[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwinięty jak chory kociak. Baal miał naprawdę zły wpływ na jego żołądek. Podeszłam do kontuaru, opierając się na nim ciężko.
- Leon, nalej mi coś mocniejszego niż Jadeith - powiedziałam słabym głosem. - Może być czysta.
Wlałam w gardło pięćdziesiątkę wódki, czując, jak przepala tkanki. Już było lepiej. Krok bliżej do sukcesu. Albo szóstego kręgu z Samaelem jako
naczelnikiem więzienia. Widziałam już oczami wyobrazni, jak odgrywamy scenki z osadzonym i klawiszem. Muszę pamiętać, by zabrać ze sobą
metalowy kubek do stukania o kraty. Może w wolnych chwilach powinnam uczyć się gry na harmonijce?
- Dziewczyno, nie wiem, jak ty to robisz, ale przysięgam na zastępy piekielne, nie widziałem, by się śmiał, odkąd żyję - powiedział Leon,
dolewając mi do kieliszka.
- Och, znasz mnie, taka już jestem zabawna dziewczyna - skrzywiłam się - boki zrywać. Nie można mnie nie kochać. Jeden Rafael i
starotestamentowa wszetecznica u jego boku nie mogą tego pojąć.
- Co ci obiecał? - Miron dyskretnie pogładził mnie po plecach.
- Pomoc. I przesyłkę. Nie demona. - Uśmiechnęłam się blado. - Leon, zatrzymam jednak pieczęć na jakiś czas, na wszelki wypadek.
- Jasne, jest twoja. Ja demona mogę po prostu rozszarpać. - Błysnął rybimi ząbkami.
- Joshua, dobrze się czujesz? - zapytałam, widząc, że wciąż jest blady.
- Nic mi nie jest, po prostu on jest... obrzydliwy. Nie wiem, jak mogłaś wytrzymać tak blisko - jęknął. Podsunęłam mu pełny kieliszek czystej. Wypił
bez wahania.
- Joshua, nie jestem aniołem jak ty, czułam jego aurę, nie była szczególnie przyjemna, ale nie była dla mnie
tak złym doświadczeniem, jak dla ciebie. Miałam ciarki i tyle. Bałam się go, ale to normalne.
Joshua patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Może coś więcej niż przepisy nie pozwala aniołom odwiedzać piekieł?
- Może - powiedział nieco zasępiony.
- Ptaszyno, nie truj się tym. Twoja reakcja jest słuszna. Jesteś
dobry. Ja nie. Mam na sumieniu sporo. A teraz szykuję się do zabójstwa. Coś mi mówi, że propozycje angażu do firmy Gabriela ustaną po tym
ostatecznie.
- Nie martw się, moja podwoi wysiłki. - Miron się uśmiechnął.
Zamówiłam kolejnego drinka. Wzięłam duży łyk orzezwiającego Jadeithu w intencji powodzenia mojej małej wendety na pohybel wszetecznicy.
Potarłam twarz, odganiając zmęczenie. Wciąż byłam niewyspana. Gdy to wszystko dobiegnie końca, słowo daję, nie wstanę z łóżka przez dobę.
Byłoby miło, gdybym mogła w nim być z Mironem.
*
Godzinę pózniej posłaniec przyniósł mi podłużną paczuszkę od Baala. Drewniane pudełko owinięte karmazynowym aksamitem. Zaklęcie
odsłaniające nie ukazało żadnych uroków czy klątw rzuconych na pudełko czy na jego zawartość. Otworzyłam. Na czerwonej wyściółce leżał sztylet.
Wzdłuż lśniącej klingi wyżłobione były symbole magii, której nie znałam. Magia Baala. Rękojeść pokrywały wyrzezbione błyskawice. Symbol Baala
jeszcze sprzed przyłączenia się do piekielników. Wiedziałam,
co to za nóż. Byłam pewna, że mam w dłoniach sztylet ofiarny kultu, który poza pamięcią jego bóstwa już nie istniał. Broń była piękna. Dobrze
wyważona, pasująca do kobiecej ręki. Niewiele myśląc, wyjęłam jeden ze swoich noży z pochewki i przymierzyłam sztylet. Był nieco węższy i
dłuższy niż moje noże, ale pasował na tyle, że nie było ryzyka, by wypadł. Nazwijcie mnie paranoiczką, ale wolałam go mieć przy sobie. I móc
szybko po niego sięgnąć, bez odwijania aksamitu i mocowania się z pudełkiem. Coś mi mówiło, że Jezabel w swej uprzejmości nie czekałaby, aż
dobędę broni.
