[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Jesteś jedyną kobietą na świecie, która daje mi wszystko co najlepsze, ni-
czego ode mnie nie chcąc. Zaczyna mnie to męczyć, ale ten rodzaj tortur da się
znieść z przyjemnością.
111
No i załatwił mnie. Tylko mężczyzna może być taki głupi. . .
 Mówiąc o czymś dobrym, miałam na myśli inny rodzaj rozpusty  powia-
domiłam go.  Przywiozłam wino pradziadka, jeszcze takiego nie piłeś, bo nie
ma go nigdzie, poza naszą piwnicą. Spróbujemy? Na zakąskę mamy serek i solone
migdałki.
 Przez żołądek trafiasz mi prosto do serca. . . O rany boskie, a co to. . . ?
Teraz dopiero zauważył śmietnik, jaki zrobiłam na stoliku zawartością torebki.
Nie zdążyłam schować tego z powrotem. Spod dokumentów, kosmetyków, pie-
niędzy, papierosów, zapalniczek, rozmaitych kwitków i papierków, wybłyskiwał
diamentowy naszyjnik, który Krystyna wrzuciła mi tam luzem. Zabrane z sejfu
pierścionki i kolczyki wysunęły się z małej torebki po puszku do pudru i też nie-
zle świeciły. Paweł wziął to do ręki i przez chwilę oglądał w skupieniu.
 To z tego spadku, po który pojechałaś?  spytał z wyraznym zaintereso-
waniem.  Całkiem niezłe, trochę się na tym znam. Takich szmaragdów jeszcze
i dziś się u nas nie dostanie, stary szlif. . .
W mgnieniu oka postanowiłam wykorzystać okazję. Podniosłam się znad tor-
by z butelką wina w garści, oddałam mu butelkę i wyjęłam z ręki kolczyki.
 Otwórz to, korkociąg jest w kuchni, w szufladzie. Uczcijmy spotkanie
wszechstronnie.
Zanim wrócił z korkociągiem i kieliszkami, już wpięłam w uszy wiszące kol-
czyki. Ręcznik na głowie miałam też zielony, pasowało idealnie. Mignęło mi
w głowie, że w tych kobietach chyba coś jest, od klejnotów nabierają urody, sama
we własnych oczach zrobiłam się piękniejsza. Paweł spojrzał. . .
Mniej więcej po godzinie dokończył otwierania butelki, a mnie się udało wy-
jąć z torby migdałki i serek. Kupiłam te produkty spożywcze po drodze, wiedząc
doskonale, że w domu nie mam nic do jedzenia. Nie do restauracji jednakże przy-
szedł, a wszystko wskazywało na to, że istotnie był za mną stęskniony.
Wypędziłam go dość póznym wieczorem, bo musiałam jednak odpocząć i za-
opiekować się sobą gruntowniej. Znów pożałowałam, że nie mieszkamy razem,
a Paweł pomamrotał nawet coś na ten temat. Zostawszy sama, zmoczyłam, ułoży-
łam i wysuszyłam włosy, bo w końcu ile czasu można spędzić w turbanie, zaczę-
łam się zastanawiać nad wszystkim i wtedy zadzwoniła Krystyna.
 Miałaś rację  powiedziała z cieniem jakby wdzięczności.  Lepiej było
Andrzeja zwlec do mnie.
 Sama powinnaś to wiedzieć  wytknęłam.
 Wiem, ale byłam cholernie śpiąca i coś mi tam nie działało. Niech pan Bóg
da zdrowie naszej prababci!
Odgadłam z miejsca i ucieszyłam się.
 Nie jedzie do Tybetu?
 Nie jedzie. Zrezygnował chwilowo. Szału dostał od naszych ziół. Odzyska-
łam już trochę rozumu i najpierw zużyłam go dla siebie, a dopiero potem pozwo-
112
liłam na wybuchy intelektu, jak się okazało, również seksotwórcze. A co u ciebie?
 Właśnie byłam w trakcie myślenia, kiedy zadzwoniłaś  odparłam z sa-
tysfakcją.  Przedtem był Paweł. Wychodzi mi, że Izunia popełniła błąd, może
i siedzi na milionach, ale z natury jest chciwa i zdaje się, że wylazła z niej ta
cudowna cecha. Aaska boska.
 Ale ten diament jest mi potrzebny jak powietrze  oznajmiła Krystyna
stanowczo.  Laboratorium, rozumiesz. On mnie kocha na tle przyrody, boję się
jednak, że w razie konieczności wyboru ze złamanym sercem wybierze przyrodę.
Mężczyzni są jak dzieci, nie róbmy dziecku koło nogi.
 Mówiłaś mu o wielkich nadziejach?
 Zwariowałaś? %7łeby zauroczyć? Głowę daję, że ty też nie!
 No pewnie, że nie. Czekaj, pomyślmy. . .
 W tej chwili? Uważasz, że jesteśmy akurat tak doskonale usposobione do
myślenia? Proponuję pomyśleć jutro. Możliwe, że pójdę do pracy, o piątej mogę
wpaść do ciebie.
 Do babci  skorygowałam.  Przyjdz o czwartej, ja zdążę i pojedziemy
do babci, bo inaczej nam nie daruje. Jeszcze musisz chyba oddać samochód do
warsztatu. . .
 Chromolę. Sprzedam rupiecia i kupię toyotę, taką jak twoja. Może jutro nie
zdążę, no dobrze, pojedziemy do babci tobą. . .
* * *
 Coś mi się obijało o uszy, że Marcin Kacperski miał francuską żonę 
powiedziała babcia Ludwika trochę niechętnie.  Ale ona umarła jeszcze przed
moim urodzeniem i słyszałam o tym jako dziecko. Nie interesowało mnie to, nie
zwracałam uwagi i nie pamiętam.
 No i dlaczego babcia jest taka nietypowa?  spytała Krystyna ze smętnym
wyrzutem.  Wszystkie normalne osoby w babci wieku uwielbiają wspomnienia
przodków i wydarzenia historyczne we własnej rodzinie. A babcia co?
 W dzieciństwie, droga Joasiu, byłam w zupełnie innym wieku. A nie każde
dziecko własna rodzina rzuca na pastwę wojny. Do nietypowości mam prawo.
Z reguły babcia zwracała się do nas odwrotnie, Krystynę biorąc za mnie,
a mnie za nią. Tym razem, wyjątkowo, nie wprowadzałyśmy poprawek, żeby
nie zdenerwować babci niepotrzebnie. Podobno, tak twierdziło średnie pokole-
nie, uraz babci na tle tego pozostawienia na pastwę wojny, zalągł się pózniej, już
po wojnie, kiedy dokopał jej ustrój, i rósł stopniowo, przeradzając się w zakamie-
niałą, śmiertelną obrazę. Padałyśmy teraz, można powiedzieć, ofiarą minionego
113
ustroju.
 Zdjęć babcia nie ma, listów nie ma, dokumentów nie ma  wyliczyłam
z westchnieniem.  I do tego jeszcze nie chce babcia pogrzebać w pamięci. Mój
Boże! Czujemy się nieszczęśliwe.
 Nie bredz, Krysiu. Spadek po mojej matce dostałyście? Dostałyście. Ciesz-
cie się z tego i nie zawracajcie głowy. Nie czepiam się, ja też żyłam ze spadku po
mojej prababce.
 Ale my starannie ratujemy pamiątki przeszłości, a babcia co. . . ?
 Pamiątki po prababci Dominice uratował Florek, więc ja już nie musiałam
 odparła babcia z uporem.
Ledwo rzuciłyśmy okiem na siebie wzajemnie i już było wiadomo, że nie
ma siły, co najmniej jedna z nas powinna jechać do Perzanowa. Pomyślałam, że
padnie na mnie, bo Krystyna nie zdecydowała się jeszcze zrezygnować z pracy.
Ale może jakiś weekend, jakieś wolne sobie wyrwie, Andrzeja zapchała ziołami,
już zaczął badać staroświeckie przepisy i trochę czasu mogła sobie wydłubać.
Niby mogłam sama, ale wolałam z nią, uzupełniałyśmy się jakoś wzajemnie. . .
 Słuchaj, jak myślisz?  spytała niespokojnie, kiedy już wychodziłyśmy
od babci.  Dopadniemy tego diamentu czy nie? Moje życie od tego zależy.
 Moje też. Diabli wiedzą, czy on jeszcze w ogóle istnieje. Zastanawiam się,
dlaczego tak strasznie milczymy na jego temat, nikomu nie mówimy o nim ani
słowa. Co nami kieruje?
 Rozum, ty idiotko. Powiesz słowo jednej osobie i zanim się obejrzysz, ro-
zejdzie się po społeczeństwie. Wszyscy zaczną szukać. . .
 I trafi na niego pierwszy lepszy kretyn przez czysty przypadek? Może masz
rację. To co? Jedziemy?
 No pewnie. Z babci się niczego nie wydoi. Proponuję piątek, spędzimy
pracowity weekend.
Zamierzałam spędzić ten weekend z Pawłem, ale pomyślałam, że to może na-
wet lepiej, że mnie nie będzie. Powitałam go trochę zbyt spontanicznie i teraz
powinnam się cofnąć na z góry upatrzone pozycje, konsekwentnie stosując do-
tychczasową politykę. Nie lecę na niego razem z jego forsą, nie robię za bluszcz, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •