[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ubogim, żyje się bez opieki na tym świecie i ma się miłą twarzyczkę,
wtedy poznaje się mężczyzn z ich gorszej strony.
Ingeborg przytaknęła gorliwie.
- Myślę jednak, że jest to zawsze milsze, niż gdy się jest adorowaną
złotą rybką.
- Właśnie ani jedno, ani drugie mi nie odpowiada.
- Chyba masz niemiłe doświadczenia, Magdo? - zapytała poruszona
Gabriele.
Dziewczyna wyprostowała się.
- Nie rób takich przerażonych oczu, Gabi! Dla ciebie mała wrażliwa
istoto, to nic dobrego. Ja natomiast cieszyłam się, że mogę utrzymać się
w bezpiecznej odległości i czerpać z tego korzyści. Takich mężczyzn jak
twój Herbert nie ma wielu, wiesz mi. Ciesz się, że wpływasz z nim do
jednego portu, w którym nic ci nie grozi.
- Magdo, jesteś boska! - zawołała zachwycona Ingeborg. - Jest coś tak
świeżego w twojej naturze. Zawsze cię bardzo lubiłam.
Magda skłoniła się z zabawną elegancją. - Dzięki wielkie.
- Czy rzeczywiście chcesz zostać diakonizą? - Tak, to moje drugie
wielkie życzenie. - Podziwiam cię. To trudny zawód. Ja tak bym nie
potrafiła - nie. Ale powiedziałaś, że to twoje drugie wielkie życzenie.
Czy mogłabym wiedzieć, jakie jest największe?
Magda uśmiechnęła się radośnie. - Oczywiście. Moim największym
życzeniem jest zostać żoną dobrego, porządnego człowieka, który żyje w
przyzwoitych warunkach.
Ingeborg zachichotała.
- Jesteś cudowna w swojej otwartości.
35
- Boże drogi, dlaczegóż miałabym się z tym kryć? Widzisz wiem
również jak rezygnować z tego szczęścia. Będę się bardzo cieszyć, jeżeli
moja pomoc przyniesie ulgę chorym, choć będę starą panną. Mam też
nadzieję, że Niebo uchroni mnie przed nieszczęśliwą miłością, to
najgorsze, co się może zdarzyć. Czy mogę ci podać coś do picia, Inge?
- Dziękuję bardzo, nie. Ale powiedz mi, jaką suknię założysz na ślub
Gabi?
- Szczerze mówiąc jeszcze o tym nie myślałam.
- Ale to już za cztery tygodnie.
- Nie potrzebuję więcej niż osiem dni, żeby się przygotować. Ty na
pewno już się o to martwisz.
- Moja suknia została właśnie zamówiona. Jasnoniebieski jedwab i
delikatny materiał na wstążki. Kwiatki jabłoni ozdobią dół i dekolt.
Myślisz, że będzie ładnie?
- Znakomicie będzie pasować do twoich czarnych włosów.
Skinęła z lekką melancholią. W tej sukience na pewno chciałabyś
spodobać się Heinzowi Roemerowi. Tymczasem jego w ogóle nie będzie.
Wróci dopiero za sześć tygodni. Ta rozpieszczona, kapryśna istota
naprawdę kochała Heinza, może właśnie dlatego, że jej unikał w
przeciwieństwie do innych. Do tego jeszcze przyczyniał się jej upór.
Chciała i musiała zdobyć tego mężczyznę, to już postanowiła. Inaczej nie
zazna w życiu już żadnej radości.
Poleciła się siostrom i poprosiła je o rychłą wizytę.
- Jeżeli Gabi jest bardzo zajęta swoim narzeczonym, to przyjdź ty
sama, Magdo. Tak teraz nudno bez balów, teatru i towarzystwa. Nie
można grać w tenisa, a na konie nie mam ochoty.
- To faktycznie godne politowania, jak ci jest źle - zawołała Magda
śmiejąc się.
- Ty tylko żartujesz! W ogóle mnie nie rozumiecie.
- Nie, ty pieszczochu, na to jesteśmy zbyt wymagające. Ale chętnie
odwiedzimy cię, mam dużo czasu, a twoja mama to taka wspaniała
osoba, z którą chętnie rozmawiam. Więc do zobaczenia, Inge, nie zanudź
się na śmierć!
Siostry wyjrzały za Ingeborg przez okno.
- Nie potrafię już jej znieść - zawołała głośno Gabriele.
Magda objęła siostrę ramieniem i przytuliła policzek do jej twarzy.
- Gabi, zwykle jesteś taka wyrozumiała wobec ludzkich słabości. Inge
jest pożałowania godną istotą, rozpieszczoną, kapryśną osóbką i myślę -
36
niezupełnie zdrową. Nie należy jej zbyt poważnie traktować. Takie
cieplarniane roślinki potrafią tylko innych krzywdzić.
- Masz rację, zachowałam się okropnie.
Magda zauważyła, że Gabriele znów jest bardzo przygnębiona. To
podsycało jej przypuszczenie o tym, że Roemer jest właśnie tym, którego
kochała jej siostra.
By odwrócić jej uwagę, powiedziała:
- Chodź Gabi, zanim te bachory wrócą ze szkoły i z głodu zjedzą nas
do kości, zrobimy mały spacer! Deszcz przestał padać i pogoda była dość
znośna. Muszę się trochę przewietrzyć, a i tobie to dobrze zrobi! Ubrały
się i opuściły dom.
* * *
Nadszedł dzień ślubu Gabriele. Wielkanoc późno przypadła w tym
roku. Powietrze było lekkie i świeże.
Gabriele obudziła się pierwsza z domowników. Po cichu podniosła się
i ubrała. Podeszła do łóżek najmłodszego rodzeństwa. Walter spał z
pochmurną miną, jakby śnił o wielkim boju. Pocałowała cicho jego
zmarszczone czoło i weszła do małego sąsiedniego pokoiku. Tam leżała
w swoim łóżku Friedel, okrągła, ryżowa i świeża.
Jakże często Gabriele spoglądała z uśmiechem wczesnym porankiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]