[ Pobierz całość w formacie PDF ]
frachtowiec ostro poszedł w górę. A potem&
Kapitan Needa i jego ludzie powoli podnieśli głowy. Za oknami mostku zobaczyli tylko
spokojny ocean gwiazd.
- Namierzyć ich - rozkazał kapitan. - Mogą zawrócić do następnego ataku.
Oficer obserwacyjny usiłował odnalezć frachtowiec na swoich ekranach. Ale nie było nic
do odnalezienia.
- To dziwne - mruknął.
- O co chodzi? - zapytał Needa podchodząc, aby samemu spojrzeć na monitory śledzące.
- Tego statku nie ma na żadnym z naszych ekranów.
Kapitan był zdezorientowany. - Nie mógł zniknąć. Czy taki mały statek mógłby mieć
urządzenie maskujące?
- Nie, sir - odparł oficer pokładowy. - Może w ostatniej chwili weszli w prędkość światła.
Kapitan Needa czuł, że jego gniew rośnie mniej więcej w takim samym tempie, jak jego
oszołomienie.
- To dlaczego atakowali? Mogli wejść w nadprzestrzeń, kiedy wydostali się z pola
asteroidów.
- Ale nie ma po nich śladu, sir, bez względu na to, jak to zrobili - odpowiedział oficer
obserwacyjny, w dalszym ciągu nie mogąc zlokalizować Sokoła na swoich ekranach. -
Jedynym logicznym wyjaśnieniem jest to, że weszli w prędkość świetlną.
Kapitan był wstrząśnięty. Jak to pudło mogło im umknąć?
Podszedł adiutant.
- Sir, Lord Vader żąda ostatnich raportów z pościgu - zameldował. - Co mam mu
powiedzieć?
Needa cały się sprężył. Pozwolić uciec Sokołowi Millenium , kiedy był tak blisko, było
niewybaczalnym błędem, a wiedział, że musi stawić się przed swym panem i zameldować o
porażce. Był gotów przyjąć każdą karę, jaka na niego czekała.
- Ja jestem za to odpowiedzialny - powiedział. - Proszę przygotować prom. Kiedy
spotkamy się z Lordem Sith, przeproszę go osobiście. Proszę zawrócić i jeszcze raz przeszukać
obszar.
Następnie, jak żywy potwór z zamierzchłej przeszłości, ogromny Mściciel zaczął
powoli robić zwrot; ale w dalszym ciągu po Sokole Millenium nie było ani śladu.
Dwie świecące kule unosiły się jak świetliki z innego świata nad ciałem Luke a leżącym
nieruchomo w błocie. Stojąc opiekuńczo nad swym powalonym panem, mały beczkowaty robot
wysuwał od czasu do czasu mechaniczny wysięgnik, odganiając tańczące obiekty, jakby były
komarami. Ale unoszące się w powietrzu świetliste kule odskakiwały poza jego zasięg.
Erdwa Dedwa pochylił się nad nieruchomym ciałem i zagwizdał, usiłując przywrócić je
do życia. Lecz Luke, nieprzytomny od wyładowań kuł energii, nie reagował. Robot odwrócił się
do Yody, który siedział spokojnie na pieńku, i zaczął buczeć z gniewem i wymyślać małemu
Mistrzowi Jedi.
Nie spotkawszy się ze współczuciem, Erdwa odwrócił się z powrotem do Luke a. Jego
elektroniczne obwody powiedziały mu, że próby obudzenia go tymi cichymi dzwiękami nie mają
sensu. Wewnątrz jego metalowego kadłuba włączył się system awaryjnego ratowania życia;
wysunął małą metalową elektrodę i oparł ją na piersi komandora. Wydając cichy, pełen
zatroskania pisk, spowodował łagodny wstrząs elektryczny, akurat wystarczający, aby
przywrócić Luke owi przytomność. Pierś chłopaka uniosła się; obudził się nagle.
Wyglądając na oszołomionego, młody uczeń Jedi potrząśnięciem głowy przywrócił
jasność myślom. Rozejrzał się wokół, rozcierając ramiona boleśnie zaatakowane przez
samonaprowadzające się kule Yody. Zauważywszy, że szperacze wciąż nad nim wiszą, Luke
zmarszczył się. Potem usłyszał w pobliżu radosny chichot swojego nauczyciela i spojrzał na
niego z gniewem.
- Koncentracja, hę? - zaśmiał się Yoda, radośnie marszcząc swą pobrużdżoną twarz. -
Koncentracja!
Luke nie czuł się na siłach, by odwzajemnić uśmiech.
- Myślałem, że te szperacze są nastawione na ogłuszenie! - wykrzyknął z gniewem.
- Tak też i jest - odpowiedział rozbawiony Yoda.
- Są o wiele silniejsze niż to, do czego jestem przyzwyczajony - ramię chłopca pulsowało
boleśnie.
- Znaczenia by to nie miało, gdyby Moc przez ciebie płynęła - odpowiedział mistrz. -
Wyżej byś skakał! Szybciej byś się ruszał! - wykrzyknął. - Na Moc otworzyć się musisz.
Uczeń zaczynał odczuwać zniecierpliwienie żmudnym szkoleniem, choć trenował dopiero
od niedawna. Czuł, że jest bardzo blisko poznania Mocy, ale nie udało mu się tyle razy i zdawał
sobie sprawę, jak jeszcze mu do niej daleko. Ale teraz prowokujące słowa Yody poderwały go na
nogi. Był zmęczony tak długim czekaniem na tę siłę, znużony brakiem powodzenia i coraz
bardziej rozzłoszczony niejasnymi naukami.
Chwycił swój miecz laserowy leżący w błocie i szybko go uruchomił.
Przerażony Erdwa Dedwa umknął na bezpieczną odległość.
- Jestem teraz na nią otwarty! - krzyknął. - Czuję ją. No dalej, latające miotaczyki! - Z
ogniem w oczach Luke nastawił miecz i ruszył w kierunku szperaczy. Natychmiast uciekły i
zatrzymały się nad Yoda.
- Nie, nie - skarcił go Mistrz Jedi, potrząsając siwą głową. - To na nic. Czujesz gniew.
- Czuję Moc! - zaprotestował Luke gwałtownie.
- Gniew, gniew, strach, agresję! - Yoda ostrzegł:
- Ciemną stroną Mocy są one. Aatwo przepływają& łatwo je włączyć do walki. Strzeż
się, strzeż się, strzeż się ich. Za siłę, jaką przynoszą, zapłata jest duża.
Chłopak opuścił miecz i zmieszany wpatrywał się w nauczyciela.
- Zapłata? - zapytał. - Jak to?
- Ciemna strona przyzywa - powiedział Yoda dramatycznie. - Ale jeśli już raz na ciemną
ścieżkę wejdziesz, na zawsze zdominuje ona twoje przeznaczenie. Spali cię ona - tak jak
pewnego ucznia Obi-Wana. Luke skinął głową. Wiedział, o kim mówi Yoda.
- Lord Vader - powiedział. Po chwilowym namyśle zapytał: - Czy ciemna strona jest
silniejsza?
- Nie, nie. Aatwiejsza, szybsza, bardziej nęcąca.
- Ale jak mam odróżnić dobrą stronę od złej?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]