[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rowena weszła do pokoju, zamknęła drzwi i powie-
siła torebkę na klamce po wewnętrznej stronie.
Nagle uderzyło ją, że światło jest zapalone. Przecież
przed wyjściem pogasiła wszystkie lampy, prawda?
Na poduszce zaś leżała czerwona róża. Nie, nie,
róży zdecydowanie nie było, gdy wychodziła.
Co tu jest grane?
I w tym momencie z łazienki wyszedł Luke. W czar-
nych dżinsach, czarnym polarze, gładko ogolony.
Witaj, Roweno. Podszedł, objął ją i pocałował.
Potem zbliżył usta do jej ucha i szepnął: Stęskniłem
siÄ™ za tobÄ….
To nie miało być tak wykrztusiła. Już się po-
żegnaliśmy.
PowiedziaÅ‚em mañana przypomniaÅ‚ jej. Poza
tym umówiliśmy się w Santiago, nie pamiętasz? Obie-
caliśmy sobie łóżko, światła. Dopiero to będzie nasze
pożegnanie.
Jego słowa podziałały na Rowenę niczym czaro-
dziejskie zaklęcie. Ogarnęła ją fala pożądania. Zaprag-
nęła kochać się z nim, i to natychmiast. Zobaczyła, że
Luke zasunął zasłony, zadbał, by nikt ich nie podglądał.
Jak się tu dostałeś? zażądała wyjaśnień.
Oczarowałem recepcjonistkę.
Powiedziałeś jej...? Rowena oblała się rumień-
cem.
Nie wszystko, ale dość, żeby zmiękczyć jej serce.
Zaczął ją znowu całować, rozpinać ubranie, tak że
zupełnie straciła głowę. Jesteś piękna szeptał.
MIAOZ W PATAGONII 57
Wyglądasz świetnie w dżinsach, ale bez nich jeszcze
lepiej. Wziął ją na ręce. Rowena zamknęła powieki.
Spodziewała się, że zaraz plecami dotknie pościeli,
lecz nagle usłyszała szum wody. Raptownie otworzyła
oczy. Nie protestuj prosił chciałem się z tobą
kochać pod wodospadem.
Prysznic. Wilgotna, naga skóra. Właśnie o tym myś-
lała, gdy kochali się po raz pierwszy.
Luke namydlił ją, opłukał, pokrył pieszczotami
i pocałunkami. Kochali się w kabinie, potem w sypial-
ni. Rowena straciła poczucie czasu i rzeczywistości.
Gdy doszła do siebie, Luke siedział na łóżku obok,
z ręcznikiem owiniętym wokół bioder i gładził ją po
policzku.
Dobrze się czujesz? spytał.
Uhm. To Ziemia?
Uhm.
Zemdlałam?
Nie, ale przez chwilę mówiłaś bez ładu i składu.
Już chciała mu powiedzieć, jak bardzo za nim
tęskniła, lecz nagle przypomniała sobie, że to jest
pożegnanie. Uciekła się więc do bezpiecznego tematu.
Jak Malcolm?
Zdumiewające, pomyślał Luke. W jednej chwili
drży z rozkoszy, a już w następnej pyta o człowieka,
który kilka dni temu miał atak serca. W życiu nie
spotkałem takiej kobiety. Dziś jednak musi się z nią
pożegnać. Nie ma jej nic do zaoferowania.
Malcolm? Już dobrze. Za kilka dni go wypiszą.
Załatwiliśmy mu bilet i opiekę podczas lotu odparł.
Przemilczał natomiast fakt, że sam osobiście podjął
siÄ™ eskortowania Malcolma do Anglii.
58 KATE HARDY
To wspaniale. Już miał jej powiedzieć, jak
bardzo za nią tęsknił, lecz zrezygnował. Po co, skoro to
ich ostatnia noc? Luke?
Tak?
Włosy ci się poplączą, jeśli ich nie rozczeszesz.
Nieważne.
MogÄ™?
Rowena wstała, przyniosła z łazienki grzebień. Po-
tem uklękła za jego plecami.
Podobają ci się? spytał.
Wyglądają egzotycznie. Nie ścinaj ich.
Gdyby zostawał w Chile, pewnie by nie ściął
włosów. Ale postanowił wejść w nową rolę. Rolę, do
której długie włosy zdecydowanie nie pasują. Ani
włosy, ani dżinsy, ani polarowa bluza. Dyrektorzy
szpitali wolą, by lekarze konsultanci z najwyższym
stopniem specjalizacji, nawet jeśli przyjmowani są
tylko na zastępstwo, wyglądali jak biznesmeni.
Dziś jednak nie był jeszcze lekarzem specjalistą.
Był mężczyzną, który widział lot kondorów, który
wspinał się po lodowcach, kąpał pod wodospadami.
Mężczyzną, który zaraz znowu będzie się kochał
z najbardziej ponętną kobietą, jaką w życiu spotkał.
Przytrzymał rękę Roweny, wyjął z jej dłoni grzebień.
Róża.
SÅ‚ucham?
Teraz kolej na różę.
Kolej?
Uhm. Luke sięgnął po kwiat. Nie bój się,
usunąłem wszystkie kolce. Rowena uniosła brwi.
Luke dotknÄ…Å‚ pÄ…czkiem jej piersi. Wszystko za-
planowałem. Tak jak prysznic. Kiedy cię pierwszy raz
MIAOZ W PATAGONII 59
zobaczyłem, pomyślałem: angielska róża. Czyż nie do
róży porównuje się w Anglii młode dziewczyny?
MusnÄ…Å‚ kwiatem jej szyjÄ™, wargi. ChcÄ™ siÄ™ z tobÄ…
kochać. Nigdy jeszcze żadna kobieta go tak nie
podniecała. Roweno szepnął.
Obudził go dzwonek. Telefon? Na pewno pomyłka.
O tej godzinie? Po omacku odnalazł słuchawkę, pod-
niósł i położył z powrotem na widełkach.
Cisza. Jak dobrze. Jak ciepło. Jak miło przytulić się
do ciepłego ciała obok. Nagle otworzył szeroko oczy.
To nie jest jego pokój. To nie jego łóżko! Rowena...
Przecież miało być zupełnie inaczej. Mieli się ko-
chać, potem pożegnać i to wszystko.
Telefon zadzwonił ponownie. No tak, przecież Ro-
wena wylatuje dziś do Anglii i nie może spóznić się na
samolot. Gdyby zostawał w Chile, może uległby poku-
sie, namówił ją, by zrezygnowała z wyjazdu, pojechała
z nim z powrotem do Patagonii. Nie, nie. Na samym
początku określili zasady ich romansu: rozstaną się
w Santiago.
Czyli teraz. Zaraz. Bardzo tego nie chciał, ale nie
miał wyboru. Ona ma swoje życie, on swoje.
Roweno.
Mmm... mruknęła i położyła mu dłoń na biodrze.
Zmobilizował całą siłę woli, by jej nie ulec.
Roweno, musisz zdążyć na samolot.
Samolot! O Boże! Rowena usiadła raptownie.
Która godzina? Jeszcze nie jestem spakowana!
Spokojnie odezwał się i ulegając impulsowi,
pocałował ją. Idz wziąć prysznic, ja spakuję twój
plecak.
60 KATE HARDY
Ale...
Idz powtórzył. Plecak zostaw mnie.
Zebranie rzeczy Roweny nie zabrało mu dużo
czasu. Czystą bieliznę wrzucił jej do łazienki. Kiedy
wyszła, czekał na nią kompletnie ubrany.
Dzięki.
Nie ma za co odparł, wciągnął w płuca haust
powietrza i dodał: A więc wracasz do domu.
A ty zostajesz w Chile.
Niezupełnie. Jeszcze przed tą ostatnią wyprawą,
podczas której spotkał Rowenę, postanowił, że naj-
wyższy czas zrobić coś ze swoim życiem. Nigdy nie
pytał jej, gdzie mieszka ani gdzie pracuje. Szanse, że
się spotkają, były niewielkie. I tak jest najlepiej. Gdyby
wiedział o niej coś więcej, kusiłoby go, by ją odnalezć.
Prosić, by się zgodziła na kontynuowanie romansu.
Niewykluczone, że by odmówiła. Naprawdę nie
chciał ryzykować odtrącenia. Czułby się jeszcze bar-
dziej zagubiony niż obecnie. Wolał z góry założyć, że
nie ma dla nich przyszłości, niż dowiedzieć się tego
z jej ust.
Dlatego niczego nie sprostował. Powiedział tylko:
No to cześć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]