[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lakie plugastwo i obfitoS� z�oSci, przyjmijcie w cichoSci s�owo wszczepione, które mo�e zba-
wi� dusze wasze. A b�dxcie czynicielami s�owa, a nie s�uchaczami tylko, oszukiwaj�cymi
samych siebie. Bo jeSli kto jest s�uchaczem S�owa, a nie czynicielem, ten podobny b�dzie
m�owi, przypatruj�cemu si� obliczu narodzenia swego we zwierciadle; bo si� obejrza� i od-
szed� i wnet zapomnia�, jakowy by�. Lecz ktoby pilniej wejrza� w zakon doskona�ej wolnoSci
i wytrwa� w nim, nie stawszy si� s�uchaczem, ale czynicielem uczynku, ten b�ogos�awiony
b�dzie w sprawie swojej 9.
Umilkn�� na chwil� i, �zy ocieraj�c, rzek� cicho:
Kara Bo�a dosi�g�a nas ci�ka, bracia i siostry, lecz b�ogos�awicie j�, bo oto staliSmy si�
czynicielami S�owa, a uczynki nasze sta�y si� S�owem wcielonem. Nic was zwalczy� nie
mo�e i pot�gi piekielne, nieprawoSci nie dosi�gn� bramy duszy naszej! PodnieScie serca wa-
sze ku Niebu, a oto zst�pi wSród nas nauczyciel i b�ogos�awi dziatki swoje...
W tej chwili szmer przeszed� po Swi�tyni i wszystkie spojrzenia pobieg�y ponad g�ow� sto-
j�cego przed rozwart� bram� kap�ana; oczy, rozpromienione b�yskiem zachwytu, patrzy�y
gdzieS wy�ej.
Obróci� si� zdumiony pop i z cichym okrzykiem pad� na kolana.
Na najwy�szym stopniu o�tarza, sta� cz�owiek wysoki, chudy i r�k� wznosi do b�ogos�awie�stwa.
Jasne, mi�kkie w�osy falami spada�y na ramiona, broda sp�ywa�a na wyszarza�� sutann�
z prostym �elaznym krzy�em na piersi; p�omiennne oczy ogarnia�y t�um; blada d�o� kreSli�a
w powietrzu znak ofiary i zwyci�stwa Chrystusowego.
Biskup Nekodyn, wi�ziony i m�czony przez bolszewików w lochach klasztoru So�owiec-
kiego... powróci�! bieg� szept radosny.
Od o�tarza pad�y ciche, przenikliwe s�owa, pe�ne wiary gor�cej i si�y niez�omnej:
Pokój wam!
8
Ewang. Rw. Jana, XX, 11 17.
9
List Sw. Jakóba, I, 19 25.
304
Z placu, gdzie sta� t�um pobo�nych, w chwili tej przedar� si� do Swi�tyni przeraxliwy g�os
kobiecy:
�o�nierze zbli�aj� si�! Ratunku!
Biskup Nekodym dxwi�cznym i silnym g�osem, brzmi�cym rozkazem nami�tnym, powtó-
rzy�:
Pokój wam!
Zeszed� ze stopni o�tarza, trzymaj�c krzy� �elazny w r�ku, i ruszy� przez t�um; za nim szed�
pop z diakonem i rzesze wiernych.
Mrowie ludzkie, Spiewaj�c hymn Zmartwychwstania, wyleg�o na kru�ganek i na plac.
T�um szed� zwart� ci�b�. Tu� obok biskupa kroczyli Piotr i Grzegorz Bo�dyrewy, skupie-
ni, przej�ci, na nic niepomni.
O niczem nie mySleli. KtoS inny, niezmiernie pot�niejszy, zgarn�� w jedn� d�o� ca�� wol�
ich, wszystkie odruchy uczu�. Rozs�dek przemawia� s�abym g�osem. Niebezpiecze�stwo...
Smier�! Jednak nie s�uchali napomnie�... Brzmia�y dla nich, jak odg�osy uliczne, zalatuj�ce
do Swi�tyni. S�abe, n�dzne, obce, natr�tne. Musieli iS� i szli. Musieli!... Stali si� w tej chwili
drobnemi atomami, wiruj�cemi pod tchnieniem orkanu, wyrywaj�cego si� z przepaScistej ot-
ch�ani wszechSwiata. Nie mogli, nie Smieli wyrwa� si� poza granice wiru, musieli wraz z nim
do ko�ca przeby� drog� nieznan�, wykona� tajemnicze dzie�o.
Wszystkie mySli i uczucia uton�y w SwiadomoSci niezb�dnego, wspólnego ruchu, bezi-
miennego bohaterstwa, nie ��daj�cej nagrody ofiary.
Od wylotu ulicy kroczy�y dwa oddzia�y wojska.
Rozwin�y si� szeregi i stan�y.
Rozleg�y si� s�owa komendy. Szcz�kn�y karabiny, przerzucane na r�k�.
Rozchodzi� si�, bo b�dziemy strzelali! sepleni�c, krzykn�� oficer �otysz, dowodz�cy
oddzia�em czerwonej gwardji.
Zbity w jedno cia�o t�um rozmodlony nie drgn��, nie zawaha� si�, nie zatrzyma� ani na
chwil�. Zwartym, niewzruszonym murem sun�� wprost na �otyszów.
Raz!... dwa!... krzykn�� oficer przeraxliwie.
Zgrzytn�y zamki karabinów. Ju� si� pochyli�y g�owy do kolb, ju� oficer podniós� szabl�
do sygna�u, gdy z szeregów drugiego oddzia�u wyrwa� si� krzyk rozpaczliwy:
Towarzysze, bro�my naszych braci przed �otyszami! My tu na swojej ziemi, nie te przy-
b��dy!
Znowu szcz�kn�y karabiny, zgrzytn�y zamki i b�ysn�y lufy, wymierzone w czerwonych
gwardzistów.
OpuS� strzelby! skomenderowa� oficer �otysz. Na lewo zwrot, marsz!
�otysze, ogl�daj�c si� nieufnie, szybko odeszli.
Rosyjscy �o�nierze zdj�li czapki i, zarzuciwszy karabiny na rami�, szli przed pochodem.
G�osy ich ��czy�y si� z chorem pobo�nych, Spiewaj�cych:
Chrystus powsta� z martwych,
Rmierci� swoj� zwyci�y� Smier�
I ludziom dobrej woli
�ywot wieczny w niebie da�...
Pochód p�yn�� ulicami um�czonej Moskwy, przecina� palce, wch�ania� nowe t�umy przej�-
tych uroczystoSci� chwili ludzi, ��czy� si� z innemi procesjami, wychodz�cemi z bliskich i da-
305
lekich cerkwi, i kroczy�, poprzedzany przez miarowo, twardo st�paj�cych �o�nierzy ku bra-
mie, z której, ton�c w g��bokiej framudze, spogl�da�o ciemne oblicze Matki Boskiej Iwer-
skiej. T�um w milczeniu pad� na kolana. Cisza zaleg�a doko�a.
Biskup Nekodym, wysoki, natchniony, podniós� si�, b�ogos�awi� zatopionych w modlitwie
i rzek�:
Pokój wam!
T�um zacz�� rozprasza� si�, znikaj�c w bocznych ulicach.
W kilka minut póxniej plac opustosza�.
Rozlega�y si� tylko kroki �o�nierzy, stoj�cych na warcie.
Dwuch szyldwachów zbli�y�o si� do siebie.
Rmia�y nasz lud, gdy o wiar� chodzi!... mrukn�� jeden. Przecie� kulomiotami mogli
go spotka� �otysze, Finnowie i Chi�czycy z rozkazu komisarzy...
Drugi uSmiechn�� si� tajemniczo i odpar�:
Nie mieli odwagi... stchórzyli...
Pierwszy �o�nierz zamySli� si�, patrz�c bacznie w oczy towarzysza.
Chrystus zmartwychwsta�, bracie... szepn�� po chwili, zdejmuj�c czapk�.
Zaiste zmartwychwsta�! odpowiedzia� drugi.
Podali sobie r�ce i potrzykro� na krzy� si� uca�owali tak, jak nauczy�a ich w dzieci�stwie
matka.
306
ROZDZIA� XXXV.
Lenin przed chwil� wys�ucha� raportu profesora instytutu weterynaryjnego.
MySla� o tem i szepta�:
To straszne! R�kawica rzucona ca�emu Swiatu cywilizowanemu! Natura wydaje na
Swiat przera�aj�ce potwory!
Zacz�� przypomina� sobie opowiadanie profesora:
Wynalaz� nowe bakterj�. Wyhodowa� je... Czeka da�a mu �ywy materja� , ...osiem-
dziesi�ciu aresztantów politycznych. Sprawdzi� na nich dzia�anie swoich bakteryj. Wywo�uj�
parali� i zabijaj� w ci�gu kilu minut. Ma zamiar umieszcza� je w pociskach, rzucanych
z samolotów. Niezawodna, skuteczna bron! Osiemdziesi�ciu ludzi ju� uSmierci�. Potwór na-
uki! Kat, jak Dzier�y�ski...
Jak ty sam... rozleg� si� nieuchwytny uchem szept.
Rzuci� si� na fotel.
Cierpienie wykrzywi�o mu twarz. SkoSne oczy mongolskie wysz�y z orbit.
Porwa� go doznawany coraz cz�Sciej dr�cz�cy ból g�owy. Zdawa�o mu si�, �e by�a wykuta
z kamienia ci�kiego i z jednego tylko miejsca p�on�cym potokiem wyrywa�y si� mySli bez-
�adne, pogmatwane, m�cz�ce.
Stalin, marz�cy o trwaniu Rosji e chaosie rewolucji, mimo ostatecznej zguby... Rykow,
zawsze pijany, krytykuj�cy dyktatur� proletarjatu... Ch�opi oporni, ��cz�cy si� coraz bardziej...
Profesor z bakterjami, z�bami wyrywaj�cy serca osiemdziesi�ciu politycznych aresztantów...
Bunt w wi�zieniu So�owieckiemu klasztoru i wymordowanie zamkni�tych w niem ludzi...
Nieruchome fabryki... G�ód... Socjalizm po dwuch miesi�cach!...
Krzykn�� i run�� na pod�og�.
Znaleziono go le��cego bez ruchu...
Przeniesiono na �ó�ko.
Lekarze ogl�dali go, badali d�ugo.
Parali� prawej strony cia�a...
D�ugie miesi�ce choroby, beznadziejnie jednostajnie, nudne. Rmiertelne znu�enie i oboj�t-
noS�, przerywane atakami bólu g�owy, nie opuszcza�y go i obezw�adnia�y dusz�.
Jednak zacz�� powoli chodzi�, wo�a� do siebie komisarzy, rozmawia� z nimi, radzi�, dykto-
wa� dekrety, artyku�y, przegl�da� korespondencj� zagraniczn�, czyta� dzienniki.
S�abe cia�o nie mog�o zwalczy� ducha.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]