[ Pobierz całość w formacie PDF ]
serca i niemal całej lewej strony klatki piersiowej. Lewe ramię zwisło na strzępach kości i
tkanek. Trup z wilgotnym plaśnięciem opadł na powrót do swojej trumny.
Edward osunął się na klęczki, oddychał z trudem. Aapczywie próbował chwytać
powietrze.
- Skiń głową, jeśli możesz oddychać, Edwardzie - powiedziałam.
W sumie i tak nie wiedziałam, co mogłabym zrobić, gdyby Aubrey zmiażdżył mu
tchawicę. Może pobiegłabym po pomoc i sprowadziłabym tutaj doktor Lillian, znajomą
szczurzycę. Może.
Edward pokiwał głową. Zrobił się na twarzy czerwony jak burak, ale mógł oddychać.
W uszach wciąż jeszcze mi dzwoniło od huku strzelby w tym podziemnym
pomieszczeniu o kamiennych ścianach. I już po niespodziance. Mogliśmy odpuścić sobie
dalsze korzystanie z azotanu srebra. Przeładowałam strzelbę i podeszłam do trumny
Valentine a. Rozwaliłam go na strzępy. Teraz na pewno był martwy.
Edward podniósł się chwiejnie. Wychrypiał:
- Ile lat miał ten krwiopijca?
- Ponad pięćset - odparłam.
Przełknął ślinę, najwyrazniej sprawiało mu to ból.
- Cholera.
232
- Na twoim miejscu nie próbowałbym zgładzić Nikolaos za pomocą strzykawki.
Aypnął na mnie gniewnie, wciąż opierając się plecami o trumnę Aubreya.
Odwróciłam się w stronę piątej trumny. Choć wcześniej tego nie ustalaliśmy, to właśnie tę
trumnę oboje postanowiliśmy zostawić na sam koniec. Stała pod przeciwległą ścianą.
Była mała i biała, za mała, aby nadawała się dla osoby dorosłej. W blasku świec dostrzec
można było misterne zdobienia wieka.
Kusiło mnie, aby parę razy palnąć w trumnę ze strzelby, ale musiałam ją najpierw
zobaczyć. Musiałam sprawdzić, do czego strzelam. Serce podeszło mi do gardła, strach
ścisnął klatkę piersiową niewidzialnymi łańcuchami. To przecież była mistrzyni wampirów.
Nawet za dnia zabicie jej przysparza wielu trudności. Spojrzenie mistrza może cię
zahipnotyzować i unieruchomić aż do zmierzchu. To piekielnie grozne istoty. Ich bronią
jest wzrok, umysł i głos. Są naprawdę potężne. Jak dotąd nie widziałam równie potężnej
istoty jak Nikolaos. Miałam swój poświęcony krzyżyk. Nic mi się nie stanie. Odebrano mi
już zbyt wiele krzyżyków, abym mogła poczuć się w pełni bezpieczna. No dobrze.
Spróbowałam jedną ręką unieść wieko, ale było zbyt ciężkie i nie wyważone tak dobrze
jak we współczesnych trumnach. Nie zdołałam go podnieść.
- Pomożesz mi, Edwardzie? A może wciąż jeszcze uczysz się na nowo oddychania?
Edward podszedł, by stanąć obok mnie. Jego twarz prawie odzyskała już normalny kolor.
Ujął wieko, a ja uniosłam strzelbę do strzału.
Podniósł wieko, a ono ze zgrzytem obsunęło się w dół. Nie miało zawiasów.
- O cholera! - jęknęłam.
Trumna była pusta.
- Mnie szukacie? - Od wejścia dobiegł nas wysoki, melodyjny głos. - Nawet nie drgnijcie:
tak to się chyba mówi. Mamy was na muszce.
- Nie radzę sięgać po broń - rzekł Burchard.
Spojrzałam na Edwarda i zauważyłam, że sięgnął po pistolet maszynowy, ale nie był
dość szybki. Jego twarz pozostawała nieodgadniona, spokojna, zwyczajna. Zupełnie
jakby był na niedzielnej przejażdżce. Przepełniało mnie przerażenie. W ustach poczułam
smak żółci. Wymieniłam z Edwardem spojrzenia, po czym oboje unieśliśmy ręce w górę.
- Odwróćcie się powoli - rozkazał Burchard.
Zrobiliśmy to.
Był uzbrojony w jakąś półautomatyczną strzelbę. Nie mam tak jak Edward bzika na
punkcie broni palnej, więc nie rozpoznałam marki ani modelu, ale wiedziałam, że musi
robić naprawdę wielkie dziury. Poza tym Burchard miał przewieszony przez plecy miecz.
Prawdziwy wielki miecz. Coś takiego. Nie wierzyłam własnym oczom.
Zachary stał obok niego uzbrojony w pistolet. Trzymał broń oburącz, ramiona miał
wyprostowane, łokcie sztywne. Nie wyglądał na zadowolonego.
Burchard trzymał strzelbę tak, jakby się z nią urodził.
- Proszę, rzućcie broń i złączcie dłonie na czubku głowy.
Zrobiliśmy, o co prosił. Edward upuścił pistolet maszynowy, a ja straciłam strzelbę.
Mieliśmy jeszcze całą masę broni.
Nikolaos stanęła z boku. Jej lodowate oblicze przepełniała wściekłość. Głos, gdy się
wreszcie odezwała, wypełnił całe pomieszczenie.
233
- Jestem starsza, aniżeli moglibyście sobie nawet wyobrazić. Czy sądzicie, że promienie
słońca mogą być dla mnie grozne? %7łe mogę być jego więzniem? Po tysiącu lat? -
Weszła do pomieszczenia, uważając, aby nie przejść przed Burchardem ani Zacharym.
Spojrzała na leżące w trumnach szczątki. - Zapłacisz za to, animatorko. - I uśmiechnęła
się; nigdy jeszcze nie widziałam takiego ogromu zła zawartego w jednym drobnym
grymasie.
- Burchard, odbierz im pozostałą broń, a potem damy naszej animatorce lekcję, na jaką
zasłużyła.
Stanęli przed nami, lecz w stosownej odległości.
- Pod ścianę, animatorko - rzucił Burchard. - Zachary, jeśli ten facet choćby drgnie,
zastrzel go.
Burchard pchnął mnie na ścianę i bardzo staranie obszukał. Nie zajrzał mi do ust ani do
majtek, ale poza tym okazał się wyjątkowo skrupulatny. Znalazł wszystko, co miałam przy
sobie. Nawet derringera. Włożył mój krzyżyk do kieszeni. Może powinnam zrobić sobie
tatuaż? Krzyżyk na ramieniu. Nie, to i tak pewnie nic by nie dało. Tatuaż to nie to samo
co poświęcona relikwia.
Stanęłam naprzeciw Zachary ego, a moje miejsce pod ścianą zajął Edward.
- Czy ona wie? - spytałam.
- Zamknij się!
Uśmiechnęłam się.
- Nie wie o niczym, prawda?
- Zamknij się!
Wrócił Edward i stanęliśmy obok siebie, bezbronni, z dłońmi złączonymi na czubku
głowy. To nie był miły widok.
Adrenalina buzowała jak wstrząśnięty szampan, serce omal nie wyskoczyło mi z piersi.
Bałam się Nikolaos. Co ona z nami zrobi? Z nami, ze mną? Gdybym mogła wybierać,
sprowokowałabym ich, aby mnie zastrzelili. To lepszy los niż ten, który zamierzała
zgotować nam perfidna i zła do szpiku kości Nikolaos.
- Zostali rozbrojeni, o pani - oznajmił Burchard.
- To dobrze - mruknęła. - Czy wiesz, co robiliśmy, podczas gdy ty i twój przyjaciel
unicestwialiście moich poddanych?
Chyba nie oczekiwała odpowiedzi, więc nie odezwałam się ani słowem.
- Przygotowywaliśmy pewną bardzo bliską ci osobę, animatorko.
Coś ścisnęło mnie w żołądku. W pierwszej chwili pomyślałam o Catherine, ale ona
przecież wyjechała z miasta. Mój Boże, Ronnie. Czy mieli Ronnie?
Chyba moja twarz musiała zdradzać targające mną emocje, bo Nikolaos wybuchnęła
wysokim, piskliwym, diabolicznym chichotem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]