[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie powinniśmy tam zajść? Może ktoś pomógłby nam znalezć dalszą dro-
gę?
Albo i kres wędrówki żachnęła się. Wiemy już, że ktoś bacznie śledzi
nasze kroki i że pewne podejrzliwe siły skłonne będą zatrzymać nas za wszelką
cenę.
Myślisz, że śledzą nas Czarownicy?
Lub podążają przed nami i przygotowują innych na nasze nadejście.
Spojrzała nieufnie na miasto.
97
Wydaje się takie spokojne powiedział Elryk. Im dłużej przyglądał się
miastu, tym większe wrażenie robiła na nim architektura wzniesionych z zielon-
kawego kamienia budynków. Mieniące się od żółci do błękitu wieże z przyporami
łączyły łukowate mosty; delikatne niczym pajęczyna iglice zdawały się sięgać sa-
mego sklepienia jaskini. Kojarzyły mu się z czymś, czego nie potrafił uchwycić.
Chciałby tam pójść i miał coraz większy żal do Oone, że na to nie pozwala. Zaczął
podejrzewać, że Złodziejka zgubiła się i nie ma większego pojęcia o położeniu ce-
lu wędrówki niż on sam.
Musimy iść dalej powiedziała nagląco.
Pewien jestem, że znajdziemy w mieście coś, co przywróci Imrryr dawny
blask i chwałę. Tym razem jednak, zamiast strachu i okrucieństwa, miasto prze-
pełni piękno i dobra wola.
Jesteś bardziej podatny na iluzję, niż sądziłam, książę Elryku powie-
działa Oone.
A co złego jest w takich ambicjach? Spojrzał na nią gniewnie.
Są nierealne. Zupełnie jak to miasto.
Dla mnie wygląda całkiem solidnie.
Solidnie? Cóż, może na swój sposób i jest solidne. Gdybyś jednak prze-
kroczył jego bramę, przytuliłoby cię niby dawno opłakana kochanka! Chcesz? No
to chodz! Dalej! Złodziejka wyraznie traciła panowanie nad sobą. Postąpiła na
wijącą się ze wzgórza, obsydianową drogę ku miastu.
Zdumiony nagłą odmianą charakteru, Elryk poszedł za nią, jednak jego gniew
zaczął z wolna wygasać.
Przepraszam, pani, może jednak oprzemy się na twoim rozeznaniu sytu-
acji. . .
Nie słuchała go. Z każdą chwilą miasto było coraz bliżej, aż w końcu mury
i wieże zawisły nad ich głowami. Budowle były tak olbrzymie, że nie dawały
z bliska ogarnąć się wzrokiem.
To jest brama powiedziała Oone. Proszę! Przejdz przez nią i żegnaj
na zawsze. Sama pójdę dalej i sama spróbuję uratować dziecko, ty zaś rozpamiętuj
sobie utraconą wiarę tracąc tak naprawdę wiarę wszelaką!
Elryk przyjrzał się bliżej murom przypominającym z daleka jadeitowe, i ujrzał
zastygłe w środku, niczym muchy w bursztynie, postaci mężczyzn, kobiet i dzieci.
Podszedł jeszcze parę kroków, by zajrzeć w żywe wciąż twarze i nieruchome oczy,
usta zastygłe w grymasie przerażenia, udręki lub smutku.
To niezmienna przeszłość, książę Elryku powiedziała Oone. Oto los
tych, którzy upierają się przy próbach odzyskania utraconych przekonań, miast
poszukać nowych. To miasto ma nazwę, nadaną im przez Złodziei Snów. Nazy-
wamy je Miastem Twórczego Tchórzostwa. Nie rozumiesz pokrętnej logiki, która
przywodzi wielu do rozpamiętywania przeszłości! Która sprawia, że zmuszają]
98
najbliższych, aby podzielili ich los. Chcesz z nimi zostać, książę Elryku, chcesz
przez wieczność całą dopieszczać to, co straciłeś?
Albinos odwrócił się, przejęty dreszczem.
Ale skoro widzieli, co spotkało poprzedników, to czemu wchodzili do mia-
sta?
Bo byli ślepi na oczywiste fakty. Podziwiasz właśnie wielki triumf bez-
myślności nad rozumem.
Wrócili oboje na drogę okrążającą miasto. Elryk poczuł ulg?) gdy przepiękne
wieże znalazły się daleko. Przeszli jeszcze przez kilka wielkich jaskiń, a w każdej
wznosiło się miasto, chociaż żadne nie było tak wspaniałe jak pierwsze. Te na-
stępne nie przyciągały Elryka, chociaż wyczuwał w niektórych poruszenie. Oone
stwierdziła, że zapewne żadne z nich nie jest równie niebezpieczne jak Miasto
Twórczego Tchórzostwa.
Nazwałaś, pani, ten świat Wymiarem Snów, i zaiste, dobra to nazwa, bo-
wiem mamy tu cały katalog snów, a nie tylko garść zmór nocnych powiedział
Elryk. Zupełnie jakby całe to miejsce zrodziło się w wyobrazni jakiegoś poety,
tak straszne rzeczy można tu napotkać.
Powiedziałam ci już, że wiele z tego, co widzisz, to na poły uformowana
materia pochodząca z jawy innych światów, takich jak twój czy mój stwierdziła
o wiele już spokojniejsza, skoro Elryk zrozumiał niebezpieczeństwo. Przynaj-
mniej tak było na razie. Na ile objawi nam się to dalej, nie wiem. Wszystko tutaj
było przez stulecia całe kształtowane przez Złodziei Snów, którzy potrafią narzu-
cić postać temu, co dla innych jest bezpostaciowe.
Elryk zaczynał coraz lepiej rozumieć wykład Oone.
Zatem zamiast rysować mapę tych krain, sami narzucacie im łatwą do roz-
poznania postać?
Do pewnego stopnia. Nie tworzymy niczego, a tylko opisujemy. W ten spo-
sób potrafimy wytyczać drogi przez miriady sennych wymiarów, bowiem w tym
jednym wszystkie są identyczne.
W tym, że w każdym z nich może istnieć tysiąc różnych krain?
Możesz tak powiedzieć. Lub nieskończoność krain. Lub jedna w niezliczo-
nych postaciach. Drogi wytycza się tak, aby pozbawiony kompasu podróżnik nie
zbłądził zanadto. Roześmiała się niemal radośnie. Nazwy, które nadajemy
tym krainom, nie wynikają z zamiłowania do poezji ani z kaprysu, ale z koniecz-
ności. Od trafnego opisu zależeć może nasze przetrwanie!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]