23
Otwierając drzwi do mieszkania, wiedziałam już, że coś jest nie w porządku. Zamykałam je na klucz, z całą pewnością. Siła przyzwyczajenia z lat
spędzonych w realnym mieście. W Thornie mogłabym po prostu założyć zaklęcie szpiegowskie i małą klątwę na złodzieja, nic szczególnie
skomplikowanego. Jednak zawsze zamykałam drzwi na klucz. Teraz jednak otworzyły się, gdy tylko dotknęłam klamki. Zimny dreszcz przebiegł mi
po plecach i spięłam się, szykując na kłopoty.
Wszyscy wiemy, jak taka sytuacja kończy się w filmach. Długie ujęcie. Bezbronna dziewczyna zauważa, że drzwi do jej mieszkania są otwarte.
Wchodzi. Kamera obiega pokój, drżąc, widz ogląda scenę oczami ofiary. W mieszkaniu wyrazne ślady rewizji. Napastnik wyłania się z mroku.
Zbliżenie na rozszerzające się ze strachu zrenice dziewczyny. Strzał. Ciało osuwa się, chmura jasnych włosów jak aureola rozsypuje się na
podłodze, po chwili nasiąka szkarłatem krwi.
OK, zauważmy jednak różnice. Po pierwsze, dziewczyna, czyli ja, nie jest bezbronna. Po drugie, nie jest
sama, są ze mną anioł i diabeł. Po trzecie, w mieszkaniu nie ma śladów rewizji. Niestety, z mroku wyłonił się napastnik. Napastniczka. Na
szczęście bez broni palnej. Ale miecz archanielski w jej dłoniach nie wyglądał jakoś szczególnie pocieszająco. Współpraca Rafaela poszła
zdecydowanie za daleko.
Sucz stała w naszym salonie w czerwonej sukience, wypindrzona, jakby szła na tańce, nie na bijatykę. Naprawdę myślała, że załatwi nas bez
wysiłku? Niedoczekanie. Zsunęłam płaszcz z dłoni by mieć dostęp do noży. Rzuciłam go nonszalancko na fotel.
- Jezabel, nie powiem, że miło cię widzieć, bo nadal nie mogę kłamać - powiedziałam chłodno. - Naruszyłaś świętość mego domu, wynoś się.
Zaśmiała się tylko, jak każdy uczciwy psychopata w filmach. Przeszedł mnie dreszcz.
- Naprawdę myślałaś, że te listy, prośby mnie powstrzymają? - drwiła. - Nie zdołasz mnie powstrzymać, wiedzmo. On jest mój. - Wskazała na
Joshuę, który stał pół kroku za mną.
- Zapomnij, suko. On jest mój i tylko mój. Nie dzielę się, a na pewno nie z takimi wywłokami jak ty - warknęłam.
- Zejdz mi z drogi! - krzyknęła. Punkt po punkcie wypełniała profil wariatki z filmu klasy B.
- Jak długo będziesz mścić się za to, że ktoś cię nie chciał? Tak trudno zrozumieć, że nie każdy ma na ciebie ochotę, Jezabel? - powiedziałam,
robiąc krok w bok, by odwrócić jej uwagę od anioła. Nie był jeszcze w pełni sił. Nie wiedzieliśmy, czy będzie w stanie osiągnąć pełnię majestatu.
Musieliśmy z Mironem założyć, że jest
najsłabszy z nas. Wolałam skupić na sobie gniew Jezabel. Diabeł zrozumiał moją strategię i przesunął się miękko, by osłaniać Joshuę.
- Jak to jest, Jezabel, czy przez te wszystkie lata tylko Aaron ci odmówił, czy zdążyłaś przywyknąć? - drwiłam.
Zwróciła się do mnie z zaognioną twarzą.
- Nikt mnie nie odrzuca, nikt, słyszysz? - krzyczała.
- Och, naprawdę? Słyszałam, że Aaron robił to skutecznie przez ile? Cztery stulecia? Wolał pustelnię od twego łoża. - Zbliżałam się do niej. - To
musiało być przykre, prawda?
- Pożałuje, rzucę mu serce jego małego syneczka pod nogi, albo może głowę? Jest taki podobny do swojej mamusi, dziwki, którą Aaron wolał
ode mnie.
- Sara, śliczna Sara - wciąż ją prowokowałam - musiała być dużo ładniejsza niż ty, prawda?
- Nie! Nie ma kobiety ładniejszej niż ja!
- Pycha przez ciebie przemawia, Jezabel. Są setki kobiet ładniejszych niż ty. Jest coś, czego nie wiesz o kobietach i mężczyznach, Jezabel... -
Uśmiechałam się złośliwie. Widziałam, że gniew powoli zaciemnia jej pole widzenia. - Dla każdego mężczyzny kobieta, którą kocha, jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •