[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nieprawda. Masz wszelkie zdolności potrzebne do odniesienia sukcesu. Ja tylko
wzmocniłem trochę twój potencjał... Pod każdym względem.
Gwen zmieszała się.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczna.
- Jestem pewien, że coś zorganizujesz!
Zrobiło jej się gorąco. Jego głęboki głos wciąż na nią działał. Dobrze, że rozmowa
toczyła się przez telefon. Z bliska na pewno usłyszałby łomotanie jej serca.
Zastanawiała się gorączkowo.
- Naprawdę nie mam wolnego stolika, Etienne - powiedziała słabo. - Wszystko za-
rezerwowane aż do końca dnia.
Mlasnął, niezadowolony.
- Lubię samotność, ale ostatnio zbyt często jadam sam. Przyślij mi coś z karty.
Przywiez to i porozmawiamy przy jedzeniu.
Udała, że nie spostrzegła uwodzicielskich nutek w jego głosie.
- Nie mogę zostawić restauracji, kiedy mamy tylu gości! Przyślij samochód, przy-
gotuję coś dla ciebie. Tylko nie mów nic swoim przyjaciołom. Nie prowadzimy sprzeda-
ży na wynos. Robię to tylko dla mojego anioła stróża.
- Jesteś nazbyt uprzejma - powiedział słodko. - Ale nawet nie chcę myśleć, co po-
wiedzieliby moi kucharze, gdybym tak postąpił. To byłby prawdziwy dramat. Pomyśleli-
by, że się staczam, że niedługo będę zamawiał pizzę na telefon i siedział przed telewizo-
rem z miską popcornu. Skończyłoby się rewolucją. Albo porzuciliby mnie wszyscy.
Gwen roześmiała się.
- Dobrze, już dobrze. Nawet ja nie mogę narażać cię na to.
- Dobrze. Zatem spotykamy się w restauracji za kilka minut.
R
L
T
- Będziesz musiał zjeść w moim biurze, wiesz o tym? Tylko tam znajdzie się dla
ciebie miejsce.
Uśmiechnęła się radośnie. Rozmowa z Etienne'em zawsze wprawiała ją w dobry
humor.
- Wcale mnie to nie przeraża - powiedział. - Satysfakcja przejścia przez zatłoczoną
restaurację wynagrodzi mi konieczność jedzenia w biurze!
Roześmiałaby się głośno, gdyby nie kolejna fala mdłości...
Z uśmiechem na twarzy Etienne wszedł do restauracji. Brak stolika rozwścieczył
go, lecz rozmowa z Gwen ukoiła nieco jego gniew. Jak zawsze, wprawiła go w doskona-
ły nastrój. Nigdy wcześniej nie spotkał kobiety, która by to potrafiła.
Rozejrzał się i jego uśmiech zbladł. Nigdzie nie było Gwen. Jak spod ziemi poja-
wiła się za to recepcjonistka.
- Gdzie jest szefowa? - spytał.
- Obawiam się, że chwilowo jest niedysponowana, monsieur. Mogę w czymś po-
móc?
- Gwen przygotowała dla mnie stolik w biurze.
- To może być raczej trudne, monsieur. Jej biuro jest teraz zajęte. Czy mogę podać
panu coś do picia?
Etienne zamówił martini, na które nie miał ochoty. Wciąż szukał wzrokiem Gwen.
Niecierpliwił się coraz bardziej. Spojrzał na zegarek. Minęło dopiero dziesięć minut. Dla
niego było to jednak jak dziesięć lat. Co się dzieje? Usiadł w kącie baru, skąd miał dobry
widok na całą restaurację. Czekał. Zaczynał się niepokoić. Przecież wiedziała, że miał
przyjechać. Gdzie ona jest?
Już miał wstać i siłą wedrzeć się do jej biura, kiedy drzwi się otwarły i pojawiła się
w nich Gwen. Mimo uśmiechu na jej twarzy Etienne bez trudu zorientował się, że stało
się coś złego.
- Gwen? Co się dzieje?
- Etienne! Mam nadzieję, że nie musiałeś czekać!
- To nieważne. Martwię się o ciebie. Wyglądasz okropnie. Co się stało?
R
L
T
- Nic. Wszystko w porządku.
Odwróciła się, lecz chwycił ją za ramię, aż krzyknęła. Nie pozwolił jej się jednak
wyrwać.
- Przepraszam, nadepnąłem pani na stopę - wyjaśnił zaciekawionym gościom i po-
prowadził Gwen do biura.
- Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie powiesz mi, co się dzieje.
Zawahała się.
- Przygotowywałam stół dla ciebie - odezwała się z wyraznym wysiłkiem. - W
końcu nieczęsto francuski hrabia tutaj jada, prawda? - Spróbowała się roześmiać.
Etienne rozejrzał się dookoła. Kłamała. A na stoliku w kącie spostrzegł kompresy,
szklankę z wodą i miskę.
- Nie wierzę - powiedział. - Jesteś zbyt blada. Masz sińce pod oczami. - Pogłaskał
ją po policzku. - Jesteś chora, prawda?
Spostrzegł przerażenie w jej oczach.
- Nie! Nawet nie wymawiaj tego słowa! Gdyby to usłyszał któryś z gości, pomyśle-
liby, że dostają niezdrowe jedzenie, i musiałabym zamknąć restaurację!
- Ale nie musisz, prawda?
- Oczywiście, że nie! Bardzo skrupulatnie przestrzegam higieny. I jadam dokładnie
to samo, co wszyscy pracownicy. I nigdy nikt nie chorował.
Etienne przyglądał jej się badawczo. Dopiero teraz spostrzegł, że jej sylwetka się
zmieniła.
- Schudłaś, Gwen - powiedział z troską.
- Jak każdy latem. To od upału i jedzenia sałatek. Nic mi nie jest, Etienne, napraw-
dę.
Prychnął z dezaprobatą.
- No... Skoro tak twierdzisz.
Gwen nie zdążyła odpowiedzieć. Dopadła miski i zwymiotowała. Etienne zaś prze-
stał wierzyć jej zapewnieniom.
R
L
T
- A jednak nie jest w porządku, Gwen. Jesteś zbyt chora, by pracować. Zadzwonię
do mojego lekarza i zabiorę cię do domu. I dopóki się nie dowiemy, co ci dolega, twoja
stopa nie postanie w restauracji.
Była tak słaba, że nie miała siły się z nim spierać, co przeraziło go jeszcze bardziej.
Drogę do jej domu pokonał w szaleńczym tempie. Kiedy wynosił ją z samochodu, jesz-
cze raz zebrała siły do walki.
- Nie potrzebuję twojej pomocy, Etienne. Nic mi nie jest. Nie musisz mnie znowu
nosić po schodach!
- Gdybym nie był dżentelmenem, roześmiałbym ci się w twarz za taką supozycję.
Nigdy nie wykorzystuję chorych kobiet - powiedział urażony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]