[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jako statek plag .
Zmęczony zszedł do mesy, w której siedzieli już Ali i Weeks. Nie spojrzeli na niego,
gdy wszedł.
- Stary chory - powiedział.
- A Rip? - odpowiedział Ali pytaniem.
- Zpi. Padł.
- Co? - Wykrzyknął Weeks, odwracając się.
- Wyczerpany - poprawił się Dan. - Kapitan włączył taśmę pilota, zanim się rozłożył.
- A więc zostało nas czterech - skomentował Ali. - Gdzie lądujemy, w Luna City?
- Jeśli nam pozwolą. - Dan zasugerował najgorsze.
- Ale przecież muszą nam pozwolić! - krzyknął Weeks. - Nie możemy przecież kręcić
się w koło.
- To już się zdarzało. - Ali uciszył Weeksa brutalną uwagą.
- Czy stary wysterował na Lunę? - Spytał po dłuższej chwili Ali.
- Nie sprawdzałem - wyznał Dan. - Zachorował i musiałem zataszczyć go na koję.
- Dobrze byłoby się dowiedzieć. - Zastępca mechanika wstał, jego ruchy nie były już
tak sprężyste, jak zwykle. Pozostała dwójka podążyła za nim do pomieszczeń kontrolnych.
Szczupłe palce Aliego przesuwały się po klawiszach i po chwili na małym ekranie
ukazały się liczby. Dan wziął główne księgi kursów, odczytał odpowiednie dane i zamrugał.
- Nie Luna? - spytał Ali.
- Nie. I nie rozumiem. To musi być gdzieś w pasie asteroidów.
Usta Alego wykrzywił grymas, który w niewielkim tylko stopniu przypominał
uśmiech. - Dobra robota. Stary miał głowę na karku nawet wtedy, gdy go już złapało!
- Tylko dlaczego lecimy do asteroidów? - Weeks spytał rzeczowo. - W Luna City
mają medyków, mogliby nam pomóc.
- Mogą zająć się tylko znanymi chorobami - zauważył Ali. - A poza tym, co z
Regulaminem?
Weeks zręcznie wsunął się w fotel technika komputerowego, jakby znużenie opuściło
jego chude, lecz mocne nogi. - Nie zrobiliby tego - zaprotestował, lecz jego oczy mówiły, że
zdaje sobie sprawę, iż równie dobrze mogliby to zrobić.
- Nie? Człowieku, spójrzmy na fakty. - Głos Alego brzmiał nieomal okrutnie. -
Przybywamy z planety znajdującej się na pograniczu, jesteśmy statkiem plag .
Nie musiał tego podkreślać. Wszyscy bardzo dobrze zdawali sobie sprawę z
niebezpieczeństwa, w jakim się znalezli.
- Jak dotąd, nikt nie umarł. - Weeks próbował znalezć jakieś wyjście z sieci, która
zaczynała ich oplatać.
- Ale i nikt nie wyzdrowiał. - Ali zerwał natychmiast tę nić nadziei.
- Nie wiemy, co to jest, jak można się tym zarazić, nie wiemy nic. Wystarczy, byśmy
złożyli o tym raport, a już dobrze wiesz, co nas czeka, a może nie?
Nie byli pewni szczegółów, ale mogli się domyśleć.
- Tak więc, twierdzę - ciągnął Ali - że stary miał rację, kiedy wyznaczył kurs
zastępczy. Jeśli uda nam się przeczekać, aż nie dowiemy się, o co w tym wszystkim chodzi, to
może będziemy mieli szansę przekonać górę , gdy już wylądujemy.
W końcu postanowili nie zmieniać kursu wyznaczonego przez kapitana. Wprawdzie
znajdą się na obrzeżach słonecznej cywilizacji, lecz da im to minimalną szansę rozwiązania
problemu, zanim będą musieli złożyć raport władzom. Tymczasem wykonywali swe
obowiązki, pozwalając spać Ripowi i obserwowali się ze skrywaną czujnością, gotowi do
przyjęcia wiadomości o następnym przypadku choroby. Jednak pomimo prawie skrajnego
wyczerpania pozostawali zdrowi. Czas wykazywał, że ich domysły były słuszne - zostali w
jakiś sposób uodpornieni na wirusa, który zaatakował statek.
Rip spał prawie dobę, po czym przyszedł do mesy straszliwie wygłodzony, chcąc
nadrobić zaległości w jedzeniu i wiadomościach. Nie chciał podzielić przeważającej
pesymistycznej wizji przyszłości. Wyrażał przekonanie, że ich odporność została
udowodniona, co dawało im argument w dyskusji z przedstawicielami medycyny na Lunie.
Dlatego też skłonny był zmienić kurs na stację kwarantanny. Potrzeba było argumentów
pozostałej trójki, by skłonić go do odłożenia decyzji, co uczynił niechętnie.
Już następnego dnia przekonali się, jak dużo zawdzięczają przezorności kapitana
Jellico. Ali siedział właśnie przy stanowisku komputerowym, próbując wychwycić jakieś
wiadomości z Układu Słonecznego. Czerwone światła alarmu migające na całym statku
sprowadziły pozostałych do pomieszczeń kontrolnych. Wychwytywane fragmenty kodu
wzmogły się, gdy Ali włączył maksymalne nagłośnienie odbiornika, po czym zostały
przetłumaczone, gdy nacisnął drugi przycisk.
- Powtarzam, powtarzam, powtarzam. Wolny Frachtowiec Królowa Słońca, Numer
Rejestracyjny na Ziemi 65 724910 JK, podejrzenie o plagę, wystartował z zarażonej planety.
Ostrzegam, ostrzegam, zgłosić taki statek w Stacji Luna. Królowa Słońca z zarażonej planety,
ostrzec i dać znać.
Ta sama wiadomość została powtórzona trzykrotnie, zanim zamarła w eterze.
Cała czwórka patrzyła tępo na siebie.
Ciszę przerwał Dan.
- Ale skąd oni się dowiedzieli? - Nie zgłaszaliśmy jeszcze. - Eysie - Ali rzucił gotową
odpowiedz. - Statek Inter Solaru ma pewnie takie same kłopoty i zwrócił się do Kompanii.
Mogli wspomnieć o nas w swym raporcie i przyjęli, że i my też zostaliśmy zarażeni, a
przynajmniej przekonali swe władze, że tak się stało.
- Pomyślmy. - Rip zmrużył oczy, opierając się o ścianę. - Przyjrzyjmy się faktom.
Członkowie Statku Zwiadowczego, który badał Sargol, prowadzili tam prace przez około
trzy cztery miesiące. Mimo to wydali orzeczenie o braku zagrożenia dla zdrowia i wystawili
planetę na aukcję. Pózniej Cam wykupił te prawa, odbył co najmniej dwie podróże, zanim go
załatwili na Otchłani. Ani on, ani Zwiad nie mieli kłopotów z żadną infekcją.
- Ale musisz przyznać, że nas dosięgła-zaprotestował Weeks.
- Tak, i ci z Eysie byli w stanie to przewidzieć, donieśli o nas, zanim jeszcze
wyskoczyliśmy z Hiper. Tak, jakby spodziewali się, że przywieziemy tę plagę. Co wy na to? -
spytał Shannon.
- Myślisz, że coś podłożyli? - Ali zachmurzył się nad pulpitem kontrolnym. - Ale jak?
%7ładen Eysie nie był na pokładzie, nie było też Salarików, z wyjątkiem tego szczeniaka, który
pokazał nam, co myślą o kociej mięcie.
Rip wzruszył ramionami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]