[ Pobierz całość w formacie PDF ]

postępowałem szlachetnie i uczciwie, nie zawsze też wiedziałem, co jest uczciwe. %7łyłem
pełnią życia, Rebeko. Tak, miałem kochankę Marianne Bell. Owszem, była bardzo
piękna i sypiałem z nią, bo to się właśnie robi z kochankami. Nigdy jej jednak nie
kochałem. Czy tego chciałaś się dowiedzieć? Czy to ci wystarczy? Czy mam ci też
przypomnieć, skąd się właściwie wziął ten medalion na samym początku naszej podróży?
- Ja go...
- Byłem na wojnie, Rebeko, widziałem, jak ludzie umierają koło mnie w straszny sposób.
Zabijałem innych ludzi, nie wiedząc nawet, kim są. Nic mnie jednak bardziej nie
przerażało od myśli, że jeśli poznasz całą prawdę, mogę cię utracić. Nigdy nie zaznałem
miłości, nie miałem się więc do czego odwołać, i zrobiłem to, co przyszło mi najłatwiej:
po prostu przemilczałem moją przeszłość, uznając, że tak będzie najlepiej, bo nie
chciałem ani tej przeszłości,ani mego dziedzictwa. Może podjąłem niewłaściwą decyzję,
może powinienem był uwierzyć, że okażesz mi zrozumienie. Ty przecież żyłaś zupełnie
innym życiem niż ja i nigdy nie musiałaś dokonywać podobnych wyborów. Nie masz
prawa nazywać mnie tchórzem. Nigdy więcej tak mnie nie nazywaj!
Obydwoje stali naprzeciw siebie w milczeniu, pełni gniewu.
Rebeka odezwała się pierwsza, głosem wprawdzie stłumionym, ale nie drżącym, z czego
była dumna.
- Myślałam, że byłeś najlepiej mi znanym człowiekiem ze wszystkich. Zaufałam ci i... i
dlatego właśnie ci się oddałam. - Zająknęła się, bo niełatwo jej to było powiedzieć, i
zapewne dlatego oblała się rumieńcem. - Zaufałam ci, ale ty wolałeś zachować swoje
sekrety. Zachowałeś się wobec mnie tak, jak zawsze robili inni - ojciec, matka, Edelston.
Uznałeś, że uwierzę we wszystko, co mi się powie, po prostu dlatego, że mówiłeś to ty.
Nie dałeś mi wyboru. Zostawiłeś mnie tutaj. Musiałam na ciebie czekać, bo nie miałam
wyboru. To... to po prostu niewola.
- Doprawdy? Niewola? Czyżby pomaganie Leonorze jest czymś jeszcze gorszym niż gra
na fortepianie?
Rebeka milczała.
- Rebeko, proszę, wysłuchaj mnie! Marianne jest dla mnie niczym. Przecież próbowała
mnie zabić! Edelston cię okłamał, mając na względzie własne korzyści. Nie mogę ci teraz
powiedzieć wszystkiego, bo trwałoby to zbyt długo, ale obiecuję, że zrobię to pózniej.
Tylko jedz ze mną.
Azy zakręciły się jej w oczach.
- Chyba wszyscy mnie okłamywali, mając na względzie własne korzyści. Nigdzie nie
pojadę z tobą.
Connor zbladł.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Zostaję tutaj. Nie mogę wrócić do moich bliskich ze zszarganą reputacją. Tu
przynajmniej jest ze mnie jakiś pożytek, bo uczę się leczyć. A prócz tego tu nikt nie udaje
kogoś innego.
Trafiła w czułe jego miejsce, tak jak przewidywał.
- Rozumiem. A co z Edelstonem?
- Odjedzie stąd za kilka dni.
- Wróć ze mną, Rebeko. Nie pożałujesz.
- Nie.
- Rebeko...
- Jak mogłabym zaufać ci jeszcze raz? To przecież proste: mogę jedynie zostać tutaj.
- Nie będę cię zmuszał. - Było to ostrzeżenie.
- Wiem.
- I ja też mogę zostać u Cyganów.
- Wolno ci to zrobić, choć wolałabym, żeby się tak nie stało. Connor zamilkł na chwilę.
- A co będzie z twoimi rodzicami, Rebeko?
- Zostanę u Cyganów, póki się tu nie zjawią, jeśli im powiesz, gdzie mnie szukać.
Milczeli przez długą chwilę.
- Przecież cię kocham - rzekł wreszcie Connor cicho. Odwróciła się od niego bez słowa.
- A więc mam stąd odjechać sam? Skinęła głową.
- Jesteś pewna, że nie przemawia przez ciebie wyłącznie duma? - spytał z goryczą.
- Jedz już.
Nie chciała na niego spojrzeć. Connor chwycił za wodze.
- Co... co teraz zrobisz? - spytała z wahaniem.
- Nieważne.
A ponieważ nic więcej nie mówiła, złożył jej krótki ukłon i odprowadził konia na bok.
Rebeka w dziwnym odrętwieniu patrzyła, jak Connor podchodzi do Raphaela i zamienia
z nim kilka słów. A potem nie widziała już nic. Usłyszała jedynie po pewnym czasie
galop konia oddalającego się od obozu.
Gdy wróciła do namiotu, zastała tam Martę, która spojrzała na nią z miną wyrażającą
jawnie dziką zazdrość, i Leonorę, która wyczytała całą prawdę z jej twarzy.
- Możesz u nas zostać, rzecz jasna - powiedziała do Rebeki łagodnie - bo jesteś
przydatna. Coś ci jednak powiem: czasem najmądrzej i najodważniej jest pójść za głosem
serca i wybaczyć coś, co wydawało się niewybaczalne.
Rebeka nic jej nie odpowiedziała. Patrzyła przed siebie. Koń i jezdziec zniknęli już na
horyzoncie.
23
Nie! - powtórzyła lady Tremaine bliska ataku histerii. - Nie, nie, nie, nie! - Każde kolejne
 nie" wymawiała coraz wyższym tonem, tak że zakończyło je tremolo, co - jak sir Henry
musiał przyznać - było imponującym osiągnięciem.
Pozostał jednak niewzruszony, ponieważ sobie postanowił, że przynajmniej raz nie da się
zmusić do zmiany zdania. Ani łzami, ani histerią, ani lodowatym milczeniem.
Przynajmniej raz zamierzał przetrwać strategię żony, pragnącej wymusić na nim zmianę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •