[ Pobierz całość w formacie PDF ]

aż dotarł do dwóch desek pomalowanych na zielono. Nacisnął palcem znajome miej-
sce i deski rozsunęły się cicho, tworząc wąskie przejście. To była Zielona Furtka nr 1.
Jedno z kilku sekretnych wejść do składu, znanych tylko Trzem Detektywom. Jupiter
przecisnął się i już był w pracowni. Podszedł do prasy drukarskiej, odnalazł za nią żela-
zną kratę i odsunął ją, otwierając przejście do Tunelu Drugiego. Przegramolił się przez
tunel, pchnął klapę i wreszcie trafił do Kwatery Głównej.
Kartki z szyfrem zostawił w szufladzie biurka. Wyjął je po zapaleniu górnego światła.
Odłożył na bok pierwszą. Drugą, otrzymaną od Geralda Watsona, rozłożył przed sobą
na biurku. Przeczytał ponownie sześć zagadkowych wersów:
Wez motylkowi, zabij jego przyjaciela Mowi.
Z pewnością numer pierwszy.
Odczuwasz niepokój? Odtrąć nie i zgódz się na tak.
Udajesz się w podróż, o co każdy pyta?
Nie chwila, nie dzień, nie miesiąc, nie rok.
Dzwoni? Buczy? Bzyczy? Prawie, ale niezupełnie.
Po kilkakrotnym przeczytaniu tekstu coś zaświtało mu w głowie. Rozwiązanie
pierwszej zagadki ułatwiało teraz sposób postępowania. Każdy wers był naprowadze-
niem na właściwe słowo, podobnie jak w krzyżówce,  Wez motylkowi tak zaczynała
się pierwsza linijka. Napisał słowo  motylkowi na papierze. Przez dłuższą chwilę przy-
glądał mu się z namysłem. Jaki ma z tym związek  Mowi ? Nagle pojął. Dwie pierwsze
i dwie ostatnie litery dawały  Mowi !
55
Jupiter z tryumfem wymazał te cztery litery, czyli zabił słowo  Mowi . To, co zostało,
tworzyło słowo  tylko .
 Tylko  powiedział głośno.  To jest to. Teraz zobaczymy drugi wers.  Z pewno-
ścią numer pierwszy . Jaki jest pierwszy numer? Jeden. To pasuje. Wskazówka zaczyna
się:  Tylko jeden...
Bez zastanowienia przeszedł do trzeciego wersu, skreślił  nie w zdaniu: Odczuwasz
niepokój? Odtrąć nie i zgódz się na tak, i otrzymał słowo  pokój . Pracował teraz z ro-
snącym podekscytowaniem. Mówił do siebie, jak to miał w zwyczaju, gdy był sam:
 Udajesz się w podróż, o co każdy pyta? O co cię pytają, kiedy wyjeżdżasz?
Oczywiście! Gdzie jedziesz? To proste.  Tylko jeden pokój, gdzie... Jak dotąd ma to
sens.
Zapisał uzyskane słowa i zabrał się do piątej linijki. Tu miał trochę kłopotów.
Próbował  tydzień ,  minutę , ale nie miało to sensu. Zaczął szczypać wargę. Może cho-
dzi o zasugerowanie czegoś ogólnego przez wymienianie tych okresów czasu? Czasu!
Oczywiście, przecież to wszystko wiąże się z zegarami, które mierzą  czas .
Pospieszył do ostatniego wersu. Jaki dzwięk jest prawie, ale niezupełnie dzwonie-
niem, buczeniem, bzyczeniem? Brzęczenie jest chyba najlepsze. Z niekłamaną satysfak-
cją napisał całe zdanie:  Tylko jeden pokój, gdzie czas brzęczy .
Ale czas nie brzęczy. Mija bezgłośnie. Jeśli zaś ma się na myśli zegar, to tyka. Chyba
że...
 Oczywiście!  wykrzyknął Jupiter.  Wszystkie zegary w pokoju pana Zegara są
elektryczne i wszystkie brzęczą. Jest to pokój, gdzie czas rzeczywiście brzęczy.
Miał teraz dwie kompletne informacje:
 Sugeruję ci zobaczyć książkę i  Tylko jeden pokój, gdzie czas brzęczy . Tak więc nie
ulegało wątpliwości, że chodzi o pokój w domu pana Zegara. Ten, w którym stoją krzy-
czące zegary. Ale jaką książkę miał pan Zegar na myśli? Otóż to. Jedno było pociesza-
jące: znalezienie odpowiedzi na to pytanie pozostawało od tego momentu tylko kwe-
stią czasu.
Wziął oddarty kawałek papieru, zawierający pierwszą część wiadomości otrzymanej
od pani Marty Harris.
Jupiter przestudiował pierwszą linię cyfr: 3-27 4-36 5-19 48-12 7-11 15-9.
Normalnie nie znaczyłyby dla niego nic, ale skoro zagadkowy tekst, który udało mu
się rozwiązać, wspominał o książce, reszty można było się domyślić. Był to bardzo po-
pularny rodzaj szyfru, stworzony przy użyciu książki. Wysyłający wiadomość wybie-
rał odpowiednie słowa w książce, następnie pisał tylko stronę i kolejny numer słowa.
Pózniej wysyłał do adresata tylko otrzymane w ten sposób liczby. Adresat, posługując
się książką, mógł łatwo odczytać wiadomość.
Numery na kartce niemal na pewno odnosiły się do stron i słów w jakiejś książce.
56
Tylko że Jupiter nie miał zielonego pojęcia, o jaką książkę mogłoby chodzić, a poza tym
miał jedynie połowę liczb.
Uznał jednak, że zrobił dość dużo jak na jeden wieczór. Schował wszystko na po-
wrót do biurka i właśnie zamierzał zejść do Tunelu Drugiego, gdy zadzwonił telefon.
Zdziwiony podniósł słuchawkę.
 Trzej Detektywi, mówi Jupiter Jones.
 Jupe!  był to głos Boba i brzmiał alarmująco.  Jupe, jestem w fatalnej sytuacji.
Potrzebuję pomocy!
ROZDZIAA 15
Bob jest w opałach
Wracając do domu, Bob nie zauważył jadącej za nim ciężarówki. W miejscu, gdzie
nie było zabudowań, przyspieszyła i wyminęła go. Następnie zatrzymała się i wyskoczył
z niej chłopiec.
 Bob!  zawołał.
Bob zdziwiony zahamował. Był to Harry. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Bob
zeskoczył z roweru i podszedł do niego.
 O co chodzi, Harry? Czy coś się stało?
Tylne drzwi ciężarówki otworzyły się i wyskoczył z nich mały, żylasty mężczyzna.
 Stanie się, i to dużo, jeśli nie zrobisz, co ci każę  powiedział ochryple.  Nawet
nie próbuj uciekać.
 Przepraszam, Bob  Harry miał bardzo nieszczęśliwą minę.  Oni zmusili mnie,
żebym cię zatrzymał. Ukryli gdzieś moją mamę.
 Bez długich wyjaśnień!  warknął mężczyzna.  Dawaj rower i właz do samo-
chodu. Ruszaj się! Szybko!
Bob rozejrzał się dookoła. Na ulicy nie było nikogo. Nie miało sensu uciekać, biegał
niezbyt szybko.
Mężczyzna złapał za rower i pchnął chłopca niecierpliwie.
 Na ciężarówkę!  wrzasnął.  Ty, Harry, wchodz razem z nim!
Bob wspiął się do wnętrza ciemnej ciężarówki, Harry za nim. Mężczyzna wrzucił
rower, zatrzasnął drzwi i zamknął je na klucz. Byli uwięzieni.
 Oni przysięgli mi, że nas nie skrzywdzą, Bob  powiedział Harry półgłosem.
 Chcą tylko dowiedzieć się wszystkiego o zegarze i wiadomościach, jakie mamy. Nie
mogłem im wiele powiedzieć, więc postanowili wydobyć więcej od jednego z was.
Obserwowali skład Jonesa, czekając na szansę złapania któregoś z Trzech Detektywów.
 Ale kto to są  oni ?  pytał Bob, podczas gdy ciężarówka kołysała się, zmierzając
w niewiadomym kierunku.
58
 Pan Jeeters i jeszcze dwóch. Jeden jest wysoki i mówią do niego Carlos, a drugiego
sam widziałeś. Na imię mu Jerry i był kiedyś dżokejem.
 Carlos i Gerald!  wykrzyknął Bob.  To ci, z którymi widzieli się wczoraj Pete
i Jupiter. To oni zabrali im połowę kartki z szyfrem.
 Tak, i to ich zaintrygowało. Chcą wiedzieć, co oznacza  Harry był bardzo zmar-
twiony.  Szukają czegoś, co ma być cenne, i są zdecydowani to znalezć. Myślą, że
znamy sposób, jak to zrobić.
 Nawet gdybyśmy znali, to byłoby to za mało  powiedział Bob.  Ale Jupiter
mówił, że jest pewny, iż chodzi o coś wartościowego.
 Carlos i Jerry przyszli do pana Jeetersa dziś po południu. Odbyli długą rozmo-
wę. Potem zatrzymali mnie i kazali powiedzieć wszystko, co wiem. Tak mi przykro, Bob,
słowo daję, ale nie miałem wyjścia. Oni są zdesperowani! Powiedzieli, że jeśli nie będę
z nimi współpracował, moja mama za to zapłaci!
 Nie obwiniaj się. Musiałeś to zrobić  odparł Bob.  Mówiłeś, że trzymają gdzieś
w zamknięciu twoją mamę? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •