[ Pobierz całość w formacie PDF ]

51
- Jak możesz ich tak oczerniać? To przecież twoi krewni!
Zresztą Emmett jest bardzo nieszczęśliwy - oznajmiła
z przekonaniem.
- Też coÅ›! PrzestaÅ„ siÄ™ nim zajmować. To nie twoja spra­
wa. Wracaj do domu!
- Nie jesteś moim szefem. Zrobię, co zechcę - odparła,
unoszÄ…c brwi.
- Czyżby? Zaraz ci udowodnię, Morris, że trzeba mnie
sÅ‚uchać niezależnie od sytuacji - stwierdziÅ‚ Logan, podcho­
dząc do łóżka.
ROZDZIAA CZWARTY
Kit znieruchomiała. Po raz pierwszy czuła się tak dziwnie
w obecności Logana, choć w czasie podróży służbowych
z konieczności dzielili często hotelowe apartamenty. Oboje
podchodzili do tego bez emocji. Byli przecież tylko współ­
pracownikami. Deverell w ogóle nie zwracaÅ‚ uwagi na wy­
glÄ…d swojej asystentki.
Teraz jednak miała wrażenie, że były szef rozbiera ją
spojrzeniem. Skromna flanelowa koszula nie byÅ‚a przeszko­
dÄ… dla pożądliwych oczu. Nic dziwnego. Tyle wiedziaÅ‚ o ko­
bietach. Ich ciała nie miały przed nim tajemnic. W ciągu
trzech lat wspólnej pracy Kit mimo woli była świadkiem
licznych podbojów szefa. Logan Deverell z pewnością był
doświadczonym kochankiem.
Drżącymi palcami podciÄ…gnęła koÅ‚drÄ™ i okryÅ‚a siÄ™ niÄ… sta­
rannie. Spłonęła rumieńcem, gdy Logan stanął obok łóżka
i zmierzył ją taksującym spojrzeniem.
Zmienił się na twarzy. Uniósł brwi i niespodziewanie
zerknÄ…Å‚ na lekko rozchylone usta dziewczyny.
- Czy mógłbyś stąd wyjść? - pisnęła Kit.
Logan zawahał się, ale po chwili usiadł na brzegu łóżka.
DÅ‚oniÄ… wielkÄ… jak bochen chleba przykryÅ‚ zaciÅ›niÄ™te kurczo­
wo palce Kit, które pod wpływem jego dotknięcia rozluzniły
siÄ™ nieco.
I TYLKO MI CIEBIE BRAK 53
- Czego się boisz? - zapytał.
Do tej pory nie przemawiał do niej takim tonem. Głos
Logana był czuły, niski, ciepły. Kit popatrzyła ukochanemu
w oczy i zatraciła się w ich głębi.
OddychaÅ‚a z trudem. Logan także miaÅ‚ z tym pewne kÅ‚o­
poty. Szerokie ramiona pod biaÅ‚Ä… koszulÄ… i grafitowÄ… mary­
narkÄ… wznosiÅ‚y siÄ™ i opadaÅ‚y rytmicznie. Kit czuÅ‚a chara­
kterystyczny zapach wody kolońskiej. Deverell był gładko
ogolony. Zawsze wyglÄ…daÅ‚ nienagannie. Nie potrafiÅ‚a go so­
bie wyobrazić w dżinsach i flanelowej koszuli. Tym siÄ™ róż­
nił od Emmetta.
- Odpowiedz, Kit.
Nie używał dotąd jej imienia. Do personelu zwracał się po
nazwisku. Morris, zrób to lub tamto.., Czuła się bezbronna.
Popatrzyła mu w oczy.
- Wcale się ciebie nie boję - powiedziała z roztargnieniem.
Bezradność dziewczyny zbiÅ‚a go z tropu. Kit nie ustÄ™po­
wała mu na krok. Ich biurowe awantury przeszły do legendy.
Była wybuchowa, uparta i zapalczywa. Deverell uwielbiał się
z nią droczyć.
Ku jego zdumieniu, Kit od razu zÅ‚ożyÅ‚a broÅ„. Znierucho­
miała pod wpływem jego dotknięcia jak wystraszony kotek.
Otworzyła szeroko oczy; była przerażona, a zarazem... jakby
zachęcała go, by posunął się dalej. Podziwiał jej delikatną
cerÄ™ i kuszÄ…ce usta.
Wstrzymała oddech, gdy pochylił się nad nią. Poczuła
oddech pachnÄ…cy kawÄ… i miÄ™tÄ…. Wargi Logana musnęły Å‚a­
godnie jej rozchylone usta.
Zadrżał i odruchowo napiął mięśnie; Pieszczotliwie potarł
nosem o jej nosek. Pragnął całować Kit do utraty tchu.
54 I TYLKO MI CIEBIE BRAK
- Przy mnie jesteÅ› bezpieczna - szepnÄ…Å‚, przysuwajÄ…c
się bliżej. - Potrafię być czuły, choć pewnie trudno ci w to
uwierzyć.
