X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kłopocz się szukaniem ludzi, Angelo...
Urwał zaskoczony, gdyż nagle ogarnął ich cień. Jim
odwrócił się i dostrzegł, że za jego plecami stoi Rrrnlf. Był
na tyle potężny, że stojąc na ziemi, mógł wyglądać zza
muru. Wyciągnął rękę i delikatnie ujął Angie, która już
zaczęła zbiegać po schodach. W dłoniach szerokich jak
drzwi stodoły opuścił ją na podwórzec i postawił delikatnie.
Angie pisnęła na widok pomiętej spódnicy, a na jej
twarzy widać było wściekłość.
- Nie rób tego! - krzyknęła. - Słyszysz? Nigdy więcej
tego nie rób!
Na podkreślenie swych słów kopnęła Diabła Morskiego
w duży palec u nogi, wystający z noszonych przez niego
sandałów. Rrrnlf zmieszał się.
- Chciałem zaoszczędzić ci tylko nieco czasu, mała
damo - tłumaczył się.
- Nigdy nie rób tego! - wrzasnęła jeszcze raz.
Odwróciła się do niego plecami i ruszyła w stronę wejścia
do Wielkiej Sieni, przez którą mogła dotrzeć na wieżę.
Nagle jednak znalazła się z powrotem na murach. Wstrzy-
mała oddech, odruchowo chwyciła się za wystający ze
ściany głaz i posłała wściekłe spojrzenie Carolinusowi.
- I ty też tego nie rób! - warknęła.
- Chciałem ci właśnie wytłumaczyć, że nie ma potrzeby
szukania ludzi do przeniesienia Briana i Dafydda - ode-
zwał się Mag beznamiętnym tonem. - Są już w waszej
izbie.
Popatrzył na nią karcącym wzrokiem.
- Och! - zdołała tylko wykrztusić pani zamku Malen-
contri.
- Natychmiast tam się udam i zobaczę, co da się
zrobić z ich ranami - ciągnął starzec. - Czy chcesz
mi towarzyszyć?
- Oczywiście! - odrzekła. - Oczywiście, że chcę pójść
tam razem z tobą!
Oboje zniknęli.
John Chandos wlepił wzrok w pozostałe po nich puste
miejsce. Po raz pierwszy w życiu Smoczy Rycerz widział go
tak zdezorientowanego.
- Nie rozumiem tego...
- Przepraszam, Sir Johnie - rzekł Jim. - Sir Brian
i Dafydd znajdują się w ogromnej potrzebie i tylko
Carolinus może im pomóc. Nie ma czasu do stracenia.
A widząc, że Chandos wciąż przypatruje mu się niepew-
nie, dodał:
- To dlatego zdarzyło się wszystko to, co się zdarzyło.
- O - dał się słyszeć potężny bas Rrrnlfa - teraz
rozumiem. Potrzebują pomocy tego małego Maga.
Jim spojrzał przez ramię na giganta.
- To prawda, Rrrnlfie - powiedział, po czym kon-
tynuował rozmowę z Sir Johnem.
- Czy to prawda, że inwazja ma nastąpić za pięć dni,
Sir Jamesie? - zapytał Chandos.
- Tak. Właśnie wracaliśmy z tą wieścią, kiedy na
wodach Kanału Angielskiego zostaliśmy zaatakowani przez
piratów.
Ta ostatnia informacja wyraznie nie wzbudziła zaintere-
sowania Sir Johna.
- Kto wam o tym powiedział? - zapytał.
- Sam król Jean - odparł Jim. - Nie będę zanudzał
cię opowiadaniem wszystkiego, co nam się przydarzyło, ale
posłużyłem się... odrobiną magii wobec niego i czarno-
księżnika Ecottiego, żeby zmusić ich do mówienia. Ecotti
rzeczywiście niczego nie wiedział. Ale król pod wpływem
magii wyznał, że inwazja ma rozpocząć się za pięć dni, jeśli
pozwoli na to pogoda.
- Ależ to niemożliwe! - rzekł Chandos z wyrazną
nutą irytacji w głosie. - Zaokrętowanie oddziałów powinno
zająć mu półtora do dwóch tygodni. Czy podczas pobytu
we Francji widziałeś jakieś znaki świadczące o tym, że
wojska zajmują już miejsca na okrętach? A właściwie to
gdzie byliście?
- W Breście - odpowiedział Smoczy Rycerz. - Nie,
nie widzieliśmy, żeby przebywające tam wojska wsiadały
na okręty, chociaż w mieście pełno było rycerstwa, a na
nabrzeżu mnóstwo statków wszelakich rodzajów. Zapewne
wykorzystają wszystkie jednostki, jakimi dysponują.
- Powiadam ci, że to nie" ma sensu! - rzekł Chandos,
spacerując po występie murów. - Musiał cię okłamać!
- Nie mógł tego uczynić. Znajdował się pod działa-
niem magii. Sprawiłem, że był w stanie powiedzieć tylko
prawdę.
- Co więc, u licha, może to oznaczać? - wybuchnął
gniewem Chandos.
