[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sypialni, lecz pewnie służący uznał, zważywszy na to,
co stało się na dole, że oszczędzi w ten sposób Kitowi
kolejnych nieprzyjemności.
- Zabroniono mi widywać pana. ByÅ‚em bardzo nie­
posłuszny - powiedział pasierb.
- A chciaÅ‚byÅ› mnie widywać? - Earl z nadziejÄ… cze­
kał na odpowiedz. - Jeżeli oczywiście uzyskamy zgodę
mamy.
- Ona jest bardzo zła.
- Złości się tylko z powodu nieposłuszeństwa, a nie
z powodu tego, że chciałbyś odwiedzać earla. Może
gdyby wasza lordowska mość z nią porozmawiał...? -
zasugerował Ingalls.
Był zdziwiony, że John wtrąca się do rozmowy, ale
zapewne wiedział znacznie lepiej niż on sam, co dzieje
siÄ™ w domu. Hunt mógÅ‚ jedynie zdać siÄ™ na osÄ…d zaufa­
nego służącego.
- Mógłby pan to zrobić? Najbardziej ze wszystkiego
chciałbym pana odwiedzać.
- Earl mógłby złożyć rewizytę. Z pewnością wie
znacznie wiÄ™cej o znalezionych przez nas żoÅ‚nierzy­
kach. KiedyÅ› należaÅ‚y do niego, czyż nie tak, wasza lor­
dowska mość? - Ingalls dopytywał się naiwnie.
Hunt doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest
poddany manipulacji, więc uniósł pytająco brew, lecz
ta konstatacja była całkowicie zgodna z prawdą.
- Kiedyś były moją własnością, ale teraz należą
oczywiście do Kita - przyznał.
- Może pan przyjść i się nimi pobawić - padła
wspaniałomyślna propozycja ze strony dziecka.
- Chciałbyś? - Hunt poczytał to za komplement,
mimo iż nadto wyraznie widać w tym było knowania
Johna.
- Bardzo. Jeżeli mama nie bÄ™dzie miaÅ‚a nic przeciw­
ko temu. Ciocia Fanny z pewnością również nie będzie
zgłaszała obiekcji.
Obaj mężczyzni rozeÅ›mieli siÄ™, sÅ‚yszÄ…c tak ceremo­
nialne zaproszenie.
- Zatem powinienem spytać mamę, czy pozwoli
nam rewizytować się nawzajem.
- A teraz jak grzeczny chłopiec powiedz dobranoc
- zaproponował Ingalls. - Odprowadzę cię na górę.
- Niech pan też pójdzie - zapraszał Kit.
I znów Hunt poczuł w swojej dłoni rączkę dziecka,
które rozgrzewało jego serce okazywanym zaufaniem.
- Jego lordowska mość musi porozmawiać z twoją
mamą - przypomniał Ingalls. - Może jutro...
Earl Huntingdon mógł sobie jedynie wyobrazić, że
wymienili porozumiewawcze spojrzenia, lecz chłopiec
uwolniÅ‚ rÄ™kÄ™ z jego uÅ›cisku, niechÄ™tnie, jak mu siÄ™ zda­
wało.
- Dobranoc - powiedział grzecznie. - Proszę przyjść
i pobawić się z nami. Jeżeli mama pozwoli - dodał.
Słysząc tę ostatnią uwagę, earl powstrzymał grymas
i pogłaskał chłopca po jedwabistej czuprynie.
- Spij dobrze - rzekł miękko.
- I niech pan nie zapomni zapytać.
- Nie zapomnÄ™.
- Może jeszcze dzisiejszego wieczoru... - zasuge­
rował John.
Na chwilę zapadła cisza.
- Chodz, chÅ‚opcze - ponagliÅ‚ Ingalls, pojÄ…wszy chy­
ba, że się zagalopował. - Nie chcemy znów rozzłościć
mamy, spózniając się z pójściem spać.
Hunt słyszał, jak przechodzili przez pokój. Chłopiec
wybiegł na korytarz, lecz Ingalls obrócił się na pięcie.
- Wielmożna pani jeszcze nie położyła się do łóżka.
Informuję, na wypadek gdyby był pan ciekaw
- Nie jestem - odparł zwięzle earl. - Dziękuję ci za
organizowanie mi wolnego czasu. Czy ty znasz jakieÅ›
nowiny, Ingalls?
- Ja, milordzie? Cóż miałoby to być?
- Tak siÄ™ tylko zastanawiam.
- Cóż, nie trzeba wielkiej wyobrazni, by zoriento­
wać siÄ™, że wy oboje, dziaÅ‚ajÄ…c wspólnie, Å‚atwiej pora­
dzicie sobie z umożliwieniem chłopcu odnalezienia się
w nowym miejscu. On pana polubił, milordzie. To jest
komplement. Niech go pan nie rozczaruje. Uważa, że
jest pan tak odważny, by stawić czoÅ‚o każdemu wyzwa­
niu. Nawet temu.
Drzwi zamknęły się tak szybko, że Hunt nie zdążył
zadać pytania, które go nurtowało. Czemu jego pasierb
miał go za odważnego, skoro nic o nim nie wiedział?
Chyba że...
To Ingalls mógÅ‚ snuć wojenne opowieÅ›ci. ResztÄ™ Å‚a­
two sobie dośpiewać. Belli z pewnością nie spodobało
siÄ™, że wkÅ‚ada maÅ‚emu do gÅ‚owy opowiadania o boha­
terstwie. On nie znosiÅ‚ historyjek, w których sam wy­
stępował.
Wojna nie jest dla dziecka, pomyślał, podchodząc do
okna i uchylajÄ…c je jak zeszÅ‚ej nocy. Tym razem powie­
trze nie było naelektryzowane. Poczuł jedynie
orzezwiający chłód. Wystawił nań twarz, rozmyślając
o ostatnim stwierdzeniu Ingallsa.  Uważa, że jest pan
tak odważny, by stawić czoÅ‚o każdemu wyzwaniu. Na­
wet temu".
Znał Johna na tyle dobrze, że chyba domyślał się,
mimo pokrętnego sposobu, w jaki zostało to wyrażone,
jakie wyzwanie służący miał na myśli. Wychodzi na to,
że jego uczucia do Belli, tak jak cała reszta jego życia,
nie sÄ… dla Ingallsa tajemnicÄ…. NiewÄ…tpliwie zostaÅ‚ zdra­
dzony przez sÅ‚użącego. ZastanawiaÅ‚ siÄ™ jednak, czy Bel­
la może znać inne, ukryte motywy, które pchnęły go do
małżeństwa. Jeżeli tak, to ciekawe, co ona czuje.
Co żona do niego czuje? To było kluczowe pytanie.
Znalezienie naÅ„ odpowiedzi stanowiÅ‚o wÅ‚aÅ›nie owo wy­
zwanie, o którym wspomniał John. Miał jedynie nadzieję,
że on sam będzie choć w połowie tak pewny siebie.
ROZDZIAA CZWARTY
To byÅ‚ dÅ‚ugi dzieÅ„, uznaÅ‚a Arabella Huntingdon, sia­
dajÄ…c wieczorem przed toaletkÄ…. Jeden z najbardziej de­
prymujących. Powierzyła to wyznanie jedynie lustru,
które na pewno nikomu nie zdradzi targajÄ…cych niÄ… wÄ…t­
pliwości.
Przede wszystkim ten poranny  wypadek" Kita, jak
okreÅ›liÅ‚ to earl. Mimo że uprzejmie zbagatelizowaÅ‚ stra­
tę, było jej niezwykle przykro, że jej syn zniszczył tak
wartościowy i cenny z punktu widzenia historii rodu
przedmiot.
Kit zawsze dobrze się sprawował, ale ze względu na
ograniczenie narzucone przez ich uprzedniÄ… skromnÄ…
egzystencjÄ™, nie miaÅ‚ zbyt wielu okazji do psot. W no­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •