[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się przed tym bronił, wiedział, co Morelandowie, Steve, a
nawet Careyowie gotowi pomyśleć, z chwilą gdy znajdą wy-
starczające podstawy.
Nie, teraz nie chodzi już o Lindę. Teraz idzie o sieć, którą
Linda na niego zastawiła.
Gdy dojechali do domu i zatrzymali się przy drzwiach
kuchennych, Steve nie wysiadł z samochodu i wcale się nie
82
kwapił z jakimkolwiek wyjaśnieniem. Było ono jednak dla
Johna zbyteczne. Nikt go nie oskarżał, nikt nic nie powie-
dział. Ale też nikt nie śmiał wejść do domu, póki kapitan
Green, oficjalnie uznany przedstawiciel prawa, nie zobaczy
pierwszy tego, co było do zobaczenia.
Steve zapalił papierosa i gdy rozbłysła zapałka oświetla-
jąc pełne, zmysłowe usta, poczęstował Johna. W tej samej
chwili zajechał samochód policyjny i stanął koło nich.
Steve?
Z samochodu wysiadło trzech umundurowanych poli-
cjantów i jeden z nich podszedł do Steve'a z wyciągniętą
dłonią.
Jak się masz, Steve. Jak ci się wiedzie? Nie bywasz
ostatnio w kręgielni. Starzejesz się czy co? zabrzmiał przy-
jazny, głęboki śmiech, a potem całkiem innym już tonem:
No, dobrze. Gdzie ten facet? Jest tam?
Tak rzekł Steve. Jest. Pan Hamilton, kapitan
Green.
W domu było ciemno. John widział niewyraznie zarys
wielkiej postaci kapitana Greena, który nie wyciągnął do
niego ręki
W porządku, idziemy.
Podeszli do kuchennych drzwi. John szedł pierwszy i za-
palił światło. Policjanci weszli za nim do środka, wielcy,
spokojni, odczłowieczeni przez swe mundury. Kapitan
Green, dość młody człowiek o czerstwej twarzy i bardzo
jasnych niebieskich oczach, odwrócił się, żeby popatrzeć na
Johna.
%7łona zginęła, co? Steve mówił, że zostawiła list. Zo-
baczmy no go.
John zaprowadził go do saloniku i zapalił światło. Chaos
zdemolowanych płócien i potrzaskanych płyt na podłodze na
nowo wzbudził wrażenie, że gdzieś, w jakimś kącie, czyha
szaleństwo, by rzucić się i chwycić go za gardło. Trzej poli-
cjanci stali i patrzyli w milczeniu. Steve Ritter gwizdnął.
83
No, no!
To ona? spytał kapitan Green.
Tak rzekł John.
Gdzie list?
John przeszedł przez cały ten bałagan do stolika, gdzie
obok maszyny do pisania zostawił list. Podał go kapitanowi.
Kapitan Green przeczytał list powoli i z zastanowieniem,
potem przyglądał mu się chwilą i wreszcie podał Steve'owi.
Steve czytał ze zmarszczonymi brwiami, po czym obrzucił
Johna szybkim spojrzeniem, co w jakiś sposób spotęgowało
w nim i tak już dręczące uczucie niebezpieczeństwa.
No dobrze rzekł kapitan bezbarwnym, urzędowym
tonem człowieka wykonującego swoje obowiązki. Wy,
chłopcy kiwnął głową w stronę dwóch policjantów
obejrzyjcie sobie dom. Tylko dokładnie. Potem zwrócił się
do Johna: Panie, gdzie tu jest coś, na czym można usiąść,
coś nie rozwalonego?
John zaprowadził Greena i Steve'a do stołowego. Usiedli
na drewnianych krzesłach przy stole. Kapitan Green wyjął z
kieszeni munduru notes i ogryzek ołówka.
Podaj nam pan rysopis: wzrost, wiek, budowa, co na
sobie miała.
Przez chwilę John nie był w ogóle w stanie uprzytomnić
sobie wyglądu Lindy. Potem umysł jego zaczął znowu funk-
cjonować. Kiedy podawał nic nie znaczące dane, Steve wstał
od stołu, poszukał popielniczki, znalazł i usiadł z powrotem,
kładąc na niej papierosa.
Kapitan Green skończył pisać. Następnie wziął do ręki
list. Niezdarnie, jakby nienawykły do podobnych rzeczy,
przeczytał głośno:
Poszukaj sobie innej, która będzie dla ciebie harowa-
ła jak niewolnik, pozwalała się zadręczać, torturować...
Wygląda na to, że między wami nie było całkiem dobrze?
Tyle w tym goryczy. Jakby ją pan niezbyt dobrze trakto-
wał?...
84
John słyszał ciężkie kroki policjantów na górze. Spojrzał
na własne dłonie oparte na stole. Skóra na kciukach była
ziemista.
To... to jest przesada rzekł. Wielka przesada. Pan
rozumie, moja żona jest nienormalna. Jest nerwowo chora.
To alkoholiczka, pije już od...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]