[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spe³niæ ca³a miara, je¿eli oczy moje zawarte zostan¹ dla niewidzialnych - wiêc oczyszczê sie-
bie wcielaj¹c j¹ do bractwa! Zachowa³em j¹ dla swego ¿ycia, przygotujê do naszego bytu.
64
- O rozkoszna mySli! OczySciæ j¹ z wszelkich ¿¹dz ziemskich i w najczystszej mi³oSci znowu
przebywaæ wieki; znowu potê¿ny i czysty s³uchaj¹c nieskoñczonych harmonii sfer, nie zwi¹-
zany ¿adn¹ ziemsk¹ chêci¹, bo i ona nale¿a³aby do jednego akordu, ¿yæ na ziemi, a za ¿ycia
nale¿eæ do nieba.
- Synu upadaj¹cy! - brzmia³ g³os braci Swiat³a - ty spodziewasz siê istotê ¿yj¹c¹ tylko ser-
cem, czuciem, zawieSæ tam, dok¹d jedynie najczystsza, najpotê¿niejsza mySl doprowadziæ
mo¿e? Przypomnij, z tylu wezwanych wielu przeby³o straszliwe próby, ilu ich upad³o, a jak
byli silni! I ty, zaSlepiony, córkê ziemi, kobietê, spodziewasz siê doprowadziæ tam, dok¹d
najsilniejsi dojSæ nie mogli i zb³¹kani ginêli! Czy rozumiesz, ¿e oczy kobiety zdo³aj¹ wytrzy-
maæ jedno spojrzenie strasznego? Ona nigdy ciê nie zrozumie. Jej cel, jej przeznaczenie -
ten ziemski zakres; a je¿eli kiedy wzbije siê wy¿ej, to jej nie ujdzie bezkarnie. Jak go³¹b,
uciekaj¹c od szpon jastrzêbia, wzleci pod ob³oki - to póxniej si³ mu nie staje i spada, roztr¹ca
siê o ziemiê, z której za wysoko na swe skrzyd³o siê wzniós³.
- Inne s¹ warunki bytu zwyczajnych ludzi, szczêSliwi razem po ziemi id¹ do grobu i poza
grobem dusze ich z³¹czone przed³u¿aj¹ hymn mi³oSci. Ale ty - synu wieków, w zwyczajnej
mi³oSci nie szukaj trwa³ego uczucia. Jej ¿ycie jest poruszeniem jednej fali w porównaniu
z niezmierzonym oceanem naszego bytu! - ¯ycie cz³owieka jest jedn¹ chwil¹ wobec wieków
naszego istnienia. I masz-¿e dla niej poSwiêcaæ to, co przez tysi¹ce lat trwale i dumnie Sród
burz i walk dzieci ziemskich zatrzymywa³eS? - Czy¿ spodziewasz siê, ¿e dusza jej odbije
twoje uczucia? cieñ ich tylko, gdzie u ciebie Swiat³o! - Jej dusza, choæby najczystsza, nie
pojmie ciê. Ty - m¹¿ - staniesz jej za Swiat; jej syn bêdzie wiêcej jak ty i Swiat. Ona siê prze-
straszy i z trwog¹ odepchnie inne uczucia, które by poSwiêcenia tamtych wymaga³y dla objê-
cia mi³oSci¹ ca³ego ogromu. Ona nie pojmie, ¿e to s¹ zawady odwiecznego szczêScia na zie-
mi! A ty, przegl¹daj¹c siê w jej duszy mimowolnie, niepostrze¿enie zni¿ysz siê i upadniesz!
A jeSlibyS wytrwa³ - wspó³bracie wieków, w co siê obróci ta mi³oSæ, gdy prochem ju¿ bêdzie
forma, co j¹ wzbudzi³a - bêdzie wspomnieniem jednej chwili, chwili s³aboSci!...
- Ach! - rzek³ widz¹cy - ludzie nieraz dla jednego wspomnienia poSwiêcaj¹ wiecznoSæ.
- Ale ty! - doda³ g³os - pamiêtaj, i¿ kto chce ¿yæ wiecznie, musi nie ziemskie prowadziæ ¿ycie!
Wasze dusze nawet siê po Smierci nie zrozumiej¹.
- Przysz³oSci ucznia twego nie badaj; gor¹ca chêæ przezwyciê¿a wiele, mo¿e nawet duszê
przetworzyæ! Jego przysz³oSci nie badaj przez wzgl¹d na siebie.
- Posiadanie kamienia mêdrców wyrwie go z jednej czêSci ciê¿kich wiêzów, które krêpuj¹ ludz-
koSæ; niedostatek ju¿ nie zdo³a go zaczepiæ; praca stanie mu siê niepotrzebna; bêdzie siê uczy³
rozkazywaæ, a ma siê uczyæ panowaæ nad sob¹. - Po d³ugich dopiero próbach przysz³oSæ oka¿e,
czy potrafi znieSæ eliksir wiecznego ¿ycia. - JeSli jest pospolity, na pró¿no bêdzie chcia³ ludziom
stawiæ czo³o; potok go porwie i pop³ynie z innymi. Chc¹c siê im oprzeæ musi nabraæ si³ wy-
¿szych, co oni zowi¹ nadludzkich. Niech wzrok natê¿a, aby widzia³, co dla nich zakryte, aby
s³ysza³ co dla nich g³uche - rozkazywa³, gdzie oni b³agaj¹ lub gin¹. A czuj¹c te si³y mimo ich
nienawiSæ, ich pochwa³y, ich zdrady, mySli i zdania staæ bêdzie jako wynios³y d¹b, z którego
liSciami burza igra na kszta³t powiewu wiosny! - I ty takim bytem chcesz wzgardziæ...
Rwiat³o poczyna³o bledn¹æ, postaci coraz niewyraxniejsze niknê³y jedne po drugich, gdy Ko-
smopolita, wyci¹gaj¹c rêce na dwie strony, zawo³a³ ¿ywo:
- NieSmiertelnoSæ albo mi³oSæ!... - Lecz ciemno i cicho zrobi³o siê doko³a, a na twarzy jego
od piêciu tysiêcy lat po raz pierwszy odbi³a siê g³êboka boleSæ.
65
III. Jeniec
A Fillida tymczasem, gdy j¹ statek smuci,
Dla nowego Tyrsysa dawnego porzuci.
Krasicki
WYSOKIE KOMNATY ZAMKU Wardstein przesta³y byæ cichymi i opuszczonymi. Nie mi-
nê³o parê tygodni od przybycia Rogosza, a nowe ¿ycie, nowy ruch zape³ni³ zamek. Na dzie-
dziñcach i w zbrojowni porz¹dkowano i czyszczono broñ, próbowano koni, strzelb i pance-
rzy; rozwieszano chor¹gwie, zgo³a czyniono widoczne przygotowania do wojennej wyprawy.
Rozmaici ludzie krz¹tali siê, zje¿d¿ali, coraz nowi przybywali, a wszystkich o¿ywia³o jakieS
niezwyk³e zajêcie. W pokojach barona kilku pisarzy zajêtych by³o jedynie przetrz¹saniem
papierów i odpisywaniem na liczne pisma, jakie nadsy³ano. Jednym s³owem zamek Wardste-
in sta³ siê ogniskiem, punktem zebrania jakiejS wyprawy, której cel jeszcze pospolitym miesz-
kañcom zamku nie by³ wiadomy. Ca³y zaS ten ruch spowodowa³ Rogosz; z nim baron nocy
trawi³ na rozmowach i naradach przy zamkniêtych drzwiach; on najwiêcej listów wysy³a³ i na
odebrane odpisywa³. Ciekawszy jeszcze wieSci móg³by od dworskich dowiedzieæ siê, i¿ ba-
ron tak wielce powa¿a³ Rogosza, tak do niego siê przywi¹za³, i¿ mia³ zamiar oddaæ mu je-
dyn¹ swoj¹ córkê w ma³¿eñstwo.
