[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdał sobie sprawę, że może uda mu się osiągnąć upragniony cel
poznanie nowych zaklęć. Jeśli nauczy się paru czarów z księgi Derithona i
jakimś sposobem wróci do Zwiata, to otworzy się przed nim wielka
kariera.
Jednakże w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że osiągnie to w
taki sposób. Został uwięziony w zamku z innego Zwiata z piękną wiedzmą
w wieku mniej więcej czterystu czy pięciuset lat, próbując uruchomić
nieznane zaklęcie, żeby wrócić do normalnego Zwiata.
Jakaż przedziwna droga zawiodła go do Księgi Zaklęć potężnego
czarnoksiężnika!
ROZDZIAA 21
Idąc za nią mrocznym korytarzem wiodącym do gabinetu Derithona Tobas
przyglądał się sposobowi, w jaki Karanissa poruszała się, jej falującym
włosom. Zdążył już zauważyć w drodze do gobelinu, że poruszała się z
wdziękiem i pewnością siebie. Jasne było, że znała na pamięć każdy cal
zamku ale trudno się dziwić, skoro spędziła w nim ponad czterysta lat.
Było też oczywiste, że czterysta lat zupełnie nie umniejszyło jej piękności;
Tobas doskonale rozumiał, czemu Derithon się nią zainteresował.
Prawdopodobnie była najpiękniejszą kobietą, jaką zdarzyło mu się widzieć.
Zastanawiał się, czy w jakimś stopniu przyczyniła się do tego jej czarna
magia albo czarnoksięstwo Derithona.
Z początku, gdy wpuściła go do zamku, wydawała się odrobinę niepewna,
może z powodu jego nieoczekiwanego przybycia i obcego wyglądu ale
już się z tym uporała. Na zewnątrz zdołała się już przystosować do nagłej
zmiany sytuacji.
Karanissa otworzyła ciężkie drzwi gabinetu i wprowadziła Tobasa do
środka; zatrzymał się na chwilę, żeby się rozejrzeć po niezliczonych
półkach zastawionych słoikami, butelkami, pudełkami i przyrządami,
zanim zbliżył się do Księgi Zaklęć Derithona.
Księga leżała na honorowym miejscu, na środku długiego stołu roboczego
w wielkim, zatłoczonym gabinecie. Była wielka i gruba, oprawiona w
czarną skórę, a ciężki metalowy zamek był otwarty. Tobas zawahał się,
zanim dotknął okładki. Jesteś pewna, że nie ma tu żadnych
zabezpieczających zaklęć? zapytał Karanissy.
Nie odparła. Nie mam pewności, czy nie ma tu czegoś takiego, ale ja
nie miałam nigdy problemu z otwarciem jej. Tylko nie umiałam uruchomić
zaklęcia.
To, pomyślał Tobas, mogło oznaczać, że Derithon założył zabezpieczające
zaklęcia, które ją uwzględniały, a jej niezdolność do wykonania
jakichkolwiek działań magicznych wskazywałaby na użycie zaklęcia
gmatwającego. Księga mogła okazać się niebezpieczna, ale musiał
zaryzykować. Sięgnął i podniósł okładkę.
Nic się nie stało. Książka otworzyła się równie łatwo jak każda inna,
ukazując pustą pierwszą kartę. Doleciał go lekki zapach stęchlizny.
105
Lawrence Watt Ewans - Jednym Zaklęciem
Odwrócił więc pierwszą kartę i ujrzał stronę tytułową, na której widniał
rozwlekły, niezgrabny napis runiczny "Derithon z Helde, Jego Zaklęcia,
Rozpoczęte w Trzynastym Roku %7łycia, Cztery Tysiące Pięćset Dwadzieścia
Trzy Lata od Chwili Gdy Bogowie Dali Ludziom Mowę, Podczas Wielkiej
Wojny z Cesarstwem Północy".
Tobas zadumał się nad tym przez chwilę; księga miała prawie siedemset
lat. Domyślał się, że musi nosić jakiś potężny czar ochronny, bo papier był
wciąż biały i elastyczny, a atrament tylko nieco zblakł.
Ostrożnie i z największym szacunkiem przełożył następne dwie puste
karty. Kolejna strona była zamazana i nie do odcyfrowania; odwrócił ją
więc i przeszedł do następnej, zapisanej wyraznym, czystym pismem.
Tobas zatrzymał się przy niej przez dłuższą chwilę, a jego twarz stopniowo
rozjaśniał uśmiech.
Na kartce widniał staranny tytuł "Zapłon Thrindle'a", a pod spodem
dokładny i zwięzły opis dobrze mu znanego zaklęcia. Najwyrazniej w
świecie nie działało tu żadne zaklęcie gmatwające.
Uwagę jego zwrócił przypis u dołu strony; napisano go trochę innym
charakterem i atramentem, co kazało mu przypuszczać, że został
wykonany pózniej. Brzmiał on: "Uwaga! Zastosowanie Zapłonu do czegoś,
co już się pali, powoduje eksplozję nieproporcjonalnie większą, niż
mogłyby na to wskazywać zastosowane materiały".
Mniej więcej to samo udało mu się stwierdzić samemu w chacie Roggita,
ale mimo wszystko fakt, że ktoś inny także to wykrył, napawał go
pokrzepieniem.
Krótkie badanie wyjaśniło mu też, dlaczego Karanissa nie potrafiła
uruchomić zaklęcia. Pod hasłem "Składniki" Derithon wymienił tylko siarkę
i zrobił nieduży znak w kształcie krzyża, który sprawiał wrażenie
ozdobnika albo oznaczenie odstępu. Podobnie postąpił przy opisie jednego
z dwu ruchów niezbędnych do wykonania zaklęcia.
Nigdzie natomiast nie było wzmianki o athame ani nawet o sztylecie; gest
oznaczony krzyżykiem wykonywano przy użyciu athame, a nie
oznakowany ruch, jak Tobas doskonale pamiętał, czyniło się wolną ręką
równocześnie rzucając odrobinę siarki.
Nawet w swej prywatnej Księdze Zaklęć Derithon zadbał o zachowanie
sekretów Cechu. Karanissa jako wiedzma nie miała athame
przynajmniej o ile Tobas wiedział, w czarnej magii nie stosowano żadnego
jego odpowiednika i nie potrafiłaby domyślić się znaczenia maleńkiego
symbolu. Nie miała powodów, aby przypuszczać, że miał on jakiekolwiek
znaczenie; Derithon postarał się, żeby sprawiał wrażenie jedynie
ozdobnika.
Nie każde jednak zaklęcie czarnoksięskie wymagało athame tak mu się
przynajmniej wydawało. Szybko przerzucił kilka następnych stron, ale
znalazł maleńki symbol dosłownie przy każdym. Derithon najwyrazniej nie
interesował się zaklęciami, które nie wymagały athame albo może ich po
prostu nie znał.
W końcu udało mu się jakieś znalezć. Ponieważ było to właśnie zaklęcie
hipnotyzujące, rozumiał, że Karanissa musiała mieć wielkie trudności z
wypróbowaniem go, tak jak powiedziała. O wiele dalej zauważył napój
106
Lawrence Watt Ewans - Jednym Zaklęciem
miłosny, który też nie wymagał athame, ale też by się jej na wiele nie
zdał.
Zastanawiał się przez chwilę, czy Derithon często stosował ten napój a
może nawet dawał go Karanissie.
Poza odkryciem symbolu athame znalazł niezwykłą i fascynującą mnogość
zaklęć, o wiele więcej, niż mógł przypuszczać; księga była gruba, miała
kilkaset stron, a może nawet tysiąc. Poza kilkoma pustymi kartkami na
początku wypełniały ją szczelnie zaklęcia aż do pięciu ostatnich stron.
Gdyby Derithon żył dłużej, musiałby wkrótce założyć nowy tom.
Jeśli Tobas zatrzyma przy sobie księgę i opanuje wszystkie zawarte w niej
zaklęcia, stanie się poza wszelką wątpliwością jednym z największych
czarnoksiężników Zwiata. Myśl ta wydawała mu się niezmiernie kusząca.
Nie będzie musiał z trudem wiązać końca z końcem handlując czarami i
odczyniając uroki; będzie umiał wyczarować prawie wszystko, co zechce
albo sprzeda pojedyncze zaklęcia za worki złota.
Zauważył z umiarkowanym zainteresowaniem, że pismo zmieniało się z
chłopięcych kulfonów na pierwszych stronach na drobniejsze, czytelniejsze
i schludniejsze w miarę, jak Derithon się starzał. Uczenie się i zapisywanie
kolejnych zaklęć niewątpliwie zajęło magowi wiele czasu; Tobas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]