[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie tak.
Usłyszałam szczekanie Moego.
Wtedy przypomniałam sobie, że przecież byłyśmy w tym domu, i dokładnie w tym samym
momencie znowu się w nim znalazłam, otoczona tym...
Bóg jeden wie, co to takiego.
Ale Zoe i Malory nigdzie nie ma.
Próbowała odzyskać równowagę.
- Klucz.
Malory powiedziała, że klucz jest tutaj.
Myślę, że miała rację.
- Idz.
Wyjdz na dwór.
Zaczekaj na mnie w samochodzie.
Dana odetchnęła głęboko i zadrżała znowu.
- Boję się, ale nie zostawię ich tutaj, Ciebie także nie.
483
Jezu, Flynn, wargi ci krwawią.
Przejechał dłonią po ustach.
- Nic takiego.
Chodz, trzymajmy się razem.
Ujęli się za ręce, splatając palce.
Jednocześnie usłyszeli walenie w drewno.
Wyprzedzani przez Moego pobiegli w stronę, skąd dochodził odgłos.
Pod drzwiami stała Zoe, okładając je pięściami.
- Tam, tam - wołała - ona tam jest.
Wiem, że ona tam jest, ale nie potrafię się do niej dostać.
- Odsuń się - zakomenderował Flynn.
- Wszystko z tobą w porządku?
- Dana chwyciła przyjaciółkę za ramię.
- Nic ci się nie stało?
- Nie.
Dana, ja byłam w domu.
Kręciłam się po kuchni, radio grało, zastanawiałam się, co zrobić na obiad.
Mój Boże, jak długo to trwało?
Jak długo byłyśmy rozdzielone?
Jak długo Malory jest tam sama?
484
ROZDZIAA DWUDZIESTY
Bała się.
Ale przyznanie do strachu, uświadomienie sobie, że choć boi się bardziej niż
kiedykolwiek w życiu, jednocześnie zaś jest tak zdeterminowana, że nie ulegnie, w jakiś
sposób pomagało.
Zimne niebieskie światło pochłonęło całe ciepło, palce mgły skradały się wzdłuż
odsłoniętej więzby dachowej, pełzały po niewykończonych ścianach i zakurzonej
podłodze.
Poprzez mgłę dostrzegła własny oddech, wydobywający się w postaci białych obłoczków
pary.
To rzeczywistość, powiedziała do siebie.
To jest rzeczywistość, znak życia, dowód jej własnego człowieczeństwa.
Pomieszczenie było długie i obszerne, z dwoma wąskimi okienkami w ścianach
szczytowych i ukośnymi połaciami dachu, opadającymi ostro z obu stron.
Mimo to rozpoznała je.
W jej śnie w dachu znajdował się rząd świetlików, szczytowe okna były ogromne, o
ściany w lekko kremowym odcieniu stały oparte jej obrazy, a odkurzoną podłogę zdobiły
wesołe rozbryzgi farby we wszystkich kolorach tęczy.
W powietrzu unosiło się ciepło letniego poranka i zapach terpentyny.
Teraz było tu wilgotno i zimno.
Pod ścianami zamiast obrazów piętrzyły się kartonowe pudła, stare krzesła, kanapy i
rozmaite rupiecie, pozostałości po poprzednich lokatorach.
Mimo to widziała - och, i jeszcze jak wyraznie - jak by tu mogło być.
Stopniowo wizja stawała się coraz bardziej wyrazista.
Ciepłe pomieszczenie, rozjaśnione światłem, ożywione kolorem.
Na roboczym stole pędzle, nożyki malarskie i niewielki biały wazonik, pełen różowych
lwich paszczy, które zerwała w ogrodzie dziś rano.
Pamiętała ten moment.
485
Flynn udał się już do redakcji, a ona wyszła jeszcze do ogrodu nazbierać tych słodkich,
delikatnych kwiatków, żeby dotrzymały jej towarzystwa podczas pracy.
Pomyślała w rozmarzeniu, że miała swoją pracownię, gdzie czekało na nią białe płótno.
Wiedziała, czym je zapełnić.
Zbliżyła się do sztalug, ujęła paletę i zaczęła mieszać farby.
Słońce wlewało się przez okna.
Część z nich była pootwierana, z powodów czysto praktycznych - dla lepszej wentylacji -
i dla przyjemności rozkoszowania się lekkim wietrzykiem.
Z głośników stereo płynęła głośna muzyka.
Obraz, który miała namalować dzisiaj, wymagał pasji i oddania.
W wyobrazni widziała go już wykończony; siła bijąca z tej wizji wzbierała w niej niczym
nawałnica.
Podniosła pędzel i zanurzyła w farbie, czyniąc pierwsze pociągnięcie.
Jej serce uderzało mocno, przepełnione radością niemal nie do zniesienia, uczuciem tak
silnym, że gdyby nie przeniosła go na płótno, eksplodowałoby w niej.
Całą kompozycję miała wypaloną w mózgu, na podobieństwo scen wytrawianych na
szkle.
Z każdym ruchem pędzla, z każdą kładzioną plamą koloru, przenosiła ją do życia.
- Wiesz, to zawsze było moim największym pragnieniem - zaczęła tonem konwersacji,
nie przerywając pracy.
- Odkąd sięgam pamięcią, zawsze chciałam malować.
Pożądałam talentu, wizji, umiejętności, pragnęłam stać się uznaną artystką.
- Teraz posiadasz to wszystko.
Zmieniła pędzel, spoglądając z ukosa na Kanea, po czym z powrotem przeniosła wzrok
na płótno.
- Tak, posiadam.
- Wreszcie okazałaś się mądra i na koniec dokonałaś właściwego wyboru.
486
Sprzedawczyni w sklepie - roześmiał się, zbywając tę wizję lekceważącym machnięciem
ręki.
- Czy w tym jest jakaś potęga?
Co to za zaszczyt sprzedawać to, co stworzyli inni, skoro samemu można tworzyć.
Jeśli teraz wybierzesz, kim chcesz być i co chcesz posiadać, otrzymasz to.
- Tak, rozumiem.
To ty mi pokazałeś drogę.
- Rzuciła mu krzywe spojrzenie.
- Co jeszcze mogę mieć?
- Chcesz mężczyzny?
- Kane nonszalancko wzruszył ramionami.
- Jest z tobą związany, prawdziwy niewolnik miłości.
- A gdybym wybrała inaczej?
- Mężczyzni to kapryśne stworzenia.
Jak mogłabyś być pewna jego uczuć? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •