[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mówił mój dziadek: Nikt już nie pamięta, kiedy zbudowano zamek Graben, ale musi on być
bardzo, ale to bardzo stary, to widać po grubych kamiennych blokach, wystających z ziemi.
Dlaczego nazwano go Graben, też nikt nie wie. Jedyne, co wiadomo, to parę historyjek o
ostatnim właścicielu.
- Chętnie o nim usłyszymy - rzekł Erling.
- No. Jak to tam szło? Aha. On miał jakoby żyć piętnastym wieku...
- Czyli trzysta lat temu.
- Zgadza się. To on był mnichem, tak mówił mój dziadek. Właściwie to on pochodził z
potężnej rodziny i w dzieciństwie mieszkał w wielkim zamku warownym po tamtej stronie
Zurychu, zdaje się, że to było Sankt Gallen. No i właśnie wtedy jak został mnichem, po wielu
latach życia za granicą osiadł tutaj, żeby żyć bardziej skromnie, w nie tak wytwornym
miejscu jak jego rodzinny dom. Ale nie wydaje mi się, żeby on w głębi duszy był
prawdziwym zakonnikiem, bo nie było chyba stworzenia bardziej złego niż on. Z rozkoszą
torturował heretyków i sekciarzy, zadawał im powolną śmierć, a młode dziewczyny z okolicy
sprowadzał na złą drogę i potem mordował. Jedna z nich urodziła dziecko i on potem tego
dziecka szukał, ale o ile mi wiadomo, nigdy go nie znalazł. W końcu chłopi mieli dosyć i z
pomocą licznych rycerzy z Aargau zdobyli szturmem twierdzę Graben, zabili mnicha, a jego
siedzibę zrównali z ziemią. Od tamtej pory w miejscu, gdzie kiedyś znajdowało się Graben,
nie ma spokoju.
Troje podróżnych patrzyło w kierunku wskazywanym przez chłopa, ale nie było w
stanie niczego dostrzec, bo iglasty gęsty las rósł wysoko ponad wsią i przesłaniał widok.
- O jednej rzeczy zapomniałeś - powiedział drugi chłop. - O przekleństwie.
Tiril rzekła po norwesku:
- No tak, przekleństwo musi być, wszystko inne jest zbyt banalne.
- Jak ono brzmiało? - zapytał Móri.
139
- Ludzie gadali, że mnich wołał tak... chociaż może nie pamiętam dokładnie: Mój
synu, mój synu, słuchaj swego ojca! Tylko ty możesz podejść w pobliże zamku. Nikt inny
nigdy tego nie dokona . Tak albo coś podobnego.
- Oj, oj - jęknął Móri. - Więc to dlatego nikt nie może się zbliżyć do zamku?.
- Prawdopodobnie.
- Ale było coś jeszcze - wtrącił drugi chłop.
- Co takiego? Ja nic nie pamiętam.
- Nie wydaje mi się, chyba pamiętasz dobrze! Coś w rodzaju: Odzyskaj szafiry, mój
synu! Pozwoliłem obejrzeć klejnot twojej matce, a ona go ukradła. Nie wiedziałem o tym,
kiedy kazałem jej umrzeć. I odszukaj klucz do ukrytego zamku Tierstein! Jedna część jest
tutaj, te przeklęte jastrzębie mają drugą, trzecia zaś znajduje się u mego brata, tego diabła,
którego nie potrafię odnalezć! To były ostatnie słowa, jakie mnich wypowiedział, zanim
rycerz Bertram rozpłatał go na dwoje.
Troje przyjaciół spoglądało po sobie. Ukryty zamek Tierstein to oczywiście
Tiersteingram w Tiveden. Jastrzębie to Habsburgowie.
- W takim razie musi istnieć powiązanie między rodami Wetlev i von Graben - rzekła
Tiril. - Trzecia część klucza znajdowała się przecież u Wetleva.
- Tak, ale to zakłada również powiązania pomiędzy rodem von Graben i trzecim z
braci Tierstein - stwierdził Erling.
- Masz rację - potwierdziła Tiril. - Musimy to wyjaśnić. Tierstein żył w jedenastym
wieku, mnich von Graben czterysta lat pózniej.
Obaj chłopi patrzyli na podróżnych z nadzieją. Nie rozumieli oczywiście po norwesku,
ale...
Erling pierwszy zorientował się, o co chodzi, i wyjął sakiewkę.
- Wasza pomoc jest nieoceniona - powiedział wręczając każdemu z nich solidną
monetę, a obdarowani rozjaśnili się w radosnych uśmiechach.
- Chwileczkę - wtrącił Móri i on również wyjął sakiewkę. - Możecie mi wyjaśnić
jeszcze jedną sprawę?
- Oczywiście! - wołali jeden przez drugiego.
- Wiecie może, czy ktoś inny tędy nie przejeżdżał i nie wypytywał o zamek von
Graben?
Chłopi zastanawiali się.
140
- Zdarza się od czasu do czasu jakiś podróżny. Ale naprawdę rzadko. Przeważnie
osoby takie jak państwo. Tacy, co chcą poznawać różne opowiadane w okolicy historie.
- A nie zapamiętaliście nikogo wyjątkowego? To się mogło zdarzyć dosyć niedawno,
w każdym razie za waszych czasów, wysoki, ciemny mężczyzna o wychudzonej twarzy i
strasznym spojrzeniu? Prawdziwie wielki pan, godny.
Chłopi patrzyli niepewnie. Chętnie zarobiliby jeszcze trochę.
- Nieee - odparł jeden przeciągle i z wyraznym żalem.
- Nieee, nikogo takiego nigdy tu nie było.
- Ale zaczekajcie! - zawołał jego kamrat. - Chociaż zdaje mi się, że to nie ma nic
wspólnego... - Opowiadaj - zachęcał go Móri.
- No, bo córka mojej kuzynki to służyła jakiś czas w Sankt Gallen. I ona opowiadała o
właśnie takim człowieku. Ale to chyba niemożliwe, bo tamten to był kardynał.
- Otóż to jest ten człowiek, o którym my mówimy - rzekł Móri cierpko. - Czy on tutaj
był?
- Nie, nie, on nigdy, mogę przysiąc. Ale był okropnie kłopotliwy dla wszystkich na
zamku Der Graben, o którym wspominaliśmy już przedtem. To stamtąd pochodził mnich.
- Tak, tak, mów dalej! To bardzo interesujące.
- Córka mojej kuzynki służyła we dworze niedaleko Der Graben. I słyszała od
dziewczyny kuchennej z zamku, że kardynał bywał tam bardzo często, bo twierdził, że jest
potomkiem panów na Der Graben. Teraz mieszka tam całkiem nowy ród, ale on węszył po
kątach. Schodził nawet do piwnic, a może nawet najwięcej to w piwnicach właśnie szperał.
Trójka przyjaciół słuchała zaskoczona.
- Zaczekaj no, zaczekaj - przerwała mu Tiril. - To by świadczyło, że kardynał czegoś
szukał?
- Tak.
- No i znalazł?
- Nie wydaje mi się. Moja krewniaczka mówiła, że zawsze opuszczał zamek bardzo
zagniewany.
- Ale to świadczy też o tym, że nie wiedział o ruinach zamku Graben - powiedział
Erling.
- Mój panie, o tych ruinach to wie bardzo niewiele ludzi. Tylko my tutaj we wsi, ale
my nikomu o nich nie opowiadamy. Trochę się wstydzimy tego miejsca, bo to takie okropne.
- Rozumiemy was bardzo dobrze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]