[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zainteresowania nie musiał robić nic więcej, ponieważ doszedł do wniosku, że te
takie wyprawy nie mają żadnego sensu. Musieli posłużyć się Kamieniem Nocy.
Drobna poprawka. On musiał się posłużyć Kamieniem. Użyje go, żeby
śledzić szeryfa Valentiego i odnalezć statek. Jeśli korzystanie z Kamienia
sprowadzi ponownie łowców głów... no cóż, jaka to różnica, czy umrze dziś, czy
wkrótce. Jeśli tylko najpierw zlokalizuje statek. Jeśli tylko będzie mógł
uratować Maxa i Isabel.
Z ich trójki on najbardziej się nadawał do poniesienia tej ofiary. Max i Izzy
mieli rodzinę. Ich rodzice byliby załamani, gdyby coś się stało któremuś z nich.
Sytuacja Michaela była zupełnie inna. Państwu Pascalom aż tak bardzo na
nim nie zależało. No a grupa... będzie go im brakować. Ale będą mieli siebie
nawzajem. Izzy będzie nadal miała Maxa. Nie zostanie sama.
- Co o tym sądzisz, Michael? - spytał go Alex.
- Trzy zespoły po dwie osoby. Plus Ray w pojedynkę. W porządku -
odpowiedział. Był prawie pewien, że taki plan uzgodnili. Chciał tylko, żeby to
zebranie jak najprędzej się skończyło, żeby mógł pojechać do jaskini. Tam był
ukryty Kamień oraz też pióro, które ściągnął z biurka Valentiego.
- Dziś wieczorem zaczynamy? - spytała Maria.
- Tak. Spotkajmy się na szkolnym parkingu o siódmej -zaproponowała
Isabel.
Nikt nie wyrażał sprzeciwu, więc Michael szybko zerwał się na nogi.
- Dołączę tam do was! - zawołał, wybiegając z pokoju. Kiedy tylko znalazł
się za drzwiami, puścił się biegiem. Wskoczył do samochodu i ruszył, kierując
się w stronę wyjazdu z miasta, uważając przy tym, żeby nie przekroczyć limitu
szybkości. Valenti uwielbiał zatrzymywać nastolatków, a Michaelowi zależało
na czasie.
Skupił się na jednym celu - dotarciu do jaskini. Kiedy tylko przemknęła mu
przez głowę jakaś myśl o Maksie, natychmiast odrzucał ją od siebie. Nie musiał
myśleć o przyjacielu, martwić się o niego, płakać nad nim.To już nie było
potrzebne, ponieważ teraz on brał rozwiązanie tej sprawy na siebie.
Skręcił z szosy i zmusił stare kombi do jazdy przez pustynię. Zatrzymał się
prawie o kilometr od jaskini, nie chcąc, żeby ktokolwiek - na przykład ktoś z
Planu Wyczyszczenia Bazy Danych - zainteresował się zaparkowanym
samochodem i zaczął węszyć dokoła.
Wyskoczył z samochodu i pobiegł w kierunku jaskini. Biorę to na siebie,
biorę to na siebie, biorę to na siebie. Te słowa przebiegały mu przez głowę w
rytmie uderzeń stóp.
Kiedy dotarł do prowadzącej do jaskini szczeliny, jednym zręcznym ruchem
opuścił się na dół i bez wahania podszedł do leżącego w rogu śpiwora, gdzie był
ukryty pierścień z Kamieniem Nocy i pióro szeryfa Valentiego.
Michael wyciągnął pierścień, włożył go na palec i zacisnął dłoń wokół pióra.
- Okay, gdzie jest Valen...
- Nie rób tego, Michael!
Usłyszał jakiś chrobot, a po chwili Maria wsunęła się do jaskini w takim
pośpiechu, że upadła. Szybko zerwała się na nogi i podbiegła do niego.
Wytrąciła mu z ręki pióro, które poleciało na drugi koniec jaskini.
- Co tu, u diabła, robisz? - spytał.
- Zledziłam cię! - wykrzyknęła, a jej niebieskie oczy pałały. - Chociaż to nie
było konieczne. W momencie kiedy wstałeś z krzesła, wiedziałam już, gdzie się
wybierasz. -Chwyciła oddech i mówiła dalej: - Co cię napadło? Sam zadałeś mi
takie pytanie, kiedy dowiedziałeś się, że korzystałam z mocy Kamienia,
wiedząc, że jest to niebezpieczne. A teraz ty to robisz. Więc pytam: Co cię
napadło?
- To nie to samo. - Michael przeszedł na drugą stronę jaskini i podniósł pióro.
- Używam Kamienia, żeby odnalezć statek i uratować Maxowi życie. Właśnie to
mnie napadło, Mario.
- To nie tak. Powiem ci, co będzie. Aowcy głów znowu cię dopadną... i tym
razem na pewno zabiją! -krzyknęła.
- No to co? To oznacza dwoje żywych i jednego nieżywego. A nie troje
nieżywych.
- Zwietnie. Powinnam była sama o tym pomyśleć. Dwoje z trojga. Wspaniale
- mówiła Maria przez łzy. - Teraz nie powinno mnie już martwić, że chcesz się
zabić.
No to super. Dziewczyna płakała, jej ciałem wstrząsało łkanie. Zrobił krok w
jej kierunku.
- Nie! - zawołała. - Nie podchodz do mnie. I nie próbuj mnie dotknąć. Nie
chcę, żebyś mnie dotykał. Masz zamiar się zabić, kiedy tylko stąd wyjdę. Nie... -
Zakryła twarz rękami.
Michael przestępował z nogi na nogę. Histeryczny szloch Marii był coraz
głośniejszy.
Nie mógł już dłużej stać bezczynnie. Wahał się przez chwilę, po czym zrobił
trzy długie kroki i stanął przy niej. Wyciągnął ręce do dziewczyny, ale szybko je
opuścił, widząc wyraz jej twarzy.
- Mówię poważnie: nie dotykaj mnie - powiedziała, wycierając oczy
rękawem. Potem wyjęła chusteczkę higieniczną z kieszeni i wytarła nos.
- Nic ci nie jest? Przepraszam, że krzyczałem na ciebie, ale... ale nie ma już
wiele czasu.
- Myślisz, że jesteś bohaterem, prawda? - spytała Maria z lekka drżącym
głosem. - Ale to nieprawda. Jesteś samolubny. Myślisz o sobie jako o
wspaniałym facecie, który postanowił poświęcić życie dla przyjaciół. Nie
przychodzi ci nawet do głowy, jak czuliby się Max i Isabel.
- Nie obchodzi mnie to, jak by się czuli. Przynajmniej byliby żywi i mogli
coś odczuwać - powiedział Michael ostrym tonem.
- Postaraj się wyobrazić sobie, jak ty byś się czuł, gdyby Max poświęcił dla
ciebie życie - zaprotestowała Maria. -Albo Isabel. Pomyśl, jak byś się czuł,
gdyby Isabel poświęciła życie, żeby ratować ciebie.
Michael nie potrafił na to odpowiedzieć. Nie mógł sobie tego nawet
wyobrazić. W ogóle nie dopuszczał do siebie takiej myśli.
- Oni cię kochają - odezwała się cicho Maria. - Czują do ciebie dokładnie to
samo co ty do nich. Wiem, co myślisz. Oni mają rodziców i siebie nawzajem,
więc nie może im zależeć na tobie tak jak tobie na nich, ponieważ ty nie masz
nikogo. Ale to nie jest prawda.
Michael poczuł napływające do oczu łzy; szybko zacisnął powieki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •