[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaszyfrowany. Ale jeśli nie znamy klucza, to nic nam
po nim, nawet gdyby zawierał wszystkie tajemnice
świata.
Uśmiechnął się drapieżnie.
- Może nie jest aż tak zle. Poczekaj chwilÄ™. - Pod­
szedł do torby podróżnej, wyjął z niej modlitewnik
Gilesa Newmana i wrócił na swoje miejsce. - Jak
wiesz, w tym modlitewniku znajduje siÄ™ pewien
klucz, sprawdzmy wiÄ™c, czy pasuje do naszego te­
kstu. Zajmie to nam najwyżej pół godziny.
Catherine ziewnęła, choć było dopiero wczesne
popołudnie.
- Och, Tom, czuję się zbyt zmęczona, żeby brać
się w tej chwili do roboty. Po prostu upiłeś mnie tym
swoim eliksirem. Marzę o położeniu się do łóżka.
Nachylił się i pocałował ją.
- To idz spać, moja dzielna dziewczyno. Odszy­
frowanie tekstu, jeśli tym kluczem da się cokolwiek
odszyfrować, biorę na siebie. Jednak już teraz mój
węch mi mówi, że jeszcze dzisiaj będziemy musieli
wysłać pilny list do Londynu.
- Kto go zabił, Tom, i dlaczego?
- Na pewno nie karzeł. Ten prawdopodobnie
przyniósł Grahame'owi tę kartkę. Pozostaje więc ów
elegant. Mógł nim być Van Sluys, ale wątpię, by sam
dokonywał tak brudnej roboty. Oczywiście morderca
mógÅ‚ siÄ™ zakraść do mieszkania Grahame'a po wyj­
Å›ciu eleganta. Kimkolwiek jednak byÅ‚, na pewno szu­
kał tego listu. Ciekaw jestem, gdzie Grahame go
ukrył. Tego jednak już nigdy się nie dowiemy.
- A jeśli mordercą jest Amos Shooter? - zapytała,
czując, że za chwilę zaśnie na siedząco.
Tom zamyślił się.
- Nikogo nie możemy wykluczyć. Wbić sztylet
w plecy Grahame'a mogła również osoba bliżej nam
nie znana, dla której jednak Grahame stanowił realne
zagrożenie. Zastanawia też, po co Grahame, czując
zbliżającą się śmierć, zawracał sobie głowę tą kartką,
skoro i tak wiedział, że nie mamy do niej klucza.
Chyba że...
- Chyba że?
- Chyba że, moje kochanie, tamto założenie jest
niesÅ‚uszne. PosÅ‚użmy siÄ™ wiÄ™c innym. Grahame wie­
dział, że to ja znalazłem ciało Newmana, gdy jeszcze
nie zdążyÅ‚o ostygnąć, a także modlitewnik, który za­
brałem ze sobą. W takim razie...
- Och, Tom, to wszystko jest takie skomplikowa-
ne. Już nie nadążam myślami za tobą. Czuję, że kleją
mi się powieki. Spać, spać... Zanieś mnie, Tom, do
łóżka.
Zasnęła w jego ramionach, okrywana jego poca­
Å‚unkami.
Modlitewnik Newmana istotnie zawierał klucz do
szyfru. Tom przetworzyÅ‚ tekst bez wiÄ™kszych trudno­
ści. Następnie przygotował raport dla sir Thomasa.
Ale zanim się z tym uporał, wydarzyła się ważna
rzecz.
W pewnym momencie skończył się mu inkaust.
Cóż, trzeba było wysłać Geordie'ego na miasto albo
samemu zaÅ‚atwić tÄ™ sprawÄ™, pamiÄ™tajÄ…c, że czÄ™sto sÅ‚u­
ga, wysÅ‚any po indyka, wracaÅ‚ z kuropatwÄ…. Tom wy­
braÅ‚ trzecie rozwiÄ…zanie. DostrzegÅ‚ przy okazji pisa­
nia pierwszego ich listu do Londynu, że Catherine
chowa do swojego kufra podróżnego buteleczkÄ™ z in­
kaustem. Dlaczego by więc nie pożyczyć od niej?
Wiedział, że może liczyć na wybaczenie, ponieważ
komu jak komu, lecz Catherine nie trzeba byÅ‚o tÅ‚u­
maczyć, jak pilną i ważną rzeczą było napisanie tego
listu.
PodniósÅ‚ wieko kufra. WewnÄ…trz panowaÅ‚ wzoro­
wy porządek. Obciągnięte skórą pudełko, w którym
musiaÅ‚ znajdować siÄ™ inkaust, leżaÅ‚o na samym wie­
rzchu. OtworzyÅ‚ je i stwierdziÅ‚, że pudeÅ‚ko prócz bu­
teleczki z czarnym płynem zawiera dwa gęsie pióra,
nóż do ich zaostrzania, słoiczek z piaskiem do obsu-
szania zapisanych stron oraz ryzę w większej części
zapisanego już papieru.
Tom dotarł do tych skarbów w zacnych zamiarach,
ale był tylko człowiekiem i upstrzone drobnym, lecz
wyraznym pismem kartki wzbudziły jego ciekawość.
Co to było? Sekretny dziennik? Rodzinne archiwa?
Notatki z podróży? Albo może coÅ› bezpoÅ›rednio do­
tyczące ich szpiegowskiej misji? Na przykład kopia
raportu z ich dziaÅ‚aÅ„ na terenie Zjednoczonych Pro­
wincji, którego oryginał był dostarczany fragmentami
tutejszym sÅ‚użbom wywiadowczym, co by tÅ‚umaczy­
Å‚o, dlaczego każde jego, Toma, posuniÄ™cie byÅ‚o w ja­
kimÅ› sensie wyprzedzane przez stronÄ™ przeciwnÄ….
Co prawda, ten ostatni pomysÅ‚ wydaÅ‚ mu siÄ™ moc­
no naciÄ…gany, ale jak już wczeÅ›niej powiedziaÅ‚ Ca­
therine, udawało mu się tylko dlatego wychodzić cało
z różnych opresji, że dokÅ‚adnie i podejrzliwie przy­
glÄ…daÅ‚ siÄ™ wszystkiemu, nawet rzeczom na pozór naj­
bardziej niewinnym.
Rzucił okiem na łóżko. Catherine smacznie spała,
a na jej ślicznej, delikatnej twarzy gościł słodki
uÅ›miech. NajwiÄ™ksza nieufność musiaÅ‚aby skapitulo­
wać przed czymś takim. Poczuł się nędzną kreaturą.
Niemniej wiedziaÅ‚, że nie uda mu siÄ™ zwalczyć poku­
sy. Miał oto w ręku jakąś cząstkę Catherine. Począł
przewracać kartkę po kartce.
Tak, to był jej charakter pisma, musiała zaś pisać
w pośpiechu, o czym świadczyły zarówno krzywe li-
nijki, jak i nieco rozchwiane litery. Układały się
w sÅ‚owa, te z kolei w zdania, które, uÅ›wiadomiÅ‚ to so­
bie niemal od razu, byÅ‚y spisanÄ… mowÄ… postaci sceni­
cznych. Co więcej, postacie te nosiły imiona, które
znajomo brzmiały w uszach Toma. Na przykład
Lackwit. Czyż owego Lackwita, tyle że wplątanego
w innÄ… intrygÄ™, nie graÅ‚ Betterton w ostatnim przed­
stawieniu w Książęcym Teatrze?
Przeczytawszy kilka początkowych stron, Tom już
tylko pobieżnie przejrzał manuskrypt. Nie miał juz
żadnych wątpliwości, że trzyma w ręku płód pisarski
Willa Wagstaffe'a, tego samego Willa, z którego jak­
że często stroił sobie żarty, a który okazał się młodą
kobietą, śpiącą teraz po straszliwych przeżyciach.
Ostatnie wÄ…tpliwoÅ›ci, jeÅ›li takie w ogóle byÅ‚y, roz­
wiały się w momencie, gdy natrafił na stronę z kilkoma
wariantami tytuÅ‚u, z których wszystkie z wyjÄ…tkiem jed­
nego zostaÅ‚y skreÅ›lone. Ten, który siÄ™ ostaÅ‚, brzmiaÅ‚ na­
stępująco:  Pyszałek, czyli Lackwit żonaty".
Czy to w ogóle mieÅ›ciÅ‚o siÄ™ w gÅ‚owie, żeby ów do­
wcipny, zuchwały, rubaszny, frywolny i pomysłowy
Will Wagstaffe, z którego sproÅ›nych żartów i cieka­
wie obmyślanych krotochwilnych sytuacji śmiało się
pół Londynu, byÅ‚ tÄ… oto Catherine Wood, znanÄ… rów­
nież pod scenicznym imieniem Cleone Dubois, istotą
kruchą, skromną, religijną i pełną purytańskich cnót?
A jednak to byÅ‚a prawda, choć jedna z tych najtrud­
niejszych do przyjęcia.
Ujrzał Catherine w zupełnie innym świetle.
Owszem, wciąż była to ta sama dzielna, zaradna
i szlachetna osoba, lecz jakby z tą chwilą uzyskała
duchową głębię. Różniła się od dawnej Catherine
tym, czym postać z obrazu współczesnego holender­
skiego mistrza różni się od postaci malowanych
w czternastym lub piętnastym stuleciu. Tamte były
pÅ‚askie, ta zaÅ› wielowymiarowa, zanurzona w prze­
strzeni i czasie.
Niewątpliwie Catherine pisała teatralne sztuki nie
dla przyjemności, lecz żeby zdobyć środki do życia,
życia w miarÄ™ godnego, choć na pewno pozbawione­
go luksusów. Kto wie, czy pokazna część zarobio­
nych w ten sposób pieniÄ™dzy nie szÅ‚a na opÅ‚acanie na­
uki brata. Tak czy inaczej, Catherine jest kobietÄ… sa­
modzielną, zarabiającą na życie piórem.
Teraz należaÅ‚o zatrzeć Å›lady przestÄ™pstwa. Tom od­
Å‚ożyÅ‚ wszystko do pudeÅ‚ka, starajÄ…c siÄ™ zachować za­
stany porządek. Następnie zamknął kufer. Catherine
nie mogła wiedzieć, że poznał jej sekret. Chciał, żeby
w przyszłości sama mu go wyjawiła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •