[ Pobierz całość w formacie PDF ]
straciła nadzieję.
W dwie godziny potem okręt był zalany wodą aż do wysokości osady głównego
masztu. Pod pokładem tymczasem rozgrywały się rozdzierające sceny.
Matki rozpaczliwie tuliły dzieci swe do łona, przyjaciele padali sobie W objęcia i
żegnali się, niektórzy schodzili do kajut, by tam umierać nie patrząc na
rozpętane i huczące morze. Jeden z podróżnych roztrzaskał sobie czaszkę z
pistoletu i skonał na schodach sypialni. Ludzie czepiali się konwulsyjnie jedni
drugich, kobiety mdlały i wpadały w szał nieopisany.
Wielu klęczało dokoła księdza wznosząc ku niemu złożone do modlitwy ręce.
Krzyk, jęki, płacz dzieci, łkania, głosy dzikie, ostre tworzyły jakiś chór
piekielny, jakąś symfonię rozpaczy, a tu, to tam, stali ludzie nieruchomi jak
posągi, z rozszerzonymi zrenicami, które nie widziały nic, z twarzami
szaleńców i trupów.
Ale dwoje dzieci. Manio i Julieta, trzymając się co siły jednego z okrętowych
masztów patrzyły w morze osłupiałym wzrokiem jakby nieprzytomne.
Morze zaczęło się uspokajać wreszcie, ale okręt zanurzał się zwolna coraz
głębiej. Kilka minut zaledwie i musiał zniknąć pod wodą.
Spuszczaj szalupę! krzyknął kapitan.
Spuszczono ostatnią szalupę, jaka pozostała. Czternastu marynarzy i trzech
podróżnych w nią zeszło. Kapitan patrzył z pokładu.
Kapitanie! Schodz z nami! krzyczano na niego z szalupy.
Zginę na stanowisku!... To powinność moja! odkrzyknął kapitan.
Spotkamy jakiś statek! Ocalimy cię! Schodz! Ratuj się! wołali marynarze.
Zostaję tutaj!
Jest jeszcze miejsce! krzyknęli wtedy marynarze zwracając się do
pasażerów. Niech zejdzie kobieta! Zbliżyła się kobieta, podtrzymywana
przez kapitana, ale zobaczywszy odległość, w jakiej się znajdowała szalupa, nie
mogła odważyć się na skok i padła na pokład zemdlona.
Inne kobiety były bezprzytomne i na wpół nieżywe.
Dawać dziecko! krzyczeli teraz marynarze.
Na ten krzyk mały Sycylijczyk i towarzyszka jego, jakby skamieniali dotąd od
nadludzkiej zgrozy, wstrząśnięci gwałtownym instynktem życia, puścili drzewo
masztu w tym samym momencie i rzuciwszy się na brzeg pokładu wrzasnęli
jednym głosem: Ja!... Ja!... odtrącając się wzajem od zejścia jak dzikie
zwierzęta.
Mniejsze! krzyczano z szalupy. Aódz jest przeładowana! Mniejsze!
A na ten krzyk dziewczynka opuściła ręce jak trafiona gromem i stanęła
nieruchoma patrząc na Mania martwymi oczyma.
Manio spojrzał na nią i zobaczył krwawą plamę na żółtej sukience. Przypomniał
sobie i jakiś błysk niebiański przeleciał mu po twarzy.
Mniejsze! Prędzej! wołali marynarze z najwyższą niecierpliwością.
Odbijamy!
A wtedy Manio krzyknął jakimś dziwnym głosem:
Ona lżejsza! Schodz, Julieto! Masz ojca i matkę. Ja sam. Oddaję ci miejsce.
Schodz!
Rzucić ją w wodę!... Złapiemy!
Manio chwycił ją wpół i rzucił w morze. Wrzasnęła dziewczynka i zanurzyła się
z głową. Ale w tejże chwili jeden z marynarzy chwycił ją i wciągnął na łódz.
Chłopiec stał wyprostowany na brzegu pokładu, z czołem podniesionym, z
włosami rozwianymi przez wiatr, stał nieruchomy, spokojny, wzniosły.
Plusnęły wiosła. Szalupa miała zaledwie czas oddalić się od niebezpiecznego
leja, jaki tworzył okręt idący pod wodę, a który łatwo mógł ją wciągnąć w
przepaść.
Wtedy dziewczynka, dotąd bezprzytomna jakby, podniosła oczy ku chłopcu i
wybuchła płaczem.
%7łegnaj, Manio! krzyknęła wyciągając ręce ze łkaniem. %7łegnaj! %7łegnaj!
Bądz zdrowa! odkrzyknął chłopiec podnosząc rękę.
Barka zaczęła się oddalać z pośpiechem, skróś wzburzonego morza pod
zamroczonym niebem.
Na okręcie ucichło wszystko.
Woda zatapiała już ostatni skrawek pokładu.
Nagle chłopczyna upadł na kolana ze złożonymi rękami i oczy wzniósł w niebo.
Ocalona dziewczynka ukryła twarz w dłoniach. Kiedy ją podniosła i powiodła
wzrokiem po morzu dokoła, okrętu nie było już na nim.
Książka pobrana ze strony
http://www.ksiazki4u.prv.pl
lub
http://www.ksiazki.cvx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]