[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A teraz, po gradzie pocałunków i pieszczot, powiedziała, że musi mu coś
oznajmić.
- Cóż to takiego? - spytał niskim głosem,
Brooke zaczerpnęła powietrza.
- Po pierwsze - kocham cię. Kocham cię całym sercem. Całym& wszystkim.
I to, co zrobiłam w niedzielę, było konsekwencją tej miłości. Pewnego rodzaju&
zbłąkanej miłości - dodała, widząc cienie w jego oczach. - Teraz już wiem. To, co
zrobiłam w niedzielę, było takim samym błędem, jak to, co zrobiłam, gdy
kochaliśmy się po raz pierwszy.
- Brooke&
Potrząsnęła głową i położyła palec na jego ustach.
- Proszę, nie. Pozwól mi mówić. Kocham cię, Meade. I bez względu na to, co
powiedziałam wtedy, chcę dzielić z tobą życie,
Więc dlaczego? - nie mógł jej o to zapytać. Wiedział, że Brooke musi
powiedzieć to sama, bez ponaglania.
Powoli .
O to prosiła go od początku. W niedzielę nie rozmawiali spokojnie. Pozwolił,
aby zawładnęły nim emocje. I to był błąd, olbrzymi błąd. Nie miał zamiaru go
powtarzać.
Brooke przyglądała się jego twarzy. Wyglądał na wyczerpanego. Linie w
kącikach oczu i wokół ust były głębsze niż wówczas, gdy widzieli się ostatnio.
Zmysłowe wargi zdradzały napięcie. Na brodzie i policzkach rysował się cień
zarostu.
Powiedział jej, jak spędził ostatnie dwa dni. Gdy z ulgą zobaczyła, że jest
cały i zdrowy, przyszło uczucie gniewu. Domagała się odpowiedzi na pytanie,
gdzie był. Wyjaśnił jej to w kilku słowach. Choć mówił niewiele, zorientowała się,
że cierpiał, tak jak ona.
Gdyby tylko mogła, zaoszczędziłaby mu bólu. Ale to było niemożliwe.
Dotknęła opalonego, szczupłego policzka Meade a. Zwrócił do niej twarz,
rozświetloną teraz blaskiem bijącym z błękitnych oczu. Przycisnął wargi do
wnętrza jej dłoni. Miała wrażenie, jakby cało wał ją prosto w serce.
Dopiero po kilku sekundach Brooke była w stanie cokolwiek powiedzieć.
Musiało minąć jeszcze kilka następnych, zanim jej głos był znów spokojny.
- Kiedy pytałeś, czy chcę cię poślubić - zaczęła - powiedziałeś, że pragniesz,
byśmy stworzyli rodzinę. Powiedziałeś, że kiedy zobaczyłeś mnie z Jonathanem&
że marzyłeś o takim dziecku. - Pochyliła lekko głowę, a rozpuszczone włosy
opadły jej na twarz. Spojrzała mu w oczy. - Nie mogę dać ci rodziny. Meade, ja nie
mogę mieć dzieci.
- Nie możesz& - nie do wiary, to była przyczyna jej od mowy! - O Boże,
czyżbyś myślała, że&
I wówczas przypomniał sobie swoje oświadczyny. Oczywiście, że mogła tak
pomyśleć! Prawie każde słowo, które padło z jego ust w tamtą niedzielę, dotyczyło
posiadania dzieci. Mówił o tym nawet zanim powiedział, że ją kocha.
Brooke zauważyła zmianę w wyrazie jego twarzy i zrozumiała, że czuje się
winny. Nie mogła na to pozwolić.
- Meade, nie - ponownie dotknęła jego policzka. - Jeśli pragniesz mieć
dzieci, powinieneś zostać ojcem. Tak wspaniale potrafisz zajmować się Kevinem i
blizniętami, i dziewczynkami. Masz& masz w sobie dar miłości.
- Ale&
- Wiem, jak to jest, kiedy pragnie się dzieci i nie może ich posiadać. Znam tę
pustkę& i żal& i zazdrość. Próbuję zwalczyć w sobie te uczucia. Nie chcę, żeby
dłużej dominowały nad moim życiem. Ale przede wszystkim& przede wszystkim
nie chcę, żebyś i ty ich doświadczył.
- Brooke, kochana&
I wówczas Brooke opowiedziała mu całą historię swego małżeństwa z
Peterem. Zawahała się raz i drugi, lecz nie pominęła niczego. Opowiedziała o
wszystkim, także o rozmowie z jego matką.
- Ta pierwsza noc& mój Boże, to była figurka płodności, która tak cię
rozstroiła. To dlatego wyszłaś, prawda?
- To była tylko mała cząstka tego wszystkiego - przyznała. - Sprawiłeś, że
czułam się& nie zdawałam sobie nawet sprawy, że potrafię to czuć.
- A kiedy wchodziłaś na salę porodową, aby pomagać Jazz& - Mógł
wyobrazić sobie, jak było to dla niej trudne. Jednak zrobiła to.
- Skąd mogłeś wiedzieć? Nic ci przecież nie powiedziałam, bo wstydziłam
się i bałam&
- A jednak próbowałaś mi powiedzieć, prawda? - Meade przypomniał sobie
tamtą scenę. - Próbowałaś, lecz ja nie chciałem słuchać. Powiedziałem, że nie chcę
o tym wiedzieć.
- A ja nie nalegałam - uczciwie przyznała Brooke. - Wydawałeś się taki
zagniewany&
- Było w tym więcej zazdrości, niż gniewu - przyznał.
- Zazdrość? - nie mogła w to uwierzyć. - Byłeś zazdrosny o Petera?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]