[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zachowaniu, szydziła, gdy szamotałem się i jęczałem, ale czerpała z tego przyjemność. A ci
nieokrzesani kucharze i ich pomocnicy ciągnęli mnie za włosy, bili po pośladkach i chłostali
mnie tak, jakby mieli do czynienia z lalką pozbawioną w ogóle czucia.
Mówili: Jakie pulchne pośladki" albo: Spójrz na te krzepkie nogi" i różne inne określenia,
jakbym nie był żywym człowiekiem. Podszczypywali mnie, szturchali i dzgali do woli, a
potem brali się do gwałcenia. Brudzili mnie przy tym swoimi łapskami, a kiedy już mieli
dosyć, polewali mnie z jakiejś rurki przytwierdzonej do bukłaka z wodą. Nawet nie wiesz, jak
bardzo się czułem upokorzony takim myciem. Królowa szanowała moją prywatność
przynajmniej w tych sprawach; nie interesują jej nasze potrzeby fizjologiczne. A takie
polewanie strumieniem zimnej wody, na domiar złego w obecności gromady
zezwierzęconych typów, wytrącało mnie zupełnie z równowagi.
Kiedy umieścili mnie znowu na stosie śmieci, byłem jak odrętwiały. O świcie zaczął mi
dokuczać ból w rękach, fetor piętrzących się wokół mnie odpadków przyprawiał o mdłości.
Potem wyciągnęli mnie z beczki, znowu spętali w pozycji klęczącej i rzucili coś do jedzenia
na talerzu. Ostatni raz jadłem poprzedniego dnia rano, postanowiłem jednak nie sprawiać im
przyjemności i nie posilać się w sposób dyktowany przez nich; nie
180
pozwolili mi bowiem posługiwać się przy jedzeniu rękami. Niestety, moja odmowa nie zrobiła
na nich żadnego wrażenia. Odmawiałem tak przez dwa dni, ale trzeciego głód zwyciężył:
150
rzuciłem się łapczywie na podaną mi papkę niczym zamorzony szczeniak. Nadal nie
zwracali na mnie uwagi. Po posiłku musiałem wrócić do beczki z odpadkami i wisiałem nad
nią, dopóki tamci znowu nie nabrali ochoty na zabawę ze mną.
Właściwie cały czas nie dawali mi spokoju. Ktokolwiek przechodził obok mnie, raczył mnie
siarczystym klapsem, przyszczy-pywał mi sutki albo trzepaczką rozsuwał szeroko nogi.
Zaznałem tam udręki ponad wszelką miarę, możesz mi wierzyć. A niebawem, wieczorem,
stajenni dostali wiadomość, że mogą przyjść i uczynić ze mną, co tylko im przyjdzie do
głowy. Okazało się więc, że muszę zadowolić również ich.
Byli lepiej ubrani od służby kuchennej, ale cuchnęli końmi. Kiedy się zjawili, od razu
wyciągnęli mnie z beczki, a jeden z nich wepchnął mi w tyłek długą zaokrągloną skórzaną
rękojeść pejcza. W ten sposób poderwał mnie do góry i zaprowadził do stajni. Tam położono
mnie znowu na beczce i gwałcono po kolei.
Wydawało się, że normalny człowiek nie zniesie takiego upokorzenia, ja jednak zniosłem i
to. I tak jak poprzednio w sypialni królowej mogłem cały dzień sycić wzrok widokiem moich
dręczycieli, bo przecież w przerwach między erupcjami swoich potrzeb nie poświęcali mi
zbytniej uwagi.
Pewnego wieczoru, po dobrej kolacji suto zakrapianej alkoholem, postanowili urozmaicić
igraszki ze mną. Byłem przerażony. Zdążyłem już zapomnieć o poczuciu godności i kiedy
ujrzałem, jak się do mnie zbliżają, zacząłem jęczeć zza knebla. Miotałem się gorączkowo,
unikając ich rąk.
Zabawa, którą obmyślili, okazała się w takim samym stopniu poniżająca, w jakim oni byli
odrażający. Powiedzieli, że muszą mnie jakoś ozdobić, zmienić mój wygląd, że jestem w
ogóle zbyt czysty i wytworny, jak na zwierzę przebywające w takiej norze. W kuchni
unieruchomili mnie, rozsuwając szeroko ręce i nogi, a potem dali upust własnej swawoli:
zaczęli oblewać mnie jakimiś miksturami sporządzonymi z miodu, jaj i rozmaitych syro-
ion
pów. Wkrótce byłem cały pokryty tymi ohydnymi maziami. Potem pomazali mi pośladki, a
mój opór tylko ich rozśmieszył. Pomazali mi też penis i jądra, następnie twarz i włosy. A gdy
skończyli, przynieśli kurze pióra i obsypali mnie nimi.
Byłem śmiertelnie przestraszony, ale nie z powodu bólu, który nie był wcale tak duży;
przerażała mnie ich wulgarność i nikczem-ność. Nie mogłem znieść tak poniżającego
oszpecania.
Nagle zjawił się w kuchni któryś z paziów, przywołany hałasem. Zlitował się nade mną, kazał
mnie rozwiązać i umyć. Oczywiście zrobili to bardzo brutalnie, szorując mnie mocno, a
potem przystąpili znowu do chłosty. Właśnie wtedy uprzytomniłem sobie, że tracę zmysły.
Nie byłem spętany, a jednak padłem na kolana i na czworakach zacząłem się miotać
151
gorączkowo po całym pomieszczeniu, aby umknąć przed razami. Chciałem ukryć się pod
stołem, ale zawsze, gdy udawało mi się wywalczyć chwilę wytchnienia, oni natychmiast
dobierali się do mnie: odsuwali na bok stoły lub krzesła i znowu bili mnie po pośladkach.
Gdy próbowałem wstać, popychali mnie z powrotem na podłogę. Ogarniała mnie rozpacz.
Pod wpływem nieoczekiwanego impulsu podczołgałem się do owego pazia i przywarłem
ustami do jego stóp, tak jak robił to zawsze książę Gerald z królową.
Nawet jeśli powiedział o tym królowej, mój los nie uległ poprawie. Następnego dnia spętano
mnie jak zwykle. I znowu czekały mnie nuda na przemian z maltretowaniem przez mężczyzn
i kobiety, do których należałem w tym momencie. Przechodząc obok mnie, wpychali mi
między pośladki jakieś resztki jedzenia, zamiast wyrzucić je na śmietnik; zwłaszcza te przy-
pominające penis, na przykład marchewkę. Takimi warzywami gwałcili mnie raz po raz, a ja
musiałem je potem wyciągać. Nie było to łatwe. Myślę, że nie oszczędziliby nawet moich
ust, gdyby nie polecenie, abym jak wszyscy niewolnicy był cały czas zakneblowany.
Gdy tylko w polu widzenia pojawiał się paz, gestami i jękami próbowałem wzbudzić jego
litość. Nie potrafiłem zebrać w tym czasie myśli. Może nawet zacząłem wierzyć, że jestem
istotą
191
ludzką tylko w połowie. Sam już nie wiem. Dla nich byłem nieposłusznym, krnąbrnym
księciem, przysłanym do nich, bo na to zasłużył. Dlatego mieli mnie maltretować.
Z jednej strony te skórzane rączki pejczy, które stajenni wpychali mi w tyłek, przerażały
mnie, z drugiej jednak zdałem sobie szybko sprawę, że wolę już mimo wszystko czystą
stajnię niż przebywanie w beczce z odpadkami. Stajenni przynajmniej cieszyli się, że wpadł
im w ręce prawdziwy książę. Zajmowali się mną dość długo i brutalnie, ale mogłem
odetchnąć z ulgą, że nie jestem w kuchni.
Nie umiałem ocenić, jak długo to trwało. Każdorazowo, gdy mnie wiązano, ogarniał mnie
strach. Niebawem weszło im w zwyczaj rzucanie odpadków na podłogę; musiałem je potem
zbierać, podczas gdy oni poganiali mnie klapsami. Utraciłem już wszelki rozsądek, który
jeszcze niedawno doradzał mi zachować spokój: w panice biegałem wokół, starając się
wykonać swoje zadanie jak najszybciej, a oni kontynuowali chłostę. Kiedyś uważałem, że
książę Gerald jest zbyt gorliwy. Teraz przewyższyłem go pod tym względem.
Myślałem o nim, wykonując ich polecenia. Byłem rozgoryczony, gdy uświadamiałem sobie,
że on zabawia się z królową w jej komnatach, a ja tymczasem tkwię tu, w tym okropnym,
strasznym miejscu.
Można powiedzieć, że stajenni okazali się dla mnie prawdziwym uśmiechem losu.
Zwłaszcza jeden z nich wydawał się mną wręcz zafascynowany. Był wysoki i bardzo silny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]