[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dowódcę.
Bennett dość szybko przemierzał wyszorowane do czysta pokłady. Musiał zadać
pewne pytania i pochwalić ludzi, ale nie chciał przedłużać wizytacji. Zdawał sobie sprawę, że
w kajutach od dawna czekają spakowane marynarskie worki. Gdy tylko było to możliwe,
wymienił pożegnalny uścisk dłoni z kapitanem i energicznie opuścił okręt.
Protokół wymagał, by książę został odprowadzony do siedziby dowództwa i
pożegnany z należnymi honorami. Właśnie tam Hannah zauważyła u Bennetta pierwsze
oznaki zniecierpliwienia. Nadal był uśmiechnięty i uprzejmy, nadal ściskał i całował dłonie,
ale coraz częściej zerkał ukradkiem w stronę wyjścia. Dopiero kiedy wsiedli do samochodu,
pozwolił sobie na głębokie w westchnienie ulgi i ciche przekleństwo.
- Słucham, Wasza Wysokość? Delikatnie poklepał ją po ręce.
- Cztery godziny to kawał czasu. Dziękuję, że pomogłaś mi to przetrwać. Boże, jakie
to nudne!
- Ja się wcale nie nudziłam - zaprzeczyła gorąco, ale z rozkoszą przyjęła pierwszy
powiew wiatru we włosach, gdy kabriolet zaczął nabierać prędkości. - Zwiedzanie statku było
bardzo kształcące - zauważyła. - Podobał mi się przepis na naleśniki, który kucharz oprawił w
ramki. Rozbawiło mnie, że mąkę odmierza się tam na kilogramy.
- Po paru miesiącach na morzu jedzenie staje się sprawą wielkiej wagi - rzekł Bennett
z uśmiechem.
- Gdybym wiedział, że zainteresował cię okręt, nie spieszyłbym się tak bardzo.
- Domyślam się, że takie rzeczy to dla ciebie żadna przyjemność. Po jakimś czasie
wszystko powszednieje.
- Nie o to chodzi. Po prostu żal mi było marynarzy. Wiem, że chcieli jak najszybciej
zejść na ląd, do swoich żon lub kochanek. Albo jednych i drugich.
- Zerknął na nią, uśmiechając się kątem ust. - Nawet nie wiesz - dodał - co znaczą
cztery miesiące na morzu, gdy za jedyne damskie towarzystwo musi wystarczyć fotka
roznegliżowanej modelki.
Miała ochotę się uśmiechnąć, ale nie zrobiła tego.
- Mam wrażenie, że podobała ci się służba na okręcie. To się dało wyczuć po
sposobie, w jaki rozmawiałeś z marynarzami.
Milczał, ale było mu przyjemnie, że to zrozumiała.
- Podczas służby byłem tylko jednym z oficerów, a nie księciem. Wprawdzie nie mogę
powiedzieć, że mam morze we krwi, ale doświadczenie było niezapomniane.
- Co zapamiętałeś najlepiej?
- Wschody słońca. I sztormy. Zwłaszcza jeden, który złapał nas niedaleko Krety. Fale
miały z dziesięć metrów wysokości. Potężne ściany wody waliły się na pokład z takim
hukiem, że nie słyszałem kolegi krzyczącego mi prosto do ucha. Takie przeżycie bardzo
człowieka zmienia.
- W jaki sposób?
- Po prostu nagle uświadamiasz sobie, że bez względu na to, kim jesteś, istnieje siła
dużo od ciebie potężniejsza. Wobec natury wszyscy jesteśmy równi, Hannah. Spójrz na
morze. - Skinął ręką w stronę migotliwego błękitu. - Jest teraz takie spokojne i piękne.
Ciekawe, że sztorm nie odbiera mu piękna, jedynie czyni je bardziej groznym.
- Lubisz niebezpieczeństwo?
- Czasami. Jest w nim coś kuszącego.
Wiedziała o tym. Sama odkryła to kilka lat temu.
Bennett dał sygnał, że zjeżdża na pobocze. Zignorował zaniepokojoną minę agenta
ochrony, który wyskoczył z drugiego samochodu, i otworzył drzwi od strony Hannah.
- Przejdzmy się po plaży - zaproponował, wyciągając rękę. - Obiecałem, że nazbieram
muszelek dla Marissy.
- Twoi ochroniarze nie wyglądają na zachwyconych - zauważyła. Jej także nie podobał
się pomysł spaceru po zupełnie odkrytej przestrzeni.
- Nie przejmuj się nimi. Chodz! Przecież sama mówiłaś, że morskie powietrze jest
bardzo zdrowe.
- No dobrze. - Bez entuzjazmu podała mu rękę.
Pocieszyła się, że dopóki ona gra swą rolę bez zarzutu, on jest bezpieczny. - Tylko
pamiętaj - dodała - że muszle muszą być duże. Dzieci w wieku Marissy wszystko biorą do
buzi.
- Jak zawsze praktyczna! - Roześmiał się. - Może wobec tego zdejmijmy też buty.
Kiedy pomagał jej przejść przez niski falochron, zauważył, że ciągle zerkała na
ochroniarza trzymającego się za nimi w dyskretnej odległości.
- W tych wodach pewnie są piękne rafy koralowe. - Ruchem głowy wskazała
turkusową płyciznę.
- Nurkujesz?
- Nie - skłamała. - Słabo pływam. Kiedyś byłam na wystawie w Londynie i tam
widziałam fragment rafy. Stąd wiem, że niektóre muszle są nie tylko piękne, ale i bardzo
cenne.
- Moje szczęście, że Marissa ma jeszcze mało wyszukany gust - zauważył, prowadząc
ją za rękę w stronę cieniutkiej linii wyznaczonej na piasku przez fale. - Kilka skorupek małży
zupełnie jej wystarczy.
- Miło, że o niej pomyślałeś.
W ogóle jesteś miły, dodała w myślach. %7łałowała, że nie potrafi być wobec niego
obojętna.
- Pewnie jesteś ulubieńcem swoich siostrzeńców i siostrzenic, zgadłam?
- To dlatego, że kiedy się bawimy, lubię się wygłupiać. O, spójrz. Co myślisz o tej? -
Schylił się i zwinnie wyłowił długą spiralę, która kiedyś musiała być czubkiem dużej muszli.
- Może być. Na pewno nie da się jej połknąć.
- Dla Marissy jest najważniejsze, żeby była ładna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]