[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ma się rozumieć, że nie. Jaki miałabym w tym interes? -zdziwiła się pani
Kowalska, która nie wydawała się osobą zbyt lotną.
90
- To dlaczego ja mam zamiatać, przecierać okna i jeszcze za to płacić?
- A bo z tego mam interes - odpowiedziała pani Kowalska, dowodząc tym samym, że
nie była osobą aż tak bardzo nielotną, jak się mogło wydawać na pierwszy rzut
oka.
Krawcową była może i dobrą, klientek miała sporo, ale z całą pewnością nie
nadawała się na nauczycielkę. Zazdrośnie strzegła zawodowych tajemnic, wiedzę
sączyła oszczędnie i ledwie połowicznie.
- Jak pani wszywa rękaw, to on się nie marszczy. Mój się marszczy. Czego tak
jest? - pytała Ela.
- Pomyślisz, to sama dojdziesz, jak i ja doszłam. Uważasz, że ktoś mi to
wcześniej powiedział?
Tak było prawie ze wszystkim. Czego Ela nie podpatrzyła swoim bystrym okiem,
tego na pewno nie dowiedziała się od Kowalskiej. Jedna zazdrośnie strzegła
zawodowych tajemnic, druga je wykradała - i tak przetrwały razem niecały rok.
Eli nie było stać na dalsze wyrzucanie pieniędzy w błoto. Jedno, czego się
nauczyła, to czytania i kalkowania wykrojów, tak żeby wszystkie części do siebie
pasowały.
W pamiętnym 1939 roku ludzie wokół dużo rozprawiali o polityce. Ela nigdy
wcześniej nie interesowała się polityką, wiedziała tyle, co wpadło jej w ucho.
Teraz, kiedy coraz częściej powtarzało się złowrogie słowo wojna", zaczęła
uważniej nasłuchiwać. Jedni mówili, że będzie, inni że nie, i tym właśnie wolała
wierzyć. Czy pani Polacka malowałaby mieszkanie, gdyby szykowała się wojna? W
listach Jaśka też nie wyczuwała żadnego niepokoju. Pisywał krótko, rzeczowo: U
mnie wszystko dobrze, czego i tobie życzę". Była zadowolona, nie oczekiwała
przecież, że będzie pisał wierszem. Był zdrowy, myślał o niej i wciąż
przypominał, że są po słowie. Prawdę mówiąc, żadnego wiążącego słowa jeszcze mu
nie dała. Pytał, czy go kocha, odpowiadała, że tak, i to była prawda. Ale prawdą
było i to, że na wieś nie chciała wracać, w mieście zaś nie bar-
91
dzo jej się wiodło. Skończyła dwadzieścia lat, nie zdobyła żadnego fachu,
oszczędności miała skromne, bo większość pieniędzy wysyłała matusi. Tyle było
jej, że pracowała u kulturalnych ludzi, którzy ją szanowali.
W lipcu pani Polacka wyjechała z córkami do Krynicy i dom opustoszał. Nawet
Józefowa wzięła sobie wolne, a gotowanie dla pana spadło na Elę. Mimo
dodatkowych obowiązków miała więcej czasu dla siebie, bo usługiwała jednej
osobie, nie czterem. Mogła posłuchać radia i przejrzeć Ziemię Tomaszowską",
którą pan codziennie kupował. Na początku miesiąca zajrzała też z ciekawości do
krawcowej Kowalskiej. Zwykła, kurtuazyjna wizyta zaowocowała nieoczekiwaną
propozycją. Kowalska uczyć nie umiała, ale potrafiła docenić zręczną pomocnicę.
Kobiety tego lata podobno stroiły się na potęgę i krawcowa nie nadążała z
zamówieniami. Prosto od Polackich Ela biegła więc do zakładu i miała pełne ręce
roboty. Obrzucała szwy, podkładała listwy, dziergała dziurki, a nawet parę razy
usiadła do maszyny.
- Mogłabyś przyjść do mnie - zachęcała Kowalska. - Roboty wystarczyłoby dla nas
obu.
Ela bardzo poważnie rozważała taką możliwość, ale bała się zbyt pochopnych
decyzji. Chciała najpierw porozmawiać z panią Polacką, poradzić się i dobrze
przemyśleć swój następny krok. W każdym razie w lipcu bardzo dużo pomagała
krawcowej i zarobiła całkiem niezłą sumkę, którą w całości odłożyła.
Któregoś słonecznego dnia, za sprawą listu Jaśka, także w jej życiu zaszła
wyrazna zmiana. Jasiek napisał: Gadam tu sporo z takim jednym i wywiedziałem
się, że w okolicach Biłgoraja jest dużo sadów pod dzierżawę. Mnie by się praca w
sadzie bardzo widziała. Moglibyśmy od razu stanąć na nogi, z czasem wykupić sad
i pracować na swoim. Powiedz tylko, że się zgadzasz. I przyślij mi swoje
zdjęcie. Jak czasem tęsknota mnie najdzie, to sobie chociaż popatrzę".
92
Słowa Jaśka były czymś więcej niż tylko obietnicą wspólnego życia. Odczytała je
jako znak dany przez tatkę. Jasiek nie jnogł przypadkowo wspomnieć o Biłgoraju.
Przecież było tyle innych miast w Polsce, więc dlaczego akurat Biłgoraj? Ano
dlatego, że właśnie z tamtych stron wywodził się tatko. Nie namyślała się
dłużej. Włożyła sukienkę, którą bardzo lubiła pani polacka: z ciemnej, ale nie
czarnej wełenki, z malutkim kołnierzykiem i drobnymi guziczkami na przodzie.
Pani mówiła, że w tej sukni, z włosami upiętymi w koronę, Ela wygląda nobliwie.
Fotografowi chyba też się podobała, bo namawiał ją na zdjęcie portretowe.
Odmówiła grzecznie, kazała zrobić trzy takie jak do dokumentów. Na jednym
napisała: Na zawsze Twoja - Eleonora Mojta. Tomaszów, 20 lipca 1939 roku".
Jeszcze tego samego dnia wysłała Jaśkowi zdjęcie wraz z krótkim listem. Zgadzam
się, niech będzie, jak zdecydowałeś", napisała.
Wiadomości w radiu i gazetach wciąż nie były złe. W sierpniu u Polackich
szykowały się zaręczyny starszej córki i do po-litykowania nikt nie miał głowy,
a już zwłaszcza Ela. Firanki poprała wcześniej, srebra poczyściła, ale i tak
musiała niezle się uwijać, żeby zdążyć z porządkami do dwunastego sierpnia. W
piątek, dzień przed uroczystością, siostry wyjechały do Lublina na ostatnie
zakupy i miały wrócić nazajutrz wczesnym popołudniem z narzeczonym Ewy. Nikt w
domu nie miał wątpliwości, że nie tyle chodziło o zakupy, ile o powrót
automobilem. Obie aż się paliły do tej przejażdżki, zwłaszcza młodsza.
- Już to widzę Elu - gorączkowała się Mira tuż przed wyjazdem. - Na przednim
siedzeniu Ewa z Waldkiem, ja z tyłu, wiatr rozwiewa nam włosy, a my pędzimy tu
do was.
Pędzili na pewno, ale musieli wyjechać sporo po czasie, bo przyjęcie nie mogło
się zacząć punktualnie z powodu braku głównych bohaterów. Państwo Polaccy
zabawiali gości, Ela roznosiła lemoniadę, atmosfera była lekko podminowana.
Rozmowy w salonie zeszły na politykę.
93
- Jesteśmy silni, mamy sojuszników, a Niemcy to rozsądny naród, nie będą się
pchać do nierównej walki - dowodził któryś z panów.
Ela podeszła z tacą do trzech młodych mężczyzn. Gdyby wcześniej zauważyła, że
jednym z młodzieńców jest Paweł Za-kwasiewicz, prędzej pozwoliłaby im uschnąć z
pragnienia.
Skoro jednak podeszła, musiała wytrzymać taksujące spojrzenie, które teraz już
umiała nazwać. To spojrzenie było obleśne.
- A co o wojnie mówią prostaczkowie u rzeznika i na rynku? - spytał. - Niech
panna powie, będzie wojna czy nie?
Ela rozejrzała się po salonie. Byłaby o wiele spokojniejsza, gdyby gdzieś obok
stała pani Polacka. Ale ona, jak na złość, biegła właśnie do drzwi na powitanie
córek i przyszłego zięcia. Pierwsza pojawiła się w salonie roześmiana Mira, za
nią weszła Ewa. Ewa miała na sobie długie, rozszerzające się ku dołowi spodnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]