[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wy wszyscy z ziarna życia, jakie było, a gleby i powietrza, jakie są. I pomyśleć trwoga bierze:
która płonka w życie zasobniejsza, ta gleby i powietrza schłonie właśnie najwięcej... Choćby
to twoje rwanie się do życia sił wszystkich, które ciekawością zła i dobra wyprzedzają dolę: z
ziarna to jest. Co z tego wyniknie, gleba i powietrze ustanowią i dolą, twoją dolą nazywać
się to będzie! Siły i zamierzenia innych najlepsze: z ziarna one będą, a owoc z nas tu wszyst-
kich i czynem, ich czynem nazywać się to musi!...
Jej myśli nie podążały już za tym, co mówił. Ale słowa starca, rozlegające się głuchym
podzwiękiem w tym labiryncie półek jak w kościoła nawach, przygniatały jej pierś. Nie pa-
trząc widzi, jak tam stoi za nią, szeroko na swych kijach wsparty, niby kruk o zwisłych skrzy-
dłach. Czuje na sobie spojrzenie tych oczu zadumanych.
Wiem już! Wiem! szarpnęła się nagle.
Cóż ty wiesz?
Sumienie!
Słyszy, jak przysiada z trudem obok niej. Po chwili kładzie jej rękę na głowie.
Twojeż to? pyta żałośliwie. Wasze? odyma się z pogardą. Co z sumienia bezrad-
nemu sercu i głowie młodości? Chęci dzwignąć nie zdoła, a myśli tylko udręką zeszpeci i
radość życia w piersiach struje. Jeszcze i słabość samą rozdwoi. Kędyż zawiedzie głowę
bezradną sercem słaby i rozdwojony? Instynktowi życia samego już nieufny? Kędyż to
wszystko zawieść może: wasze sumienia młode?!
Więc!... poderwała jej się głowa hardym gestem zniecierpliwienia, jakby straciwszy
już ufność w odpowiedz dla się zrozumiałą.
Więc schwycił zniecierpliwioną za ramię i przyciągnął ją ku sobie więc ta siła jest
wam ku potrzebie, która i najsłabsze serca godnością dzwiga, a i najlichsze od znikczemnie-
nia uchroni ta, którą wam tu ludzie zdradzili: dusza wspólna!...
I w tę grobnicę zamknęli! dorzucił z ruchem ramienia na pokój, jakby w przezornym
zwracaniu myśli w inną stronę.
Gdyż oto nabrzmiały mu znów skronie, posiniała twarz. A że dziewczyna, hipnotyzowana
już wręcz tą starczą mową i wejrzeniem, uwisała na jego ustach zeszklałymi od łez oczami,
więc potrącał ją kijem, cucił z tego otępienia, by za kija wskazaniem odwieść jej wzrok na te
półki z książkami, na te biusty białe nad nimi, na tę powagę i skupienie w komnacie całej.
Uległa, rozglądała się czas jakiś, lecz niebawem wracała ku niemu tym spojrzeniem w smutku
aż otępiałym.
Ale on zwiesił już było głowę.
Grobnica to jest mówił po długiej dopiero chwili i dla takich głów jak twoja za-
mknięta. A jednak: i to dzisiejsze duszy starej targnięcie tu mnie zwlec musiało, abym poczuł
i len jeszcze ból: jak takie czoło bezradne przypada do mej dłoni niedołężnej, jak gdyby ona
stamtąd właśnie... Zostaw! wyszarpnął w tejże chwili rękę. Samemu wstręt przed nią.
Zwiędła i wyschła w szpon pokurczony i patrz! aż zły i ponury na wejrzenie w bezwładzie
swoim, jak starość każda. Takie ręce młodego życia nie zratują, a rychło patrzeć, splotą je
ludzie na obojętność wieczną, pozostawiającą młode życie w bezradności jego. A te wasze
87
naprzód! czy wstecz! za jedno mi błędne koło będą wokół trumny mojej... %7ładna ręka tu
się ku wam nie wyciągnie: sami z siebie wy dziś wszystko... sami. Taki jest wielki smutek
wszystkiego, co było daremnie, co się nie nawiązało łańcuchem sił żywych.
