[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No... niezupełnie.
- To jaka?
W odpowiedzi uruchomił ekran. Pojawił się na nim nocny pejzaż,
zamek i cmentarz - widok jak z horroru z lat pięćdziesiątych.
Była też jakaś postać - blada, wysoka, w pelerynie w stylu Drakuli i
w smokingu.
Miała kły.
Claire otworzyła usta, gdy spojrzała na swojego ojca, jej normalnego,
nudnego ojca.
- Gra o wampirach?
- To się nazywa Mroczne zamczysko". I nie tylko w to gram. Płacą
mi za to, że obserwuję, co ludzie robią w sieci.
- Płacą ci... za udawanie wampira? Kto? - Jej ojciec oparł się na
krześle i pokręcił głową.
- To już moja sprawa, Claire.
- Amelia? Oliver?
- Claire. - Tym razem w głosie ojca dało się słyszeć nutę
ojcowskiego autorytetu. - Starczy już. To praca, za którą płacą mi rozsądne
pieniądze. I oboje wiemy, że to najlepsze, co mogę zrobić przy swoich
ograniczeniach. Lekarze zabraniają mi wysiłku.
Z jej ojcem nie było najlepiej, i to już od pewnego czasu. Był wątły i
delikatny i coraz bardziej się o niego martwiła. O matkę też. Mama
wyglądała na zmęczoną, a w jej oczach czaiła się panika.
- Wszystko będzie dobrze? - W jakiś sposób wypowiedziała to w
formie pytania, chociaż wcale nie miała takiego zamiaru. - Znalezli coś
jeszcze?
- Nie kochanie, wszystko w porządku. Potrzebuję tylko czasu na
wzmocnienie.
Kłamał, ale wiedziała, że nie chciał drążyć tematu. Ale ona chciała.
Chciała krzyczeć, wrzeszczeć, żądać informacji, co tak naprawdę się
dzieje.
Ale zamiast tego przełknęła ślinę i powiedziała:
- Robienie w sieci za wampira... To dość szalone posunięcie, tato.
- Ale lepsze niż bezrobocie. A więc faszerowane papryki? Doskonale
wiem, jak je lubisz.
Claire udała, że się dusi. Jej ojciec wyciągnął rękę i zmierzwił jej
włosy.
- Czemu jej po prostu nie powiesz, że ich nie lubisz?
- Powiedziałam. Ale mama już taka jest. Mówi mi ciągle, że kiedyś
je lubiłam.
- Taaak... Taka już jest.
Obiad upłynął im jak zwykle - Claire rozgrzebywała na talerzu
paprykę w poszukiwaniu czegoś jadalnego, a jej mama opowiadała, jak
spędziła tydzień. Claire włączała się w rozmowę tylko w odpowiedzi na
jakieś pytanie. Poza tym była cicho. I tak zawsze wiedziała, co powie jej
mama. I wiedziała, że tata nie będzie się wiele odzywał, o ile w ogóle.
Powiedział tylko:
- Może przyprowadzisz kiedyś Shane'a na obiad?
Czas jakby się zatrzymał. Jej mama zamarła z widelcem w połowie
drogi do ust. Claire także zamarła, ale niestety w tym momencie akurat
przełykała colę, co zakończyło się kaszlem, krztuszeniem się, łzami w
oczach i w ogóle było to cokolwiek żenujące.
- Kochanie, jestem pewna, że Shane jest bardzo zajęty - powiedziała
mama Claire, kiedy wreszcie się opanowała. - Prawda, Claire?
- Chciałbym z nim porozmawiać - odparł ojciec i tym razem nie był
to ten ciepły i trochę ciapowaty tatuś. To brzmiało ojcowsko, i to dużymi,
skrzącymi się na czerwono literami. - Niedługo.
- Ehm... dobrze, zobaczę czy... dobrze. - Claire z przerażeniem
odkroiła kawałek faszerowanej papryki i przełknęła. Znów się prawie
zakrztusiła, ale w końcu udało jej się przełknąć. - Hm, możliwe, że
niedługo pojadę na wycieczkę.
- Jaką?
- Do Dallas, z przyjaciółmi.
- Zobaczymy - powiedział tata, co oczywiście znaczyło nie". -
Najpierw muszę porozmawiać z Shane'em.
O Boże, teraz będą się targować. Albo będzie szantażowana.
Czasami trudno było zauważyć różnicę. Claire powiedziała, że się postara,
albo coś w tym guście, przełknęła kolejny kawałek jedzenia, które nie
smakowało już nawet znośnie, i szybko wstała od stołu umyć talerz.
- Claire! - krzyknęła za nią matka, gdy dziewczyna pognała do
kuchni. - Chyba nie zamierzasz dziś od nas uciec?
Miałam nadzieję, że spędzimy trochę czasu razem.
- Właśnie to zrobiliśmy - wyszeptała pod nosem, spłukując talerz i
wkładając go do zmywarki. Podniosła głos i odkrzyknęła. - Nie mogę
mamo. Muszę się uczyć. A wszystkie książki zostały w Domu Glassów.
- Nie pozwolę ci wracać samej po ciemku.
- Mówiłam ci, że mam plakietkę od Amelie! Nie będą mnie
zaczepiać!
Jej ojciec otworzył drzwi do kuchni:
- A co ze zwykłymi ludzmi? Myślisz, że taka plakietka może cię
uchronić od wszystkiego?
- Tato...
- Martwię się o ciebie, Claire. Narażasz się, a ja zupełnie nie wiem
po co. Nie rozumiem, dlaczego uważasz, że to w porządku.
Przygryzła wargę. W jego głosie było coś, jakby zawód, który przejął
ją do głębi i prawie przyprawił o łzy. Kochała tatę, ale czasem był taki
niezorientowany.
- Nie powiedziałam, że będę szła. Popełniam błędy, ale nie jestem
głupia!
Wyjęła telefon, wybrała numer i odwróciła się plecami do ojca.
Kiedy Eve odpowiedziała radośnie:
- Wal!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]