- Ma węże morskie za sprzymierzeńców. Czy wykony-
wały jakieś ruchy? Może to ich udział traktował jako
początek inwazji?
- Nie ma wątpliowści, że są gdzieś w pobliżu. - rzekł
Sir John, zatrzymując się tuż przed Jimem i gniewnie
spoglądając na niego. - Zdarzają się przypadki, że poże-
rane są krowy, a nawet mężczyzni, kobiety i dzieci.
Przynajmniej takie krążą opowieści. Nikt nie waży się
opuszczać bezpiecznych miejsc. Twoja połowica przyjęła
do zamku chyba wszystkich poddanych, ponieważ wiedzą,
że tylko tutaj nic im nie grozi. Ale co to ma wspólnego
z inwazją? Nic nie rozumiem - rzekł bezradnie.
- Węże mogą pożerać bydło, a nawet ludzi, atakują
wszystko, co się porusza - stwierdził Jim.
Spojrzał na Diabła Morskiego.
- Czy mam rację Rrrnlfie?
- Oczywiście - przyznał olbrzym. - Każdy musi jeść,
a w morzu połyka się wszystko, co się nawinie. Przypomnij
sobie Granfera. On je przez cały czas.
- Kto to jest Granfer? - zapytał Chandos.
- To... takie morskie monstrum - wyjaśnił Smoczy
Rycerz, uznając, że użycie słowa "kałamarnica" lub "kra-
ken" wywoła tylko dalsze pytania ze strony rycerza. - Jest
tak stary i doświadczony, że wszystkie morskie stwory
wykorzystują go jako doradcę, oczywiście te, których nie
pożera. Swoimi długimi mackami chwyta ryby i połyka je
w całości, mimo że niektóre z nich są wprost ogromne.
Sądzę, że nigdy nie opuszcza dna morskiego.
- Kiedyś, gdy był młodszy i mniejszy, wynurzał się na
powierzchnię - wtrącił Diabeł Morski. - Ale teraz chyba
uważa, że to za duży wysiłek.
- Powiedział nam, że poradził jednemu z węży mors-
kich, temu, który szykuje atak na naszą wyspę, aby tego
nie robił. Ale Essessili, nie posłuchał go.
- Tak - ryknął groznie Rrrnlf - to on ukradł moją
Damę. Wiem o tym!
- Ale wężom morskim właściwie nie zależy na nas,
ludziach - tłumaczył Jim. - Chcą pozabijać wszystkie
smoki w Anglii. Mieszkamy na wyspie, więc łatwiej im się
do nas dostać.
- Węże nie lubią wychodzić z wody - zauważył
olbrzym. - Nie cierpią też wód śródlądowych. Dla nas,
Diabłów Morskich, nie stanowi różnicy, czy jest ona słona
czy słodka i możemy także chodzić po lądzie, tylko po co?
Ten wasz kraj wcale nie jest ciekawy, a w rzekach i jeziorach
żyją tylko malutkie rybki.
Jimowi przyszła do głowy nagła myśl. Z ciekawością
spojrzał na Rrrnlfa.
- Co więc cię sprowadziło tu, na mój zamek? - zapytał.
- Essessili zawziął się na smoki, a ty masz z nimi
kontakt. Ukradł moją Damę i prędzej czy pózniej przypeł-
znie do ciebie. A kiedy się tu zjawi...
Uczynił ruch, jakby miażdżył coś w swych potężnych
dłoniach. Jim aż się wzdrygnął na myśl o wężu morskim,
który znalazłby się w takim uścisku.
- Zabrać moją Damę... - zaczął narzekać Rrrnlf, gdy
nagle przerwał mu dziwny hałas.
Wszyscy unieśli głowy i dostrzegli zniżającego lot smoka,
który wylądował na nieco za wąskiej dla niego blance,
przez chwilę machając jeszcze skrzydłami, by utrzymać
równowagę. Wreszcie udało mu się to i złożył skrzydła.
- Secoh! - wykrzyknął Jim. - W jaki sposób dotarłeś
tu tak szybko?
- Szybko, panie? - zapytał smok lekko dysząc. -
Opuściłem statek około południa, a teraz słońce jest już
bardzo nisko. Popatrz!
Jim dopiero teraz to zauważył.
Rzeczywiście, słońce chyliło się już ku zachodowi. Smoczy
Rycerz ocenił, że jest już co najmniej czwarta. Być może,
biorąc pod uwagę fakt, iż w Anglii letnie dni trwają dłużej
niż w położonym bardziej na południe rodzinnym Riveroak,
mogła już być nawet piąta. Jeśli tak, to co zdarzyło się
w tym czasie? Przecież przeniósł się...
- Secohu, skąd wiedziałeś, że mnie tu znajdziesz? -
zapytał.
- Popędziłem za młodymi smokami, ale za bardzo
wystraszyły się węży, żeby wrócić. Zrezygnowałem więc -
wyjaśnił. - I skierowałem się tutaj. Jeśli nie masz nic
przeciwko temu, panie, są sprawy nie cierpiące zwłoki... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •  
     

    Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.