[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To będzie randka z historią...
- Nigdy nie lubiłam dat - skrzywiła się Małgosia. - Trudno! - zdecydowała. - Idę!
Przy śniadaniu wcią\ panowała atmosfera Wersalu i tylko ja robiłem sobie kanapki z
kopiastymi porcjami pomidorów i ogórków.
- Na którą przygotować panu obiad? - zagadnęła mnie Poetka.
- Wrócę na kolację - zapowiedziałem.
- Daleka wycieczka? - dopytywał się Robert.
- Tak, idę szukać skarbów w okolicach Dylewa.
Robert zamyślił się i mimowolnie zerknął za okno, za jezioro. Małgosia uzyskała
pozwolenie od rodziców na wycieczkę ze mną. Zrobiliśmy sobie kanapki na drogę,
zabraliśmy trochę wody i wyszliśmy na polną drogę do Dylewa.
- Czego szukasz w tych okolicach? - zapytała mnie Małgosia.
- Genius loci - uśmiechnąłem się.
- Czego? - zdziwiła się.
- Teraz nie uczą łaciny, tylko angielskiego i niemieckiego? Odwiedzając niemal ka\de
miejsce na Mazurach znajdziemy jego genius loci, ducha przeszłości, magię tego punktu.
Spotkamy tu znane osobistości z przeszłości, przejdziemy po ście\kach, którymi kroczyli
ludzie o naturach wojowniczych, mę\owie stanu i znakomici ludzie nauki. W
poszukiwaniu tej ulotnej nici łączącej terazniejszość z historią idziemy na Górę
Dylewską, najwy\szy punkt naszego regionu, na wysokość 312,2 metra.
- Jesteś poetą? Chcesz znalezć ducha przeszłości?
- Trudno znalezć ducha dawnych czasów w okolicach Góry Dylewskiej. Więcej w tym
legend ni\ faktów. Lodowiec cofając się do swej skandynawskiej krainy nie raczył
zostawić za sobą rynnowych jezior, nad brzegami których ostoję znalezliby pierwsi
osadnicy tych ziem. Tu była granica wpływów ludów bałtyjskich w pierwszym
tysiącleciu przed naszą erą. Archeolodzy nie znalezli tu skarbów", bo jak pisze
Mirosław Hoffman w ksią\ce Kultura i osadnictwo południowo- wschodniej strefy
nadbałtyckiej w I tysiącleciu p.n.e.": Generalnie nale\y zwrócić uwagę na wyrazne
ubóstwo w skarby i znaleziska luzne terenów: Suwalszczyzny, Garbu Lubawskiego. Na
mapkach archeologicznych mo\na jedynie zauwa\yć jeden kurhan typu VI i dwa typu III
w okolicach Wzgórz Dylewskich. Zatrudniony w 1929 roku w Muzeum Prusii Carl Engl
przebadał taki kurhan w okolicach wsi Dziadyk i niemetodycznie w Pietrzwaldzie, przez
co ta ostatnia wieś le\ąca blisko Góry Dylewskiej nie znalazła godnego miejsca w
annałach archeologicznych".
29
- Jesteś archeologiem jak ci w Dylewie?
- Nie, podobnie jak mój szef dobrze przygotowuję się przed wyjazdem na wycieczkę w
jakąś okolicę. Przenieśmy się o tysiąc lat ku czasom nam bli\szym i spotkamy na tych
terenach pruskie plemię Sasinów. Jako \e zamieszkiwali oni tereny przyległe do państwa
polskiego, wzajemne kontakty były intensywne, co w owych czasach oznaczało
podjazdy i wyprawy łupieskie. Pierwszy polski kronikarz Gall Anonim zwrócił baczną
uwagę na to plemię, które wyodrębniło się z grupy Galindów około VIII wieku. Gall
Anonim określa pochodzenie Sasinów od Sasów, którzy nie chcieli przyjąć panowania
Karola Wielkiego, króla Franków, wsiedli na statki i emigrowali z Brytanii a\ tu.
Archeolodzy zwrócili uwagę na odmienność znalezisk kultury Sasinów od innych
pamiątek po Prusach. Ciekawa jest hipoteza, jakoby Sasini byli efektem przemieszania
się krwi Galindów, Sasów oraz Słowian, zbiegów z Mazowsza. Polskie wyprawy na
początku XII wieku na ziemie Sasinów mogły odbywać się jedynie zimą, gdy zamarzały
bagna i rzeki. Rewizyty organizowano o dowolnej porze roku. Gall Anonim utyskiwał na
brak grodów w strefie przygranicznej. Spustoszenie ziem Sasinów nie przyniosło
Bolesławowi Krzywoustemu \adnych korzyści politycznych.
Bolesław Kędzierzawy w drugiej połowie XII wieku bezskutecznie próbował
podporządkować sobie Prusów. Pruskie ludy uległy dopiero przewadze organizacyjnej
zakonu krzy\ackiego, a Góra Dylewska wcią\ jak słup graniczny jednym okiem zerkała
na polskie ziemie, a drugim na te, gdzie jak za czasów Sasinów mieszały się krew i
kultury.
Tak rozmawiając dotarliśmy spacerkiem do pałacu w Dylewie. Przywitał nas
ochroniarz z emblematami Muzeum Narodowego. Pokazałem mu legitymację słu\bową i
wskazałem pana Tomasza wylegującego się na le\aku na antresoli nad wykopaliskami.
Przywitałem się z przeło\onym i przedstawiłem mu Małgosię.
- Jak im idzie praca? - zapytałem.
- Jak widzisz, robią pierwsze wykopy w miejscu, gdzie niegdyś stała weranda. Z
prawdziwą robotą i tak muszą poczekać do jutra, bo dziś jest niedziela - szef ruchem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]