[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kopki siana. Co czternaście dni stare kopki się wywozi, a na ich miejsce zwozi świeżo skoszoną trawę albo
podsuszoną, już prawie siano, które zgodnie z ustalonym wcześniej planem musimy ustawić tam, gdzie były
te stare kopki. I grabimy ścieżki, z tym, że przeważnie robię to ja, bo Zdeniek ciągle przesiaduje w
okolicznych willach u, jak on to mówi, pensjonariuszek, ale to pewnie żadne pensjonariuszki, tylko myślę,
że to jego kochanki  samotne żony spędzające tydzień na daczy albo czyjeś córki przygotowujące się do
egzaminów. Więc grabi? i patrzę, jak od tyłu, przez drzewa albo od strony rozległej łąki wygląda ten nasz
hotel, który w ciągu dnia prezentuje się niczym jakiś pensjonat, wciąż mi się zdaje że z głównego wejścia
wysypia się dziewczęta albo jacyś młodzieniaszkowie z teczkami, albo że wyjdą stamtąd młodzi mężczyzni
w wełnianych swetrach, a służący pociągną za nimi kije golfowe, albo też wyjdzie jakiś przemysłowiec,
służący wyniesie wiklinowe fotele ze stołem a służące rozłożą obrus, wtedy przybiegną dzieci i zaczną się
przymilać do papy, a potem przyjdzie pani z parasolką, powoli zdejmie rękawiczki i kiedy wszyscy się
rozsiada, zacznie nalewać kawę... Ale całymi dniami nikt stamtąd nie wychodzi, nikt też nie wchodzi, a
mimo to pokojówki sprzątają, codziennie zmieniają pościel w dziesięciu pokojach i ścierają kurze, a mimo to
w kuchni są przygotowania jak na wesele, tyle różnych potraw i dań się przygotowuje, jak na wielkie
14
przyjęcie, jakiego nigdy nie widziałem i o jakim nawet nie słyszałem, poza tymi ze sfer szlacheckich i z
opowiadań obera w naszym hotelu  Złota Praga , bo on pływał jako steward na luksusowym parowcu
 Wilhelmina , tym, co to zatonął, a ober akurat spóznił się na rejs i podczas gdy on jechał pociągiem przez
całą Hiszpanię aż do Gibraltaru z piękną Szwedką, która spózniła się razem z nim, to ten parowiec akurat
tonął... Więc ta opowieść o pierwszorzędnych przyjęciach na luksusowym parowcu  Wilhelmina
przypominała mi trochę to, co robiliśmy w tym zagubionym hotelu  Cichy Kącik . I chociaż miałem
powody do zadowolenia, to jednak często lękałem się, bo  powiedzmy  zagrabiłem ścieżkę i ustawiłem
leżak z tyłu, aż za drzewami, ale ledwie zdążyłem się wyłożyć i wpatrzeć w ciągnące obłoki, a tutaj chmury
płynęły zawsze, ledwie się zdrzemnąłem, już rozlegał się gwizdek, jakby za mną stał nasz szef, i musiałem
gnać jak najkrótszą drogą w galopie odwiązując fartuch. Przeskakiwałem przez płot, tak jak Zdeniek, i
wpadałem do restauracji meldując się szefowi, który wciąż siedział w tym inwalidzkim wózku i zawsze coś
go uwierało, przeważnie sfałdowany koc, który trzeba mu było wygładzić. W końcu musieliśmy przewiązać
mu wokół brzucha pas, taki, co to mają strażacy, pas z karabinkiem  podobny miała dwójka dzieci pana
Radimskiego, mÅ‚ynarza. T° dzieciaki bawiÅ‚y siÄ™ nad mÅ‚ynówkÄ…, a na cyplu leżaÅ‚ bernardyn, i kiedy Hary
albo Wincek, tak się te dzieci nazywały, dogramoliły się do młynówki, wtedy, zanim zdążyło się pomyśleć,
że mogą wpaść do wody, przychodził bernardyn, łapał za sprzączkę i odnosił Hary ego albo Wincka dalej od
tej niebezpiecznej młynówki. I my tak samo zahaczaliśmy za tę klamrę i na krążku podciągaliśmy szefa do
góry, tak żeby wózek mógł spod niego wyjechać, i pokazywaliśmy mu, co to mogło być, potem
wygładzaliśmy koc albo nawet dodawaliśmy mu drugi i znów spuszczaliśmy szefa do wózka. Był taki
zabawny, gdy wisiał w powietrzu, cały pochylony do przodu, a ten jego gwizdek zwisający pionowo z szyi
ukazywał kąt, pod jakim wisi szef... A potem dalej krążył po sali, pokoikach i pokojach i układał kwiaty. Ten
nasz szef cholernie lubił babskie zajęcia, a w ogóle wszystkie pomieszczenia restauracyjne, właściwie to
były pokoje, wyglądały na mieszczańskie albo pokoje w małym pałacyku. Wszędzie były zasłony i
asparagus, codziennie świeże cięte róże, tulipany i wszystko, czym rok obdarzył, i zawsze dużo ciętego
asparagusa. A szef komponował z tego piękne bukiety i długo je poprawiał, podjeżdżał, coś tam zmienił,
cofał się i lustrował nie tylko kwiaty, ale w ogóle jak to wszystko harmonizuje z otoczeniem, i za każdym
razem musiał położyć pod wazony inną serwetkę. Całe przedpołudnie zajmował się upiększaniem pokoi, a
pózniej zabierał się do przystrojenia stołów... Te były zazwyczaj tylko dwa, a nakrywało się najwyżej na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •