[ Pobierz całość w formacie PDF ]
* Zaraz obok.
Porta podprowadził nas pod stare i ciężkie drzwi, które nie były oliwione chyba od wieków. Odgłos
zawiasów niósł się echem i wracał do nas w ciszy nocnej. Gdzieś w pobliżu zamiauczał kocur.
Przylgnęliśmy do ściany, nastawiliśmy uszy i wstrzymaliśmy oddechy. Na szczęście nikt się nie
pojawił. Kocur przebiegł obok nas, płaczliwie wyjąc. Jego jęki stopniowo milkły, gdy się od nas
oddalał. Zapanowała cisza.
* Idziemy!
Pierwszy do stodoły wkroczył Mały z przygotowanym młotkiem. Reszta ostrożnie postępowała za
nim.
Nagle rozległ się odgłos jakby tysiąca puszek spadających ze schodów. Mały wydał dziki okrzyk, a
następnie zaczął kląć swoimi ulubionymi bluzga*mi. Pojawił się w zasięgu światła pochodni. Był
cały obryzgany strasznie śmierdzącą i obleśnie wyglądającą cieczą.
* Jaki kutas zostawił wiadro pełne gówna na schodach?!
Zamachnął się nogą i jednym kopnięciem posłał puste już wiadro w stronę ściany. Wiadro
grzecho*cząc odbiło się od muru i poleciało w stronę Małego. Mały wymierzył jeszcze jedno
potężne kopnięcie. Chórem zaczęliśmy go uspokajać, ale było już na to
dużo za pózno. Legionista wyrwał z kieszeni rewolwer i pobiegł w stronę ulicy. Usłyszeliśmy
ciężkie odgłosy kroków.
* Wer da? Wer da? * dobiegły do nas krzyki z chropawym saskim akcentem.
* Do diabła! * wrzasnął Mały. * Przeklęci Sasi! Zaszarżował obok nas, dobiegł do Legionisty,
odepchnął go i ruszył prosto w stronę uzbrojonych żołnierzy, którzy zbliżali się do wąskiego
przejścia. Mały był rozjuszony, pokryty cuchnącą mazią, nie był przyjaznie nastawiony. %7łołnierze
rozpierzchli się przed nim jak kręgle. Legionista z rewolwerem nie był już potrzebny. Porta rechotał
ze śmiechu, patrząc jak dwóch żołnierzy wysmarowanych błotem panicznie uciekało, ratując życie.
Pozostało po nich tylko parę hełmów i zerwany kołnierzyk.
* No i co teraz? * spytał Stary sucho.
Mały pochwycił swój młotek i ruszył z powrotem w stronę stodoły. Staliśmy razem przed wejściem
i patrzyliśmy, jak znika wewnątrz szopy. Widać było błysk młotka w ciemności. Pózniej nastąpił
dziki skowyt. Momentalnie się rozbiegliśmy. Rzuciłem się płasko na ziemię, zakrywając dłońmi
uszy, ale piekielny skowyt nie ustawał. Barcelona i Heide mało się nie stratowali, cofając się w
stronę ulicy. Legionista wskoczył na niski murek i natychmiast ścisnął mocniej w dłoni
odbezpieczony pistolet, gotów strzelać do każdego, kto by się pojawił. Skowyt wzmocniony był
teraz przekleństwami Małego. Znowu rozległy się ciężkie kroki. Z mojej kryjówki w kącie pod
daszkiem widziałem
kilku piechurów z korpusu inżynieryjnego, którzy wbiegali na podwórze z bronią gotową do
strzału. Prowadzeni byli przez kaprala z pochodnią w ręku, miotającego przekleństwa pod adresem
sabotaży*stów i złodziei.
Ponownie rozległy się przekleństwa Małego. Pochodnie gwałtownie zgasły, ktoś krzyknął, rozległy
się głuche uderzenia, łomot padających ciał i odgłosy wystrzałów. Ogólna panika i zamieszanie.
Ktoś zaczął wzywać pomocy. Zapaliłem pochodnię i stanąłem na nogach. Stodoła sprawiała
wrażenie pełnej ludzi. Kapral gdzieś zniknął, jeden z szeregowców próbował zanurkować w stronę
drzwi. Obserwowałem frunący w powietrzu karabin, który kolbą trafił go w tył głowy. Padł jak
kamień, przy akompaniamencie śmiechu Porty.
* Ale gówno * powiedział Mały. * Dlaczego istnieją ludzie, którzy nie pilnują swoich interesów, a
wtrącają się do cudzych?
Siedział okrakiem na olbrzymiej maciorze, która sprawiała wrażenie martwej. Delikatnie podrapał
ją za różowym uchem.
* Dzielna dziewczynka * rzekł z uznaniem. *Dzielnie walczyłaś.
Z małymi kłopotami i z jeszcze mniejszą radością ciągnęliśmy zwierzę w stronę drogi.
* Będzie łatwiej * doradzał Porta * jak złapiemy ją za kopyta.
* Zamknij się! * krzyknąłem porywczo.
Tylko pięć minut minęło od walki o świnię, a ja czułem chęć do walnięcia kogoś w głowę.
* Dlaczego nie wezmiemy noża i nie potniemy jej tutaj?
* To precyzyjna robota * odpowiedział oburzony Porta. * Chcesz ją spartolić?
* Szkoda, że nie widzi tego mój stary generał! * powiedział Gregor. * Umarłby ze śmiechu. Czy
kiedykolwiek opowiadałem wam o nim?
* Tak * odpowiedział Mały bezkompromisowo.
* Naprawdę ? Jesteś pewien?
* Pieprzyć generała! * warknąłem. * Skoncentrujmy się na wyniesieniu tej zaszczanej świni w
bezpieczne miejsce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]