[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strachu, póki odgłosy nie ucichły, a wówczas odbierał inne, nieco słabsze odgłosy, które, jak podejrzewał,
czaiły się pod nimi.
Znajdował się w niezmiennym, nawiedzonym, pełnym legend Arkham, z tulącymi się do siebie
dwuspadowymi dachami, zwieszającymi się i zaciemniającymi poddasza, gdzie pośród mroku, w dawnych
czasach, przed ludzmi króla chroniły się czarownice. W mieście tym nie było bardziej mrocznego i
owianego złą sławą miejsca niż szczytowy pokój, w którym znalazł swą przystań, w tym bowiem domu i w
tym pokoju schroniła się ongiś stara Keziah Mason, która w niewiadomy po dziś dzień sposób umknęła z
Salem, unikając stryczka.
Było to w 1692 roku - kat popadł w obłęd, bełkocząc o niewielkim, futrzastym stworzeniu z białymi
kłami, które wybiegło z celi Keziah i nawet sam Cotton Mather nie był w stanie wyjaśnić znaczenia kątów
oraz łuków nakreślonych na szarym, kamiennym murze jakimś lepkim czerwonym płynem.
Może Gilman nie powinien był tak zawzięcie studiować. Geometria nieeuklidesowa i fizyka
kwantowa mogą nadszarpnąć każdy umysł, kiedy zaś na dodatek ktoś interesuje się folklorem i usiłuje
wyśledzić dziwne zródła wielowymiarowej rzeczywistości na podstawie pewnych upiornych wzmianek z
opowieści gotyckich i bluznierczych plotek przekazywanych wieczorami przy kominku, trudno spodziewać
się choćby częściowego wyzwolenia od silnego napięcia psychicznego. Gilman pochodził z Haverhill, lecz
dopiero kiedy poszedł do college u w Arkham, zaczął wiązać wyższą matematykę z fantastycznymi
legendami o pradawnej magii. Jakaś aura tego mrocznego miasta mocno musiała wpłynąć na jego
wyobraznię. Profesorowie z Uniwersytetu Miskatonic nalegali, by choć trochę przystopował i z własnej woli
zrezygnował z uczestnictwa w niektórych wykładach. Co więcej, odwiedli go od czerpania wiedzy z
wątpliwej wartości ksiąg, zawierających sekrety, które przechowywano pod kluczem w skarbcu uczelnianej
biblioteki. Stało się to jednak poniewczasie, Gilman zdążył już zajrzeć do zakazanego, przerażającego
Necronomiconu Abdula Alhazreda, niepełnej Księgi Eibonu i wyklętego Unaussprechlichen Kulten von
Junzta, by porównać swą abstrakcyjną formułę dotyczącą właściwości przestrzeni i wymiarów - to, co
znane, z nieznanym.
Wiedział, że jego pokój znajdował się w starym Domu Wiedzmy i właśnie dlatego go wynajął. W
kronikach hrabstwa Essex sporo było wzmianek o procesie Keziah Mason, a to, co wyznała na torturach
sądowi Oyer i katu, bez reszty zafascynowało Gil-mana. Opowiedziała sędziemu Hathorne owi o liniach i
krzywych, które można nakreślić, wyznaczając kierunki wiodące poprzez ściany przestrzeni do zupełnie
innych miejsc, poza nimi. Sugerowała przy tym, że wzmiankowane linie i krzywe były często używane
podczas pewnych spotkań o północy w ciemnej dolinie białych kamieni za Meadow Hill i na bezludnej
wysepce na rzece. Wspomniała także o Czarnym Człowieku, o swej przysiędze i o nowym, sekretnym
nahabejskim imieniu. A potem nakreśliła te linie na ścianie swojej celi i zniknęła.
Gilman uwierzył w dziwne rzeczy dotyczące Keziah i przeszył go dziwny dreszcz, gdy dowiedział
się, iż jej dom stał jeszcze, od ponad dwustu trzydziestu pięciu lat. Kiedy doszły go słuchy, jakoby Keziah po
dziś dzień pojawiała się w starym domu i wąskich uliczkach opodal, gdy dowiedział się o nieregularnych
śladach ludzkich zębów pozostawianych na ciałach niektórych śpiących, zarówno w tym, jak i w sąsiednich
domach, o dziecięcych krzykach rozlegających się podczas Wiosennego Przesilenia i wigilii Wszystkich
Zwiętych, o fetorze wyczuwalnym często na poddaszu starego domu po tych dwóch przerażających okresach
w roku, a także o małym kudłatym stworzeniu o ostrych zębach nawiedzającym obracającą się w ruinę
budowlę i z zawziętością nękającym ludzi w najciemniejszą noc, tuż przed świtem, postanowił, że za
wszelką cenę musi tam zamieszkać. Wynajęcie pokoju nie było trudne. Dom był wszak mało popularny,
ludzie niechętnie w nim mieszkali i dawno już obniżono tu ceny czynszu do minimum. Gilman nie mógł
powiedzieć, co spodziewał się tam odnalezć, wiedział jednak, że chciał znalezć się w budynku, gdzie
wskutek jakichś okoliczności, bardziej lub mniej gwałtownie, pewna stara kobieta z siedemnastego wieku
posiadła wiedzę matematyczną wykraczającą być może poza największe współczesne osiągnięcia Plancka,
Heisenberga, Einsteina i de Sittera. Badał belki i gipsowe ściany w poszukiwaniu tajemniczych znaków we
wszystkich dostępnych miejscach, gdzie tapeta złuszczyła się i odwinęła, a w ciągu tygodnia udało mu się
wynająć pokój na poddaszu, od wschodu, gdzie Keziah uprawiała swoje czary. Pokój stał pusty niemal od
początku, nikt bowiem nie chciał zabawić w nim dłużej, niemniej właściciel domu, z pochodzenia Polak, w
sprawie wynajmu tego pomieszczenia okazał się wyjątkowo nieufny. Gilmanowi wszelako nic się nie stało,
aż do dnia, kiedy dostał tej gorączki. Nie ujrzał widmowej postaci Keziah, przepływającej przez posępne
korytarze i pokoje, ani małej, pokrytej sierścią istoty wślizgującej się co noc na poddasze, by go dręczyć. W
swych poszukiwaniach nie natknął się nawet na zapisy inkantacji. Bywało, że spacerował zaciemnionymi,
niebrukowanymi alejkami, cuchnącymi wilgocią i grzybem, przy których czaiły się przycupnięte blisko
siebie przerazliwe, brązowe domy, liczące sobie Bóg wie ile lat, nachylone, rozchwierutane i łypiące
[ Pobierz całość w formacie PDF ]