[ Pobierz całość w formacie PDF ]
człowiekiem zrównowa\onym i pragnie jej powrotu.
Mo\e ona chciałaby dowiedzieć się, jak bardzo mu na
niej zale\y. Poza tym mówiłaś mi, \e Roxanne uwielbia
swojego synka i chce się nim opiekować. Czy pod tym
względem przypomina ci matkę?
- Nie. Och, Corey, chciałabym, \ebyś się nie mylił.
Dla dobra nas wszystkich.
Póznym popołudniem dowiedzieli się od detektywa,
\e Roxanne poleciała z Chicago do Las Vegas, ale na
tym ślad się na razie urywał.
Corinne przez całą noc wierciła się niespokojnie w
ramionach Coreya. Las Vegas. Jeśli Roxanne szukała
rozrywki, nie mogła wybrać lepszego miejsca.
Nazajutrz, wkrótce po dwunastej w południe spot-
kała ich nie lada niespodzianka. W drzwiach do
mieszkania stanęła Roxanne. Frank podbiegł do niej,
chwytając ją w objęcia, tak \e nie zdą\yła nawet
zauwa\yć siostry i Coreya.
- Przepraszam, Frank - wybuchnęła płaczem. - Tak
mi przykro...
- Nie, toja cię przepraszam. Nigdy nie miałem dość
czasu, by cię wysłuchać...
- Pomyślałam, \e odejdę... zrobię ci na złość, ale
zrobiłam na złość sobie... tęskniłam za tobą i Jef-
freyem...
- Dzięki Bogu nic ci się nie stało...
- Pojechałam do Las Vegas...
- Wiem. Dręczyły mnie koszmary, \e poderwał cię
jakiÅ› podejrzany typ...
- Wiedziałeś?
- Wynajęliśmy detektywa.
- My?
Frank odsunął się trochę, by mogła zobaczyć
Corinne.
- Cori? - wykrzyknęła Roxanne przez łzy. - Och,
Cori! - Nie chcąc opuścić bezpiecznej przystani ramion
180 » PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ...
Franka, pociągnęła go z sobą. Uściskała serdecznie
Corinne. - Przepraszam. Przyleciałaś a\ z Baltimore.
- Nie byłam w Baltimore, ale to nie ma znaczenia.
Przyjechałabym skądkolwiek. Dawno powinnam
przyjechać.
- Dziękuję - wyszeptała Roxanne, całując siostrę.
Zauwa\yła obok niej jeszcze kogoś. - To musi być
Corey. - Wyciągnęła do niego rękę i uściskała go
serdecznie. - Cori mówiła mi o tobie w tak wykrętny
sposób, \e domyśliłam się, kim dla niej jesteś. Wspo-
mniała o kolorze twoich włosów, a jeśli moja siostra
zwróciła uwagę na włosy mę\czyzny... Przepraszam, \e
ściągnęłam was tutaj...
- Nie bądz niemądra. Myślisz, \e przepuściłbym
szansę poznania ciebie? Cori nie chce przedstawić mnie
babci. Chyba boi siÄ™, \e wyrzÄ…dzÄ™ jej krzywdÄ™.
Roxanne spojrzała na niego z rozbawieniem, ale
trwało zaledwie sekundę. Wtuliła się z powrotem w
ramiona mÄ™\a, kryjÄ…c twarz na jego piersi.
Po południu Corinne i Corey wrócili na Hilton
Head. W innych okolicznościach spędziliby trochę
więcej czasu z Roxanne i Frankiem, wiedzieli jednak,
\e teraz powinni zostawić ich samych.
Corinne równie\ potrzebowała czasu. Musiała
przemyśleć to, co się przytrafiło jej siostrze. Wracała
wcią\ do tej sprawy, wiedziała bowiem, \e wkrótce
będzie musiała podjąć decyzję co do własnej przyszło-
ści. Jeszcze dwa tygodnie na Hilton Head i zakończy
pracÄ™.
Te dwa tygodnie minęły z przera\ającą szybkością,
a Corinne wcią\ jeszcze nic nie postanowiła. Miała
mnóstwo pracy i nie chciała, by cokolwiek zakłóciło
chwile spędzane z Coreyem.
Zupełnie nie była przygotowana na to, \e on sam
podjął decyzję. Byli właśnie na lotnisku i czekali na jej
lot, gdy Corey przedstawił jej swoją propozycję.
PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ... » 181
- Bardzo du\o o nas myślałem - powiedział, ujmu
jąc jej rękę i bawiąc się małym palcem.
Corinne wiedziała, \e dzieje się coś niedobrego.
Przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny bez przerwy
dręczyła ją myśl o wyjezdzie i nie spodziewała się, \eby
z Coreyem było inaczej. Serce zaczęło jej walić jak
młotem. Gdyby zaproponowałjej, \eby przyjechała na
wyspę przed kolejną oficjalną wizytą, byłaby zachwy-
cona. Podobnie gdyby zapowiedział swój przylot do
Baltimore. Gdyby natomiast jeszcze raz zaproponował
jej mał\eństwo, nie miałaby pojęcia, co powiedzieć.
- Przyszło mi do głowy - powiedział, cedząc wolno
słowa - \e powinnaś zostać przez pewien czas w Bal-
timore.
- Przyjedziesz do mnie? - Serce omal nie wysko-
czyło jej z piersi.
- Nie, nie przyjadę. Musisz mieć trochę czasu dla
siebie, przemyśleć pewne sprawy.
- Jesteś mną zmęczony - wybuchnęła Corinne. -
Wiedziałam, \e tak się stanie. Znowu zaczniesz
fruwać.
- Nie! - odburknął, świdrując ją wzrokiem. - Cał-
kowicie siÄ™ mylisz.
- Ale nie chcesz się ze mną zobaczyć...
- Chcę. Chcę cię widywać codziennie. Przez następ-
ne Bóg-wie-ile-lat. Chcę się z tobą o\enić, ale ty wcią\
nie jesteś jeszcze gotowa. Mówisz, \e mnie kochasz, ale
czasami nie jestem tego pewny. Mo\e gdy spojrzysz na
nasz związek z dystansu, połapiesz się w swoich
uczuciach i upewnisz, czego chcesz.
- Myślę, \e mał\eństwa...
- Myślę"... To za mało. Musisz to wiedzieć. I czuć.
- Ale...
- Nie będę się spotykał z innymi kobietami. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]