[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziecko się porusza. Był zafascynowany, jakby na jego oczach zdarzył się cud. Potem
zaczął zadawać jej pytania. Przeczytał wszystkie książki na temat ciąży i porodu, jakie
miała w domu.
- Może chcesz pójść ze mną do lekarza? - zażartowała.
- Chętnie.
R
L
T
Był z nią na kilku ostatnich zajęciach w szkole rodzenia. Początkowo Sophy wąt-
piła w jego szczere zainteresowanie, ale okazało się, że nie opuścił żadnej lekcji. Poma-
gał jej podczas ćwiczeń, a nawet masował jej plecy i stopy, gdy bolały ją od długiego
stania.
Kiedy zaczął się poród, był przy niej. Trzymał ją za rękę, a gdy pielęgniarka podała
mu nowo narodzoną Lily, spojrzał na nią w taki sposób, że Sophy uwierzyła w jego mi-
łość. Z perspektywy czasu mogła powiedzieć, że się pomyliła.
Jednak na początku było wspaniale. Lily miewała kolki, dużo płakała. Sophy cza-
sem traciła siły, a wtedy George przejmował jej obowiązki. Pamiętała, jak którejś nocy
była wyczerpana płaczem dziecka, nie miała pokarmu, a Lily wciąż płakała. Myślała, że
zwariuje, kiedy nagle George powiedział:
- Daj mi ją. Idz spać.
Nie chciała mu przeszkadzać, utrudniać życia, ale tym razem zgodziła się i podała
mu dziecko. Była wyczerpana i sama zaczęła płakać. George przytulił małą do nagiego
torsu i pocałował w główkę.
- Lily, idziemy na spacer - powiedział.
- Ale...
- Po mieszkaniu - uspokoił Sophy. - Przecież mam na sobie tylko spodnie od pi-
żamy.
Sophy wiedziała, że nigdzie nie pójdzie. Patrzyła na niego zapłakana. Lily wciąż
krzyczała.
- Prześpij się - powtórzył George. - Nic jej nie będzie. Dam jej butelkę. Przecież
przygotowałaś mleko. Umiem je podgrzać. Idz spać!
Wyniósł Lily z pokoju. Sophy patrzyła na otwarte drzwi. Czuła, że poniosła klęskę
i była przekonana, że nie zaśnie. Położyła się i wtuliła twarz w poduszkę George'a, by
poczuć jego zapach. Po chwili zasnęła. Kiedy się obudziła, było cicho. W łóżku nie było
George'a, a w kołysce Lily.
Sophy spojrzała na zegarek. Spała dwie godziny. Wstała i zaczęła ich szukać.
Nie zaszli daleko. Znalazła ich w salonie. George spał na kanapie. Miał zmierz-
wione włosy i lekko rozchylone usta. Lily spała jak aniołek, przytulona do jego piersi i
R
L
T
otoczona jego silnym ramieniem. Sophy stała przez chwilę, patrząc na nich zachwycona.
Tak bardzo ich kochała. Ich wspólne życie nie zaczęło się normalnie, ale mogli być
szczęśliwą rodziną. Kochała George'a i miała wrażenie, że on to uczucie odwzajemnia.
Kiedy Lily miała dwa miesiące, lekarz powiedział, że Sophy może się znów kochać.
W pierwszej chwili, gdy usłyszała słowa lekarza, wpadła w panikę. Wiedziała, że
fizycznie nic jej nie grozi, ale nie była pewna, czy George tego chce. Nigdy nie powie-
dział, że ją kocha. Godzinami rozprawiał o planetach, gwiazdach, niezmiennych prawach
natury, o baseballu i o Lily, ale nigdy nie rozmawiali o uczuciach. Od słów wolał czyny.
Spędzili upojną noc. Zaczęło się delikatnie i spokojnie. Pomasował jej plecy, tak
jak to robił, gdy była w ciąży. Jednak tym razem jego dłonie powędrowały ku jej szyi i
włosom. Dotknął palcem płatków jej uszu. Potem zsunął ręce ku jej biodrom i poślad-
kom, budząc w niej pożądanie. Chciała więcej, chciała się z nim kochać. Odwróciła się i
dotknęła jego nagiego torsu. Wiedziała, jak sprawić przyjemność mężczyznie. George
okazał się jednak inny niż Ari. Kochał się z nią inaczej. Brał, ale też dawał.
Zaczęli się kochać wolno, lecz po chwili opanowała ich gwałtowna żądza. George
całował ją namiętnie, a jego ręce coraz odważniej pieściły jej ciało. Kiedy rozchyliła nogi
i poczuła go w sobie, wiedziała, że robi to, co powinna. Przyjęła go w sobie z radością i
oddaniem.
Kiedy zatracili się w rozkoszy, a potem wspólnie doznali spełnienia, Sophy zrozu-
miała, że nigdy przedtem nie czuła się tak dobrze i bezpiecznie w ramionach mężczyzny.
Zrozumiała, że dwie istoty mogą się stać jednością. Wierzyła, że ona i George są jednym.
Obejmując go mocno, położyła drżącą rękę na jego spoconych plecach. Przymknę-
ła powieki, spod których popłynęły łzy wzruszenia. George zaczął całować jej mokre po-
liczki.
Otworzyła oczy i zobaczyła jego zatroskaną twarz.
- Przepraszam - powiedziała.
Nie umiała wyjaśnić, co się z nią działo. George pogłaskał ją po policzku i położył
obok.
- W porządku - powiedział.
Potem zaczął wolno gładzić ją po włosach.
R
L
T
- Będzie dobrze. Niedługo Lily się obudzi. Prześpijmy się.
Potem ją objął. Sophy wiedziała, że będzie dobrze, już było dobrze.
Słowa George'a uspokoiły ją. Przytuliła do piersi jego rękę.
Okazało się, że nie miała racji.
Następnego dnia marzenia o wiecznej miłości prysły jak bańka mydlana. Teraz, po
czterech latach, Sophy zdała sobie sprawę, że znów jest bliska popełnienia tego samego
błędu. George był przystojny, czarujący, mądry, odpowiedzialny. Każda kobieta oddała-
by mu serce. Pojawił się w jej życiu, kiedy najbardziej potrzebowała pomocy. Ożenił się
z nią i w sobie rozkochał. Uwierzyła, że jej uczucie było odwzajemnione, ale myliła się.
Nie chciała znów przeżyć bolesnego rozczarowania.
Nie mogła ryzykować, że George po raz drugi złamie jej serce.
R
L
T
ROZDZIAA ÓSMY
Następnego dnia Sophy zaczęła odgradzać się od George'a murem. Zachowywała
się grzecznie i profesjonalnie, traktując go, jakby był klientem jej firmy.
Rano przygotowała mu śniadanie. Postawiła talerz na barze, a obok nowy numer
Timesa". Kiedy zjawił się w kuchni, rozmawiała przez telefon, dzięki czemu nie musia-
ła odpowiadać na jego pytania ani komentować wczorajszego incydentu w łazience. Ru-
chem ręki wskazała mu miejsce, gdzie stał talerz.
Gdy skończyła rozmawiać, wróciła do kuchni. George siedział wpatrzony w talerz.
Niczego nie tknÄ…Å‚.
- Co to ma znaczyć? - spytał krótko.
- Zjadłam już śniadanie. Mam dużo pracy. W piątki wypłacam pensję pracowni-
kom, płacę rachunki. Muszę jeszcze zrobić pranie i zmienić pościel. Jutro przyjeżdża Li-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]