W czasie ch³odnej i ulewnej nocy do bramy zamkowej przyjecha³ Jan Bodowski, s³u¿¹cy Sê-
dziwoja. Na wie¿y na zwyk³y znak odezwa³a siê tr¹bka i po chwili wpuszczono go na dziedzi-
niec. Pacho³ek odxwierny po krótkiej z nim rozmowie uda³ siê do barona i oSwiadczy³, ¿e obcy
jakiS cz³owiek, z mowy znaæ cudzoziemiec, prosi o pos³uchanie. Widaæ, i¿ piln¹ jak¹S ma spra-
wê, poniewa¿ ofiarowanego sobie wedle zwyczaju posi³ku przyj¹æ nie chcia³, dopóki by przed
panem zamku z danego sobie nie sprawi³ siê polecenia, baron rozkaza³ go wpuSciæ. Za kilka
chwil stan¹³ w komnacie znu¿ony, przesi¹k³y deszczem Jan. Przy drzwiach odezwa³ siê:
- Niech bêdzie pochwalony Jezus Chrystus.
Na co zdziwiony, a po czêSci zmiêszany tym poselstwem, Rogosz:
- Na wiek wieków - odpar³. Pos³aniec wyj¹³ ze skórzannej torby dwa listy i z³o¿y³ je na stole,
a potem powoli obejrza³ siê woko³o.
Na wielkim kuminie hucza³ du¿y p³omieñ, przed nim sta³ stó³ zarzucony papierami, dzban
i parê srebrnych pucharów, obok sto³u w roz³o¿ystych krzes³ach spoczywali Rogosz i baron.
Pos³aniec, spogl¹daj¹c na wszystko, rzek³ na koniec:
- Chwa³a Bogu, ¿e pan tak wygodnie odpoczywa i wczasuje, a nam powiadali, ¿e w ciê¿kiej
niewoli.
Wac³aw Scisn¹³ usta, nic nie odrzek³, lecz list rozwiniêty skwapliwie czytaæ pocz¹³. Pismo
by³o w tych s³owach:
66
Mi³oSciwy przyjacielu i doradco!
Fortuna, jak sam rzek³eS, ko³em siê toczy, popad³eS w jej nie³askê, a dostawszy siê do niewo-
li znowu, jak wnoszê, zosta³eS szczêSliwym. Posy³am baronowi okup za ciebie, drugie tyle
tobie na tymczasowe potrzeby.
Pozna³eS Adelê, co mnie wielce raduje, wierzê, i¿ z ni¹ mo¿esz byæ szczêSliwszym ode mnie.
Twoje rady, mi³y przyjacielu, po d³ugiej rozwadze, wszystkie w sercu moim zaszczepi³em.
Porzuci³em alchemi¹, tê zwodnicz¹ naukê, i mySlê teraz trochê obejrzeæ siê po Swiecie, aby
u¿yæ ¿ywota, wszystko wedle rad twoich. Po twej szczerej przyjaxni siê spodziewam, i¿ po-
trzebuj¹c czego wprost siê do mnie udasz; choæby o trochê wiêcej jak o piêædziesi¹t funtów
z³ota. Polecam ciê Panu Bogu i afektom serdecznej przyjaxni.
List do barona zawiera³ oSwiadczenie Sêdziwoja, i¿ gotów jest za podobny okup wszystkich
polskich jeñców wykupywaæ, jakich by nie b¹dx baron w moc swoj¹ dosta³.
W czasie czytania tych pism Jan wyszed³ i powróci³ nios¹c ciê¿kie dwa worki. Z³o¿y³ je na
stole, rozwi¹za³ i okaza³, i¿ pe³ne by³y wielkiej portugalskiej z³otej monety.
- Ka¿dy worek - mówi³ - wa¿y przesz³o piêædziesi¹t funtów niemieckiej wagi. Tak je przy-
wioz³em, jak mi je w Bazylei w mennicy wymieniono.
- Sk¹d¿e pan twój wzi¹³ tak rych³o tyle pieniêdzy - zapyta³ ¿ywo baron wysypuj¹c z³oto.
- Ba! - odrzek³ Jan dumnie g³ow¹ kiwaj¹c - dla mego pana ³acniej robiæ z³oto, jak zbieraæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]