[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zgodności charakterów. A zgodność owa postępowała
chwilowo wyjątkowo żwawo, bo bez specjalnych
dyskusji uzgodniliśmy wyjście do knajpki. Kompromis
zawarliśmy szybko. Mieliśmy pójść się napić dobrego
lokalnego wina, ale nie objadać się. Aatwo się domyślić,
że po żołądkowych sensacjach przyszło nam to bez
trudu.
Szliśmy brzegiem morza, gdzieś w oddali błyskały
światła łodzi, morze szumiało, przed nami widać było
latarnie pobliskiego miasta. Pełen romantyzm. Ale nie
wzięliśmy się za ręce ani nie objęliśmy. Dobrze nam się
rozmawiało, ale coś pękło. Przeszliśmy próg między
 będzie a  było . Zaczynaliśmy przywykać do myśli,
że jesteśmy niemal byłym małżeństwem.
Karafka była oszroniona, wino cudownie chłodne.
Pozostawiało zmysłową cierpkość na języku 
wytrawne, ale nie za bardzo. Ideał na ciepły wieczór pod
koniec lata. Niewiele rozmawialiśmy. Kiedy kelner
przyniósł drugą karafkę, Majka podniosła kieliszek
i powiedziała:
 Czas chyba wznieść toast.
 Winem toastów się nie wznosi.
 Chyba na polskich weselach.  Parsknęliśmy
śmiechem.
 Chciałem tylko sprawdzić twoją czujność. Dawaj
ten toast.
 Za nas. %7łebyśmy potrafili z klasą się rozstać. Nie
chciałabym we własnych oczach stracić ostatnich ośmiu
lat. Chcę o nich myśleć: były piękne, nawet jeśli minęły
i się skończyły. Nie chcę ich zanieczyszczać żadną
awanturą.
Trawiłem ten toast przez trzy mgnienia oka,
rozmyślając z dumą, że to moja żona. Prawie była, ale
jednak.
 Maju, toasty wznosi się winem, ale nawet jeśli
byłoby inaczej, to ten wart jest wzniesienia. Za nas. %7łeby
została nam klasa.  Wypiliśmy.
 Adam?
 Yhm???  odmruczałem zapatrzony w morze.
 Opowiedz mi, dlaczego.
 Co dlaczego?  wróciłem z morskiej dali.  A&
Majko, po co?
 Jak to po co? Chciałabym wiedzieć, dlaczego
postanowiłeś mnie zostawić.
 Taaak& to trudne&
 Tak jakby dla mnie było łatwe.
 Jasne, masz rację. Przepraszam.  Wiedziałem, że
jestem winny Majce jakieś wyjaśnienie, ale bardzo
ciężko było mi teraz coś powiedzieć.  Czułem się przez
ostatnie lata samotny. Niby żyliśmy i mieszkaliśmy
razem, ale prawie się nie widywaliśmy. Ty nieustannie
w pracy, ja niemal zupełnie sam w domu. Od czasu do
czasu planowałem sobie wyjścia na zewnątrz, chociaż
o nich nie wiesz. Nie proponowałem ci, bo i tak nie
miałabyś czasu. Nawet nie zauważałaś, że mnie nie było.
Tak pózno wracasz do domu, tak dużo pracujesz. Nie
będę się z tobą kłócił, denerwował siebie i ciebie, że za
pózno, że za dużo. Kochasz swoją pracę, wykonujesz ją
z pasją. Niech tak będzie. Niech przynosi ci satysfakcję.
Ale ja nie chcę, żeby wspólne życie polegało na
wymianie informacji dotyczących konserwacji junkersa
i przekazywania sobie listy zakupów. Nie widzę też
wspólnego spędzania czasu jako weekendowych wyjść
do galerii handlowej, żeby uzupełnić garderobę. Jeśli
oczywiście jesteś w domu w weekend.  Zrobiłem
krótką przerwę.  Nie chcę ci robić wyrzutów. To bez
sensu. %7łyczę ci, żebyś była szczęśliwa, i realizowała
swoje pasje. Ale ja też chcę być szczęśliwy i cieszyć
życiem takim, jakie sobie wybrałem, jakie mam
z własnego wyboru. Chcę cieszyć się czyjąś obecnością.
Twoje zdjęcie mi nie wystarcza, potrzebuję żywego
rozmówcy. Kogoś, kto się do mnie uśmiechnie, kto
odpowie na zadane pytanie, kto będzie miał własne
zdanie. Kogoś takiego potrzebuję w domu, przy sobie,
a nie tylko przez telefon. Rozumiesz?
Cisza brzęczała nad butelką malwazji.
 Rozumiem.
I dalej cisza. Nie wiedziałem, co jeszcze mógłbym
powiedzieć. Przez skórę czułem, że i tak w którymś
momencie powiedziałem za dużo. A Majka była
inteligentna.
 Adam, powiedz mi prawdę.
 Majka, przecież mówię prawdę, o co ci chodzi?
 Na pewno to, co powiedziałeś, jest prawdą. Ale
niecałkowitą. Myślę, że kogoś masz, że dlatego
zdecydowałeś się na rozwód. Myślę, że gdyby po prostu
dokuczała ci moja nieobecność w domu, to byś ze mną
o tym rozmawiał, próbował coś zmienić i ułożyć nasze
życie inaczej. Może próbowałbyś mną potrząsnąć, ale
nie w ten sposób. Ty w tej chwili odpuściłeś jakąkolwiek
próbę ratowania naszego małżeństwa. Odpuściłeś nas.
Odpuściłeś mnie. Znam cię i nie wierzę, że jedyny
powód to dyskomfort, jaki odczuwasz w naszej
codzienności. Jestem przekonana, że za tym stoi inna
kobieta, dla niej chcesz się rozwieść.
Milczałem. Nie zmierzałem tego komentować. Nie
wiedziałem, co powiedzieć.
 Kochasz ją?
 Majka, przestań. Ciągle jesteś moją żoną.  Nie
zamierzałem ciągnąć tej rozmowy w taki sposób. 
Chodz, wracamy do hotelu.
 Dlaczego?  Majka był odrobinę wstawiona,
a w jej oku zabłysła iskierka, ta, która nie pozwalała mi
przejść obok niej obojętnie. Trochę buty, trochę
zadziorności, trochę rozbawienia. Dla mnie to
wybuchowa mieszanka. Ale nie dziś.
Dziś nie zamierzałem jej ulegać. Nie mogłem jej
ulec. Nie mogłem opowiedzieć Majce o Beacie. Nie
chciałem jej ranić. Po co miałbym jej opowiadać o tym,
jak ją zdradziłem? Jak ją zdradzałem przez kilka
miesięcy? Ona zarabiała na nasz dom, a ja w tym czasie
zdradzałem ją z inną kobietą. Czułem się z tym
beznadziejnie i nie potrafiłem sobie z tą myślą poradzić.
Jakkolwiek by się nam nie układało, to ja zdradziłem
swoją żonę. Nie mogłem jej o tym opowiedzieć. Nie
chciałem jej ranić. Bałem się?
 Adam, dlaczego?  nalegała.
Ocknąłem się.
 Wymyślasz niestworzone rzeczy. Czas już wracać.
Jutro też jest dzień, jutro porozmawiamy.
Majka milczała i ja milczałem. I choć z niewielkimi
przerwami milczeliśmy przez cały wieczór, to dopiero
teraz to milczenie stało się uciążliwe. Wcześniej
milczeliśmy jak para przyjaciół. W ogóle nam to nie
przeszkadzało i moglibyśmy tak milczeć
w nieskończoność. No, dopóki byśmy nie zgłodnieli.
Teraz milczenie wisiało nad nami jak gradowa chmura.
A kiedy doszliśmy do hotelu  bez gradobicia, bez
piorunów, ale też i bez uśmiechu  poszliśmy spać. Po
prostu  dobranoc i do łóżka. Właśnie zaczynaliśmy
ćwiczyć rolę rozwodzącego się małżeństwa.
Rozdział 20.
Majka chce do Plitwickich
Poranek znowu był bajeczny. Bezchmurny, świetlisty.
Mgła podniosła się znad wody, kiedy wyszedłem na
balkon. Majka już tam stała, popijała wodę mineralną
z butelki.
 No coś ty, suszy cię?
 No coś ty, nigdy w życiu. W końcu to nie ja
wypiłam wczoraj prawie dwie butelki wina.
 Nigdy w życiu. Dwie to myśmy wypili razem.
 Oj, chyba byłeś jeszcze bardziej wstawiony ode
mnie. Razem, to my wypiliśmy trzy butelki. Ja półtora
i ty półtora. Z tym, że ja większe półtora, bo miałam
jedną ekstra dolewkę.
 To daj tej mineralnej, bo od razu zaczęło mnie
suszyć.
Nie wracaliśmy do wczorajszej rozmowy. Majka
rozpoczęła nowy wątek&
 Adam?
 Oho, coś się zaczyna dziać. Kiedy moja żona
niewinnym głosem wymawia moje imię, z wyraznie
zaakcentowanym znakiem zapytania na końcu, to zaraz
padnę zaskoczony śmiertelnie jakąś niespodzianką.
 A tam, od razu śmiertelnie.
 Dzięki za litość. Więc zacznij nie śmiertelnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •