Charles bywa humorzasty, nie sądzę jednak, by wpływało to na jego
pracę. Myślę, że może pan na niego liczyć, jeśli chodzi o badania nad kanceranem.
Morrison rozluznił się i uśmiechnął, ukazując zza wąskich warg niewielkie zęby. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •