[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pięciu. Fantastyczne.
Grace próbowała uciszyć jego emocje.
- Spokojnie, Luc. Jeśli ci policjanci dowiedzą się, że nie wie pan, jakiej
płci jest dziecko brata, to wszystko diabli wezmą. Wsadzą nas do więzienia, a
Tonię do domu dziecka.
Potrząsnął głową.
- Nie możemy do tego dopuścić.
- Już nic nie poradzimy. Jak pan mógł?
- Co jak mogłem?
- Tak im nakłamać! Takie szachrajstwo! I po co zaczynać z policją? -
denerwowała się Grace.
Wzruszył ramionami.
- To było konieczne.
- Nie powinien pan mieszać mnie w swoje rodzinne problemy -
stwierdziła.
Zaśmiał się i objął ją ramieniem.
- Nasze problemy - przypomniał delikatnie. - Jesteśmy zaręczeni. Sama
twierdziłaś tak przed policją.
31
R S
Potrząsnęła głową z oburzeniem.
- Nie... przynajmniej nie mówiłam, że właśnie z panem jestem zaręczona.
Mówiłam, że w ogóle jestem zaręczona. Pan dobrze wie o tym, panie prezesie.
Obejrzał się niespokojnie w stronę drzwi.
- I nie możesz teraz mówić do mnie panie prezesie, bo jeszcze ktoś
usłyszy i będziemy mieli kłopoty. Policja zanotowała, że jesteś moją
narzeczoną. Na imię mam Luciano, zdrobniale Luc.
- Tak, panie prezesie. I to wszystko były kłamstwa. Pietro i Carina nie są
małżeństwem. Proszę wybaczyć, ale nawet pana bratanek nie jest chłopcem.
Grace przymknęła oczy i policzyła powoli do dziesięciu. Złość nic nie
pomoże.
- Pozwól, że ci wyjaśnię - powiedział stanowczo Luc. - Nie pozwolę
policji ani nikomu innemu odebrać mi Tonię. Zrobię wszystko, dosłownie
wszystko, żeby to dziecko było ze mną.
Nie miała wątpliwości, że jest zdecydowany na wszystko. Grace musiała
przyznać, że podziela jego odczucia. Byli oni bardzo zżytą rodziną. Jeden za
wszystkich, wszyscy za jednego - to było ich hasło. Poza tym Grace pomyślała
sobie, że jednak ma wobec Luca pewne zobowiązania. W końcu oszukiwała go
codziennie, z nadzieją, że dostanie za to pieniądze od Doma. Przecież i tak
codziennie kłamała, że ma narzeczonego. A czy on miał na imię Willy, czy Luc,
to poniekąd obojętne. Tak czy owak było to oszustwo.
- Do czego będę panu potrzebna? - zapytała.
Uśmiechnął się z satysfakcją. W złotych oczach znowu błysnęły figlarne
iskierki.
- Nie proszę cię o wiele. Po prostu zostaniesz teraz ze mną udając moją
narzeczoną, jeśli to będzie konieczne. Aż do powrotu Pietra i Cariny.
- Dwie godziny. Dłużej nie będę mogła zostać. Potem muszę wracać do
domu.
32
R S
- To nie całkiem tak, moja droga. Będziesz mi potrzebna aż do powrotu
Pietra i Cariny.
- Nie! - krzyknęła.
- Opuścisz mnie w potrzebie? - zapytał z oburzeniem.
- Tak.
- Zostawisz Tonię w trudnej chwili na łaskę losu?
- Oczywiście. Mam własne sprawy, mam narzeczonego. A co będzie, jeśli
Pietro nie dogoni Cariny na lotnisku? A jeśli pojedzie za nią do Włoch? To
może potrwać dłużej niż dwie godziny. Kilka dni, a nawet całe wieki -
zaprotestowała zdecydowanie.
Potem spojrzała na Tonię. I pomyślała, że mimo wszystko za żadną cenę
nie pozostawi bezbronnego niemowlaka na łasce losu.
- Pan gra nie fair - powiedziała.
- Owszem. Czasami gram nie fair - przyznał. - Ale zwyciężam.
I posłał jej najbardziej czarujący, najniebezpieczniejszy uśmiech.
ROZDZIAA TRZECI
Dzień 337. - coraz gorzej...
- Nie, nie, za dużo wody - denerwował się Luc. - Spójrz na przepis: do
trzech miarek mleka w proszku dolać pół szklanki wody... Uważaj, Grace! Co
robisz? Wszystko wylałaś.
- Ja wylałam? - Grace gwałtownie odgarnęła włosy z czoła. - To pan
potrącił moje ramię.
Ręce jej się trzęsły. Rozpaczliwie próbowała zapanować nad nerwami.
33
R S
- No dobrze - zgodził się. - Biorę winę na siebie. A teraz uważaj, co
robisz, bo...
Butelka wyślizgnęła się jej z rąk. Już po chwili płynęła po dywanie biała
strużka mleka.
- Wylało się na dywan - szepnęła ze zgrozą.
- Sprzątaczka sobie z tym poradzi - uśmiechnął się. - Wez inną butelkę.
- Nie mogę - odparła stanowczo.
- Dlaczego?
- Sprawa jest prosta. - Wreszcie udało jej się przybrać właściwy ton,
zimny i oficjalny. - Mieliśmy tylko jedną butelkę.
- Zaraz coś na to poradzimy - odparł lekko i podszedł do telefonu.
- Panie Edwardzie, potrzebujemy natychmiast nowej butelki -
zadysponował. - Proszę również posłać kierowcę po mleko w proszku. Grace
była tak niezręczna, że wszystko wylała.
- Jak mogłam kiedykolwiek myśleć, że on jest przystojny - mruczała ze
złością. - Ohydny prostak. Chyba musiałam być ślepa.
- Co mówisz? - zapytał, odsuwając słuchawkę od ust.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]