Raz jeszcze musnął dziewczęce wargi. Kit miała wrażenie,
że przeszywa ją prąd. Spełniały się jej najskrytsze marzenia.
Logan ją pocałował. W głowie jej się mąciło.
UsÅ‚yszaÅ‚a, że wstrzymaÅ‚ oddech, i nagle zdaÅ‚a sobie spra­
wę z groznych konsekwencji tego sam na sam, które mogło
jÄ… wiele kosztować. Pragnęła, by Logan jej dotknÄ…Å‚, ale wie­
działa, że romans z nim to szaleństwo. Nie mogła ulec temu
mężczyznie!
- PamiÄ™taj o Betsy - rzuciÅ‚a bez namysÅ‚u i znierucho­
miała.
- SÅ‚ucham? - zapytaÅ‚ niezbyt przytomnie i Å›cisnÄ…Å‚ moc­
niej jej dłonie.
- Nie zapominaj o Betsy! - powtórzyła drżącym głosem,
starając się wyzwolić spod jego uroku. - Masz narzeczoną.
Racja. Logan uÅ›wiadomiÅ‚ sobie, że do niedawna byÅ‚ sze­
fem Kit. Wcale mu na niej nie zależało. Pragnął zdobyć
Betsy. Jak mógł o tym zapomnieć? Zmarszczył brwi i uniósł
głowę. Popatrzył na bladą twarz dziewczyny i wziął się
w garść. Wypuścił Kit z objęć.
Ona zaś natychmiast podciągnęła wyżej kołdrę.
- Jeśli pozwolisz, chciałabym się ubrać - powiedziała
z ociÄ…ganiem.
- Słucham? Och, naturalnie. - Bez słowa protestu ruszył
ku drzwiom. Kit dziękowała niebiosom za ten cud.
Włożyła dżinsy, koszulę i sweter. Zeszła do jadalni, gdzie
Logan siedział z rodziną. Jedli śniadanie; stół uginał się pod
ciężarem smakowitych potraw.
1 TYLKO MI CIEBIE BRAK 55
- PysznoÅ›ci, co? - Tansy zachwycaÅ‚a siÄ™ domowymi cia­
steczkami. - Emmett, minąłeś się z powołaniem. Powinieneś
założyć restaurację.
Logan był trochę nieswój. Podniósł głowę, gdy poczuł na
sobie wzrok Kit, która zarumieniła się natychmiast.
Zerknął na swoją dłoń ściskającą widelec. Drżała. Do
cholery, co siÄ™ z nim dzieje? Tego ranka byÅ‚ Å›wiÄ™cie przeko­
nany, że stoi na pewnym gruncie i mądrze kieruje własnym
życiem. A może było inaczej? Przed wyjazdem nie przyszło
mu nawet do gÅ‚owy, żeby zadzwonić do Betsy lub zapropo­
nować jej wspólną wyprawę do San Antonio. Nawet w biurze
nikt nie wiedział, gdzie jest szef. Wkrótce Chris zacznie się
niepokoić znikniÄ™ciem brata. Potem bÄ™dzie na niego wÅ›cie­
kły. Czemu naraził się tylu osobom? Odpowiedz była prosta.
Pognał ratować Kit przed Emmettem.
Obawy wcale nie były bezpodstawne. Kuzyn spoglądał na
Kit rozmarzonym wzrokiem i czyniÅ‚ zawoalowane aluzje do­
tyczÄ…ce wygodnego i dostatniego życia, jakie bÄ™dzie prowa­
dziła jego przyszła żona. Dzieci namawiały Kit, by wybrała
się z nimi na polowanie, co było nie lada zaszczytem.
- DziÄ™ki! Co to, to nie. - Kit zachichotaÅ‚a. - Pewnie wró­
ciłabym do domu naszpikowana strzałami.
- W żadnym wypadku - wtrÄ…ciÅ‚ Emmett.  Na polowa­
nie dzieciaki chodzÄ… z elektronicznymi pistoletami. To zaba­
wki. Za nic w świecie nie dałbym im do łapek prawdziwej
broni.
- Czy wiecie, że sygnałem radiowym można z daleka
uruchomić zapalnik bomby? - włączył się do rozmowy Polk.
Jego ojciec z wrażenia zakrztusił się domowym ciastkiem.
- Wynoście się stąd, bachory! - poleciła Tansy całej trój-
56 I TYLKO MI CIEBIE BRAK
ce, która zaspokoiła już głód. Uderzyła w plecy kaszlącego
Emmetta.
- Nie powiedziałem, że chcemy spowodować wybuch
- usprawiedliwiaÅ‚ siÄ™ chÅ‚opiec. - ZresztÄ… i tak handlarz ma­
teriałami wybuchowymi nie chciał nam sprzedać dynamitu.
- Rany boskie! - krzyknął wstrząśnięty Emmett.
- Oddaj dzieciaki do piechoty morskiej - zaproponował [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wrobelek.opx.pl
  •