Rozgniotły się słowa dalsze w miękkim zacisku warg, wyciągającym w dziób usta stare.
Zgrzybiałość ogromną dobyło wzburzenie z tej twarzy ptasiej, wystawiając jeszcze bardziej
ku górze ostry podbródek i zwierając ku niemu nos zakrzywiony pod niewyrazne czas jakiś
bełkotanie i chrypliwe przydechy niedołęstwa. Oburącz odpędzał od siebie to zniemczenie:
skronie ściskał, skrzepiął siebie.
Nie patrz tak! z litowaniem... Nic to! Dzwon ja dziś usłyszałem, dzwon na czasy, które
idą, niepokój o dusz młodych sile zatargał aż do trzewi nikczemną resztką sił moich. I nie
płacz mi!... Nie o tobie ja przecie... Nie o tobie.
Lecz nagle, oderwawszy drżące dłonie od skroni, sięgnął oburącz do jej głowy i przygarnął
ją z całych sił do piersi:
Twoją głowę najmłodszą!
88
Zaszedł ich baron, już przyodziany w półszlafrok jakiś czy też kurtkę myśliwską. Na progu
samym wykrzywił gołe usta w jamie baków, ofuknął starego dosyć twardo, czemu spać się
nie kładzie, i zadzwonił na służbę, by się nim zajęła. Ninę zdziwiła ta szorstkość po takim
respektowaniu sędziwca przy stole, a zdumiała jeszcze bardziej korna uległość starego. Baron
hukał mu w uszy, złożywszy w tubę ręce obie. Przecież on nie jest już taki znów głuchy!
pomyślała więc czemu oni z nim wszyscy w ten sposób?... A starzec zdał się rzeczywiście
wraz i zahukanym, bo oto słuchając czujnie z białek wytrzeszczeniem zdał się słyszeć jeszcze
mniej niż zwykle. Aha! Aha! krzyczał w odpowiedzi przerazliwie głośno, potakiwał ca-
łym ciałem i zbierał czym prędzej kije. Byłby powstał na nich z tym gniewnym impetem
energii, gdyby nie zjawienie się służącego, który pierwszym gestem pomocniczym zlekcewa-
żył ten wysiłek. Jakoż staremu poplątały się wraz ruchy i zmieszany a ponury, opadł rychło w
sobie: oddawał swe niedołęstwo już zupełnie biernie w ręce sługi. A gdy go podnoszono,
mruczał coś pod nosem, na co ani baron, ani służący nie zwracali najmniejszej uwagi.
To nagłe oniemienie, ogłuszenie starego i ducha w nim jakby przygaszenie twardą ręką
trzezwej opieki wydało się Ninie czymś potwornym.
Lecz oto baron patrzał spod oka na to wzburzenie jej pozostałe po rozmowie ze starym w
łzach zastygłych, w bladości twarzy i rąk drżeniu. Przez chwilę żuł gołymi wargi niepewność,
w jakiej formie należy się zwrócić do niej. W obawie, czy się stary nie wygadał przed nią z
czymś niepotrzebnym, uważał za konieczne wygłosić pouczenie małe, kwoli zasłonięciu i
siebie od sądów starego.
Muszę uprzedzić panią, że staruszek (baron zrobił dla młodej osoby to ustępstwo w
zdrobnieniu) jest niezupełnie odpowiedzialny za swoje słowa. I nic dziwnego: w tym wie-
ku! Więc czasem opowiada rzeczy zgoła nie istniejące oraz osądza sprawy i ludzi, których
rozumieć nie może. Dzisiaj zaś ma szczególnie pobudzoną imaginację tym wypowiedzeniem
wojny. Również nic dziwnego: wspomnienia dawne!... Proszę mi darować, ale po całym pani
wejrzeniu widzę, że on, posępny jak zawsze, musiał tu nadużyć pani wrażliwości.
Nina zipnęła łzami. (Sprawiło to niemal automatyczne tchnienie kontrastu: tej trzezwości
jasnej po omrokach starczego smutku.)
Szlachetnej dorzucił wobec tego baron czym prędzej szlachetnej wrażliwości!... Za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]